O świcie ruszyli w dalszą drogę. Zatrzymali się dopiero, kiedy dotarli do wielkich i stromych gór.
Zadzierali na nie głowy już od jakiegoś czasu, gdy Gorg zapytał:
– Jesteś absolutnie pewien, że musimy tędy przejść?– Hm? – Diablik spojrzał na niego. – A, tak-tak, zawsze przelatujemy nad górami, jesteśmy na dobrej drodze.
– Nie wspominałeś o nich.
– Serio? – Uciekł gdzieś wzrokiem z nerwowym uśmiechem.– Mhm. – Gorg nie okazywał swym tonem czy miną większych emocji. – Co jeszcze nas czeka, zanim wreszcie dotrzemy na te walone bagna?
– Nic. To ostatni odcinek drogi. Po drugiej stronie tych gór czeka na nas cel naszej podróży. – Na te słowa wilk odetchnął wreszcie z ulgą.Zaraz jednak ponownie zapytał:
– Nie można ich jakoś obejść? – rozglądając się na boki, acz góry rozciągały się od jednego horyzontu do drugiego.
– Noo... można. Choć to całkiem długie pasmo.
– Czyli że szybciej będzie na wprost.
– Jak zazwyczaj. – Topik wzruszył ramionami. – Choć na pewno trudniej. Zawsze możemy się przejść... – Wizja dodatkowych kilku dni marszu wcale nie wydawała mu się zła, o ile Gorg będzie maszerował obok.Wilkor przeniósł wzrok z powrotem na górski szczyt.
– Nie. Chcę jak najszybciej mieć już to za sobą.
Do jednej szpili w sercu chochlika dołączyła druga.
– Chodź. Nie jest aż tak stromo.~~*~~
Zmienił zdanie, kiedy byli mniej więcej w 3/4 wspinaczki. Na tyle wysoko, że wiało tam niemiłosiernie i musiał wspinać się, jednocześnie asekurując leciutkiego duszka; pilnując, aby go nie zwiało.
Gdy dotarli do w miarę stabilnej, poziomej półki, krzyknął do niego – pokonując świst wiatru – żeby się na chwilę zatrzymali i odpoczęli.
Usiedli z głośnymi westchnieniami, a Gorg stwierdził, że potrzebuje motywacji w postaci zobaczenia, że od bagien faktycznie dzieli ich już tylko ten krótki odcinek, by znaleźć siły na pokonanie go.
– Pixie, pokaż mi mapę! Chcę na własne oczy zobaczyć, że już blisko!
– Cooo? – Topik udał, że nie usłyszał, choć w rzeczywistości jego oczy rozszerzyły się ze zgrozy.– Ma-pę! Daj! – tego krzyku już nie dało się nie usłyszeć, więc z mocno bijącym sercem i myślami przepływającymi przez głowę szybciej niż wiatr, Pilipix powoli sięgnął do kieszonki... A kiedy wyjmował z niej ściskany za sam róg skrawek papieru, po prostu poluźnił uchwyt i pozwolił, by wiatr mu go wyrwał i poniósł w dal.
– Szlag! – przeklął wilkołak i instynktownie wyciągnął rękę, ale nawet się o niego nie otarł.
– Przepraszam! – wykrzyknął Pix.
– Nieważne! – odpowiedział, po czym spojrzał w górę, gdzie dostrzegł prowadzącą do potencjalnego schronienia wyrwę. Szturchnął chochlika w ramię, aby ten też tam spojrzał.
Osiągając bezsłowne porozumienie, na nowo zaczęli się wspinać.Odetchnęli z ulgą, gdy dotarli do jaskini i weszli do środka, skrywając się przed smagającym wiatrem.
– Już nie mogę, odpocznijmy tu chwilę – powiedział Gorg, rzucając plecak na ziemię w roli poduszki i się kładąc. Wyciągnął rękę do Pixiego, który z kolei ułożył głowę na jego ramieniu.
Leżeli tak pełen moment, głośno oddychając ze zmęczenia.

YOU ARE READING
Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|
AdventureOn, duże dziecko Dostał od życia huśtawkę Nastrojów Lubił się bujać W nim Chociaż wolał W obłokach Łatwiej mu było dosięgnąć* /Czyli jak za pomocą trzcinowej rurki pewien chochlik połączył ze sobą losy wielu, a te później tak się splątały, że wyewol...