03:07

71 9 1
                                    

Uczucie przypominające wybudzanie się z długiego snu. Fizycznie nie było to możliwe, abym po wielu dniach czy latach był wstanie otworzyć oczy, bo nie posiadałem fizyczności. Coś we mnie kazało skupić uwagę. Ciekawość pulsowała podobnie do bijącego w ludzkim ciele serca. Wszystko za sprawą dźwięków docierających do mnie przez mury domu. Przez okno widziałem samochód parkujący na wjeździe. Ludzie. Ktoś jeszcze zdecydował się zamieszkać w tym miejscu?
Wyczuwałam to... jak bardzo atmosfera w tych murach zaczęła się zmieniać. Gdyby to było możliwe, ten budynek zacząłby się rozkładać niczym „kwiat" rosiczki, czekający na swoją ofiarę. Nowi mieszkańcy dla mnie byli jak przebudzenie z długiego snu. Prowadzony ciekawością zatrzymałem się przy drzwiach. Czekałem... mieszanka uczuć przepływała wewnątrz mnie.
Drzwi uchyliły się, wpuszczając do środka dźwięk ludzkiego głosu. Przyjemny, męski śmiech. Najpierw weszła młoda kobieta, średniego wzrostu, dość ładna. Wyglądała na Azjatkę, chociaż jej oczy miały dość nietypowy kształt, wiec może miała w sobie mieszankę krwi jakiejś innej narodowości. Trzymała w rękach jakieś pudło, które z hukiem upuściła na podłogę. Moja uwaga szybko przeniosła się na człowieka za nią. Wysoki Azjata o pięknej twarzy. Emanował życiem i radością. Jego uśmiech był esencją tego, czego potrzebowałem. Miałem wrażenie, że wraz z nim do tego domu przedostały się jakieś skrawki światła.
- Ciężkie - mruknął, odkładając dwie spore walizki pod ścianę.
- Kto pierwszy? Biegnę po resztę rzeczy - rzuciła zaczepnie brunetka, delikatnie szturchając go w ramie. Ten gwałtownie ruszył za nią. Oboje się śmiali. Drzwi zamykały się za nimi, ale powstrzymałem je. Przez niewielką lukę pomiędzy nimi a futryną chciałam go podglądać. Przepychali się przez chwile, później uniósł ja w swoich ramionach, przytulił... Kochali się. To musiało być tak przyjemne uczucie, jak dotyk słońca na skórze. Tego dnia pogoda rozjaśniała świat wokół tak jak mnie wewnątrz ciepły uśmiech tego mężczyzny.
- Chanyeol! Przestań! - krzyknęła, próbując się wyrwać z jego objęć.
Chanyeol... Chanyeol.

.
.
.

Noc była najcięższym okresem dnia. Cisza przypominała mi o długim etapie mojego istnienia, w którym ten dom był martwy. Głosy nie rozbrzmiewały, brakowało dźwięków codzienności. Obserwowałem Chanyeola gdy zasypiał, ale gdy już zapadał w sen, nie odciągał mojej uwagi od kogoś irytującego, o kim zdarzało mi się zapomnieć. Kobieta w jego objęciach z jakiegoś powodu zaczęła przykuwać moja uwagę bardziej niż zazwyczaj. Chciałem zająć jej miejsce, pragnąłem żyć, ale tylko dla niego. Wyobrażałem sobie jakie uczucie mogłoby się obudzić, gdybym zasypiał przy jego ciepłym ciele. Złość buzowała we mnie i poza mną. Bycie martwym różniło się tym, że dusza nie posiadała swoich ram. Dotyk nie był możliwy, a jeśli już to nie był on czymś, czym kojarzyłby się z tym za życia. Nawet nie miałem pojęcia, kiedy moje emocje przybrały fizyczną formę. Mocnym szarpnięciem ściągnąłem kobietę z łóżka, wyrywając ją z objęć Chanyeola.
Przerażenie...
Podniosła się, usilnie łapiąc oddech. Włosy opadły na jej twarz, zszokowana długo nie podniosła się z pozycji siedzącej. Rozglądała się, prawdopodobnie szukała mojej osoby lub jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. Myśl o pustce, jaką musiała mieć wtedy w głowie, była zabawna, uzależniająca. Jej strach i świadomość, że jestem gdzieś obok, sprawiał mi przyjemność. Otaczałem ją, rozkoszując się jej przerażeniem.
- Channie... - wyszeptała płaczliwie, marszcząc przy tym brwi. Nie widziałem w niej nic pięknego. W moich oczach nie zasługiwała na Chanyeola. Chciałem jej pokazać, że jestem i że ją obserwuje. Coś dawało mi bezgłośnie wskazówki, tłumaczyło co mam robić dalej. Z przyjemnością słuchałem tego głosu, wtedy jeszcze nie wnikając w jego pochodzenie. Lampka blisko łóżka stała się moim celem. Błysnąłem nią raz, rozświetlając pokój rdzawym światłem. Kobieta gwałtownie odwróciła głowę, żarówka zaskwierczała w momencie, w którym opuściło ją światło.
- Chanyeol! - Kobieta zasłoniła głowę rękami, kuląc się na podłodze, przy łóżku. Zachowywała się, jakby ktoś unosił nad nią dłoń, mając zamiar wymierzyć kolejny cios. Nie miałem takiej możliwości, poza tym... to nie byłaby dla mnie przyjemność.
Chan otworzył oczy, a jego dłoń przesunęła się po pustym miejscu po jego prawej stronie. Mógłbym ją zastąpić. Brak kobiety przy Chanyeolu i jej cichy płacz wzbudził w nim niepokój. Moja świadomość rozlała się na tyle, że każde z ich uczuć wręcz „wciekało" do mojej jaźni.
Obserwowałem z każdej możliwej strony, jak mężczyzna się podnosi. Jego spojrzenie natychmiast skierowało się w stronę kobiety. Gwałtownie opuścił łóżko, zaplątując się nogami w pościel. Gdy tylko znalazł się obok, objął ją.
Denerwujące.
Poczułem to ciepłe uczucie między nimi. Tę troskę mężczyzny względem jego ukochanej. Jego ciepło również niwelowało jej strach.
Denerwujące!
Złość wewnątrz mnie wzrastała, ale tym razem szybko przygasił je smutek. Mój Chanyeol trzymał ją w objęciach. Bronił ją... przede mną. Chłód wewnątrz mnie musiał stać się dla nich odczuwalny. W końcu otaczałem ich, nie posiadając określonej formy. Szybko wrócili do wspólnego łóżka, ponownie zasypiając w swoich objęciach. Tym razem Chanyeol tulił ją mocniej, a ja czułem, że jestem jedynie koszmarem, jaki chciał odpędzić. Pocieszał ją, głaskał palcami jej włosy. Chciałem poczuć ten dotyk, wtulić się w niego i cieszyć się energia życia, jaka pulsowała w ciele tego mężczyzny. Ale on... nie dopuszczał do siebie możliwości, że mogę istnieć.
Lekceważył.
Miałem zamiar pokazać im, że istnieje, najdotkliwiej jak tylko to było możliwe. Chociaż fakt, że Chanyeol nie wierzył, że jestem przy nim, budził moja nadzieje na to, że pozbędę się z domu jedynie jej, a on zostanie ze mną już na zawsze.

03:07Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz