Rozdział 10: A to była moja zemsta

917 78 31
                                    


– Niko – zapytał wolno Polska, zwalniając kroku. – Czy ty... dodałeś im czegoś... do tych... kanapek na drogę?

Białoruś pochylił się nad kwiatkiem i bardziej niż niewinnie uśmiechnął się do białych płatków. Nie odpowiedział.

– Niko, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że po Puszczy Białowieskiej biega banda naćpanych personifikacji?

– Oj tam banda od razu – Nikolai lekceważąco machnął ręką. – Dorzuciłem tylko Prusakowi LSD do kanapki. Niech się pobuja na haju po lesie.

Taurys, który chwilę temu opuścił ich za potrzebą, wrócił do nich, na szczęście nie słysząc ani słowa z odbytej właśnie rozmowy.

– Nie uważacie, że coś długo im schodzi?

Stali na polance, gdzie koniec końców drużyna pierwsza miała się pojawić, prowadząc za sobą drużynę drugą i jak dotąd nikt się nie pojawił, nie licząc paru wilków i dwóch szybkich żubrów.

– Bo wprawy w uciekaniu po lasach nie mają – Feliks również machnął ręką, próbując zbagatelizować obawy Taurysa. – A to się który o korzeń potknie i kostkę skręci, a to przyrżnie czołem w drzewo, a to spadnie ze skarpy i skręci kark...

– Naćpa się grzybkami... – Dodał tym samym lekkim tonem Nikolai, grzebiąc w swoim plecaku.

Feliks posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Litwa otworzył usta, by zapytać, co Białoruś ma na myśli, ale wtedy właśnie zaszeleściły zarośla i na polance pojawiły się dziewczęta; Węgierka całkiem zadowolona, Czeszka oblepiona pajęczynami, a Belgijka z bluzką podartą w miejscach strategicznych, zasłaniająca się rękoma z miną oznaczającą „tylko spróbuj się gapić, a nakarmię moje psy twoimi jajami".

– Co się stało? – W Feliksie obudził się dżentelmen i ofiarował Belgii swoją ramoneskę.

– Pamiętasz, co mówiłeś o nierozdzielaniu się? – Zapytała Węgry, siadając na pobliskim powalonym pniu drzewa.

Trójka organizatorów wymieniła spojrzenia, westchnęła jednogłośnie, a Nikolai wyciągnął z plecaka wódkę i kilka kieliszków. Jedną kolejkę wódki później dziewczyny zaczęły opowiadać.

– ... No i wtedy wyskoczył jakiś debil w żółtym płaszczu przeciwdeszczowym – dodała Czeszka.

– ... I pokazuje klejnoty – Belgia skrzywiła się po wódce jako jedyna z towarzystwa. – Jak wy możecie to pić... No i my w śmiech, chłopaki w śmiech...

– I ten ekshibicjonista spojrzał na nas tak dziwnie – Węgry polała drugą kolejkę. – Posmutniał jakoś... Gilbert zaczął go na swój sposób pocieszać...

– Powiedział, że nie ma się co martwić, bo masz mniejszego – dodała Czeszka w kierunku Feliksa.

Polska, głęboko urażony, zanotował tę zniewagę w pamięci.

– A wtedy... – Belgia westchnęła, patrząc na kolejny kieliszek. Chwilę myślała i w końcu chyba dała sobie spokój z oporami. – Lej... Znikąd wyskoczył ten twój bizon.

– Żubr.

– Żubr. Ten koleś zaczął jakieś cyrki odstawiać, że niby korrida, żubr się chyba wkurzył... a my staliśmy między nim a tym gołodupcem. Jak zaszarżował...

– To każde pobiegło w innym kierunku – dokończyła opowieść Węgry. – Lej.

– To nie tłumaczy, co się stało z twoją bluzką – zauważył Litwa.

[aph] Niech zapłoną lasy i kniejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz