Rozdział 35

636 47 22
                                    

Konsekwencje tamtego zabójstwa odbijają się na mnie dopiero następnego dnia, gdy wstaję z łóżka i podchodzę do lustra.

Widzę siebie z potarganymi, blond włosami i suchymi po nocy ustami, ale w moich ciemnych oczach jest coś obcego.

Albo po prostu popadam w paranoję.

Wciąż jestem w domu Mycrofta i naprawdę mi to odpowiada. Bał się wczoraj puścić mnie do mojego domu, ale co najgorsze nie powiedział dlaczego. Bał się, że sama coś sobie zrobię czy, że terroryści będą się mścić?

Wczoraj po zabiciu Toma, zaatakowali ich ludzie Mycrofta, którzy przyjechali w samą porę. Ucięłam wężowi dupę, a raczej ogon, a powinnam uciąć głowę.

Ludzie uczą się na błędach.

Wychodzę z sypialni i już schodząc po schodach widzę Mycrofta, w pośpiechu wiążącego krawat.

- Moi rodzice dzwonili - oznajmnia, jakbym wczoraj wcale nie zabiła człowieka - Pytali, czy dobrze się czujesz.

- Chyba jestem trochę przeziębiona - odpowiadam beztrosko, a on odwraca się gwałtownie.

Wpycham sobie do ust kawałek kanapki, leżącej na stole.

- Aileen! - Holmes mierzy mnie uważnym, ale karcącym spojrzeniem.

- No co? - mruczę, wzruszając ramionami, wciąż z jedzeniem w buzi.

Podchodzi do mnie powoli.

- Czemu go wczoraj zabiłaś? - pyta, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Groził nam. Był dupkiem. Współpracował z terrorystami. Starczy? - warczę, zirytowana.

Czasami naprawdę nie rozumiem Mycrofta. Jakby sama twarz Toma nie była wystarczającym powodem...

W mój umysł wbija się ostre jak igła wspomnienie krwi na jego twarzy, odgłosu kuli przebijającej jego czaszkę.

Podchodzę do lodówki i już mam zamiar ją otworzyć, ale Mycroft mi na to nie pozwala.

- Groził tylko mi - stwierdza.

- Czy nie mogę spokojnie zjeść śniadania?! - krzyczę w końcu, nie mogąc się powstrzymać.

- Odpowiedz mi na jedno zasadnicze pytanie.

- Już ci odpowiedziałam.

Odwracam się do niego plecami i wyglądam przez okno na delikatnie prószący śnieg.

- Aileen... - szepcze, ale w jego głosie słyszę żądanie.

- A co ty zrobiłbyś na moim miejscu?! - znowu podnoszę głos i odwracam się z powrotem twarzą do niego - Zabiłeś kiedyś człowieka?

Nie odpowiada i patrzy na mnie tylko nieruchomym spojrzeniem z pełną powagą.

- Tak myślałam.

- Myślisz, że przez to jesteś ode mnie lepsza? Bo umiesz zabijać? - pyta.

- Każdy umie zabijać. Ale nie każdy umie zapominać - mówiąc to, podchodzę do szafki i wyjmuję stamtąd kubek oraz puszkę z kawą.

- Wysnułaś te filozoficzne wnioski w ciągu jednej nocy? - w jego głosie brzmi już rozbawienie.

Przymykam oczy i wzdycham.

- Idź już do pracy - cedzę przez zaciśnięte zęby i podchodzę do niego, żeby mocniej zacisnąć mu krawat.

W tym momencie do środka wpada Sherlock, a jego wzrok ląduje na mnie, wciąż ubranej w koszulę nocną.

Starszy Holmes zdążył już do tego przywyknąć.

- Przeszkadzamy? - pyta - Mam nadzieję, że nie, a nawet jeśli to mam to...

- Nie kończ - odzywa się Watson, który również przyszedł.

Mycroft przewraca oczami z niezadowoloną miną, a ja krzyżuję ręce na piersi.

- Z czego wynika wasza wizyta? - mówię do Sherlocka, który wchodzi do kuchni w swoich oblepionych śniegiem butach.

- Mam sprawę do brata - odpowiada.

- Kupcie mu zegarek na następne święta - proszę, zwracając się do Johna i Mycrofta, ale cały czas posyłam detektywowi wredne spojrzenie - Jest dopiero ósma rano!

- Ale się najeżyła - cmoka Sherlock z rozbawieniem i robi sobie kawę, nawet nie pytając o pozwolenie.

Potem zbliża się do lodówki i wyjmuje kilka rzeczy. Co prawda, ledwo mieszczą mu się w rękach, ale po sekundzie kładzie je na blacie.

Patrzę na Mycrofta i wymuszam na nim, żeby coś zrobił, ale on na mnie nie patrzy.

W końcu nie wytrzymuję i podchodzę do detektywa szybko.

- Przepraszam, czy ty jesteś u siebie?! - krzyczę, mrużąc oczy.

- Nie, ale ty też nie - posyła mi krzywy uśmiech i dalej korzysta z zawartości lodówki, robiąc sobie śniadanie.

- Jesteś bezczelny - warczę - I...

- Kto tu jest bezczelny? Stoisz przede mną w samej koszuli nocnej, nie chcesz nawet podzielić się ze mną śniadaniem, a kawę musiałem sobie zrobić sam.

Dobrze, że Mycroft łapie mnie za nadgarstek, bo moja dłoń chyba wylądowałaby na twarzy jego brata.

Zamykam oczy i przez chwilę uspokajam oddech, a potem wyrywam rękę z uścisku Mycrofta i wchodzę po schodach nic nie mówiąc.

Od razu, gdy wchodzę do swojego pokoju, zaczynam się przebierać i nakładam lekki makijaż. Na dole słyszę jeszcze podniesione głosy braci Holmes.

Łapię torebkę i z powrotem schodzę na dół. Moje obcasy stukają o schody, a włosy poruszają się w rytm moich kroków.

- Zabójczyni na szpilkach - śmieje się Sherlock głupio - John, powinnieneś napisać o tym na swoim blogu.

Podchodzę do niego powoli, ale rozwścieczona jak osa.

- Powtórz to, a pożałujesz - szepczę mu na ucho - Możesz to rozpowiedzieć całemu światu, a i tak nikt ci nie uwierzy.

Posyłam mu pewny siebie uśmiech i łapię płaszcz, który wisi na wieszaku.

- Wybierasz się gdzieś? - pyta mnie Mycroft.

- Spokojnie, potem wrócę. Mam swoje sprawy - oznajmiam, narzucając na siebie okrycie.

- Wczoraj też miałaś swoje sprawy, co? - odzywa się Sherlock - Dosyć krwawe.

Widzę zaciśniętą szczękę Mycrofta, ale puszczam do niego oko i odpowiadam:

- Zabiłam go wczoraj, bo miałam taki kaprys. Tak, było krwawo. Do zobaczenia!

Otwieram drzwi i wychodzę, ale po namyśle wbiegam z powrotem, łapię kluczyki do samochodu i nie zważając na protesty Mycrofta, wychodzę.

Koniec z grzeczną dziewczyną. Koniec z obcasami i spódniczkami. Koniec z hamowaniem złości. Wracam do domu...

Może zrobimy jakiś maratonik, hm?
Tak jakoś mam teraz dużo weny😊

I'm serious, Mr. HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz