Rozdział 10

60 10 7
                                    

- Może znasz jakieś miejsce, w którym mogłabym się zatrzymać? - Pytam, mając nadzieję, że da mi taką odpowiedz, jakiej oczekuję.

Kyle drapie się po głowie i przez chwilę nad czymś rozmyśla.

- Mogłabyś się zatrzymać u mnie. Miejsca mamy sporo, a pokoje są puste. Ojciec nawet nie zauważy twojej obecności, bo cały czas chodzi... - urywa i odchrząkuje. - W każdym razie nie powinno być problemu.

- Jesteś pewny? Nie chciałabym się narzucać.

- Ten dom jest pusty i smutny, więc może chociaż ty wprowadzisz do niego trochę życia - odpowiada, a ja czuję ukłucie żalu w sercu.

Kiedy wchodzimy do domu Kyle'a, wskazuje mi pokój, w którym mogę się zatrzymać. Jest to dokładnie ten sam pokój, który wcześniej sama wybrałam.

- Jeśli będziesz czegoś potrzebować to się nie krępuj. Uważaj tylko na mojego ojca, on nie jest zbyt... przyjazny.

- Będę uważać.

- To co, może coś zjemy? - Proponuje chłopak, po czym zaciąga mnie do kuchni. Otwiera lodówkę, która okazuje się pusta, stoi tam tylko karton mleka i butelki z alkoholem. - Tak myślałem. Zamówię pizzę - wyciąga telefon i wybiera numer. - Jaką chcesz?

Nie miałam pojęcia co to jest pizza, a tym bardziej, że istnieją jej różne odmiany. Dlaczego świat ludzi musi być taki skomplikowany?

- Nie jestem głodna - odpowiadam.

- Daj spokój - wzdycha Kyle. - Hawajska? Wy, dziewczyny, macie do niej dziwne upodobanie.

- Może być, dziękuję - zgadzam się dla świetego spokoju, choć zupełnie nie wiem, o czym do mnie mówi.

Kyle składa zamówienie, po czym siadamy w salonie. Włącza jakiś film, który okazuje się bardzo brutalny i niezbyt mi się podoba. Jak można czerpać przyjemność z oglądania takich rzeczy? Kyle jednak dobrze się bawi, więc udaję, że mnie również się podoba.

Kiedy przyjeżdża dostawca, Kyle pauzuje film, idzie do drzwi i po chwili wraca z dwoma płaskimi kartonami.

- Smacznego - rzuca, po czym szybko zabiera się za jedzenie.

Idę za jego przykładem i biorę kawałek do rąk. Nie pachnie to zbyt ładnie i podobnie smakuje, chociaż te żółte, słodkie części nie są najgorsze.

Kyle przygląda mi się, przez co czuję się skrępowana. Nie lubię być w centrum uwagi, więc wolałabym, gdyby skupił swoją na czymś innym.

- Mówiłem ci już, że kogoś mi przypominasz? - Pyta po chwili.

- Chyba tak.

- To dziwne. Nie mogę sobie skojarzyć kogo.

- Na świecie jest wielu ludzi, musi istnieć ktoś do nas podobny. Może akurat przypominam ci kogoś, kogo kiedyś spotkałeś.

- Może... - przerywa mu dźwięk otwieranych drzwi, a potem ciężkich, nierównych kroków. Po chwili do salonu wtacza się jego ojciec, który ledwo trzyma się na nogach. - Ja pierdole - mówi cicho Kyle i rzuca mi przepraszające spojrzenie.

Jego ojciec nie dociera do kanapy, tylko upada na podłogę i zaczyna wymiotować. Okropnie przykry widok. Kyle wstaje i patrzy na niego z pogardą.

- Czy choć przez jeden dzień nie mógłbyś być trzeźwy? Dlaczego całe życie chodzisz najebany?

- Przez ciebie. Wiesz, co zrobiłeś - mamrocze jego ojciec, a Kyle czerwienieje na twarzy.

