płynę tratwą dziurawą, spruchniałą
morzem świateł, kiepów i ludzi
oceanem bloków
i raz kojącym
raz rozrywającym odgłosem pociągu
płynę, by ciebie mieć przy boku
raz jeszcze, pocieszcie mniejesteś w mojej głowie
mimo wszystko nie pustynią,
a wyspą
oazą z wodą pitną
a kotwicę za burtę chcę zarzucić
tylko przy tobie
położyć się, zasnąć, odetchnąć
i gdy zrobi się ciemno
gdy zimno
to rozpalić i podtrzymywać ogień