- To było kilkanaście lat temu! Mógłbyś się w końcu wziąć w garść! Straciłeś żonę i córkę, ale masz jeszcze mnie! Przez całe życie musiałem radzić sobie sam, bo ciebie nie obchodziła rola ojca!

- Mój syn zginął razem z nimi. Dla mnie jesteś martwy.

Kyle ryczy ze wściekłości, bierze zamach i uderza ojca, którego twarz ląduje w wymiocinach. Od razu wstaję i próbuję powstrzymać Kyle'a, bo w jego oczach widzę coś niepokojącego. Wygląda tak, jakby chciał go zabić.

- Przestań, Kyle, przestań! - Odciągam go, a on dyszy i nawet na mnie nie patrzy.

- Pieprzyć to - rzuca tylko i gdzieś idzie. Jego ojciec pojękuje na podłodze i chyba klnie na syna. Stoję przez chwilę, nie wiedząc co mam zrobić, po czym postanawiam najpierw ogarnąć jego ojca. Z trudem ciągnę go do łazienki i wpycham pod prysznic. Odkręcam wodę i pozwalam, żeby go zmoczyła. Mam nadzieję, że trochę otrzeźwieje.

- Jesteś kolejną dziwką mojego syna? - Mamrocze mężczyzna.

Nie wiem co oznacza to określenie, ale podejrzewam, że miało mnie obrazić.

- Jestem jego koleżanką. Pomogę panu się ogarnąć - odpowiadam, a on otwiera szerzej oczy i blednie, kiedy na mnie patrzy.

- Madeleine... Moja Madeleine... - z jego oczu zaczynają płynąć łzy.

Jaka znowu Madeleine?

- Nie wiem, o kim pan mówi.

- Moja żona... jesteś do niej taka podobna...

- Nie słuchaj go - przerywa mu Kyle, który pojawia się w łazience. - Przepraszam, już się uspokoiłem. Możesz iść, sam go ogarnę.

- Jesteś...

- Tak, jestem pewny. Zaczekaj w moim pokoju.

Pospiesznie stamtąd wychodzę, bo poczułam się niezręcznie. Nie chcę, żeby ktoś widział we mnie kogoś, kim nie jestem.

>>>

- Przepraszam cię za to - wzdycha Kyle, kiedy wraca do pokoju. - Mogłem cię ostrzec, że mój ojciec to stary alkoholik, ale sama rozumiesz... nie ma czym się chwalić.

- To przecież nie twoja wina. Przykro mi, że musisz przez to przechodzić - odpowiadam tylko, zbliżając się do niego. Mam ochotę go przytulić, żeby poczuł się lepiej, ale nie chcę być nachalna.

- Wydaje mi się, że już zdążyłem do tego przywyknąć. Że mnie nienawidzi, traktuje jak śmiecia i obwinia mnie o śmierć mojej matki i siostry.

- Chcesz o tym porozmawiać?

- Nie, wybacz - patrzy mi w oczy, a ja mam wrażenie, jakby chciał zajrzeć w głąb mojej duszy. Potem jego wzrok kieruje się na moje usta i nad czymś się zastanawia. - Jeśli chcesz mi pomóc, istnieje sposób, żeby zająć moje myśli czymś innym niż mój ojciec.

- Okej, to powiedz mi... - nie kończę, bo Kyle zbliża usta do moich i zaczyna mnie całować.

Jeszcze nigdy tego nie robiłam i na początku jestem zdezorientowana. Po chwili jednak myślę, że chyba nie powinnam być taka sztywna, więc moje usta zaczynają się poruszać, starając się dopasować do rytmu, który narzucił Kyle. Wydaje mi się jakby milion myśli krążyło teraz w mojej głowie, ale żadnej z nich nie potrafię określić.

Wiem, że nie powinnam tego robić. Zapewne w przyszłości poniosę konsekwencje, ale teraz nie chcę o tym myśleć.

CDN.

• under my wings • [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz