Choć ognisko wybuchało płomieniami raz po raz z dużą mocą, Hoseok owinął koc na ramionach najszczelniej jak potrafił. Nie czuł się dobrze siedząc za blisko ognia, a chłód jesiennego wieczoru robił swoje. Obstawał przy tym, żeby zostać w domu, albo zwyczajnie przejść się po parku, skoro jego przyjaciółom tak zależało na 'aktywnym wypoczynku' na łonie natury. Jungkook, Jimin i Tae uparli się jednak na grillowane pianki, konkurs rzucania kaczek i, jak widać, zapalenie oskrzeli.
"Poza tym, bardzo ciężko Cię gdzieś na dłużej wyciągnąć. Odkąd.. od wtedy, mało mieliśmy takich wyjść. Myślę, że to dobrze Ci zrobi" rzucił Jimin, kiedy wychodzili, na co wtedy Hoseok jedynie kiwnął głową. Teraz wyklinał w myślach swój brak asertywności. Niespecjalnie chciał tu być. Tu, nad wodą, gdy reszta kłóciła się o ostatnią kiełbaskę, patrzył w czerń morza i czuł się dość samotny. Choć już nie tak jak przez parę miesięcy od pamiętnej nocy, gdy obudzony telefonem o czwartej nad ranem, czuł się ostatnią osobą, która została na świecie. Albo na odwrót: jedynym, którego już w tym świecie nie było. Ani martwy ani żywy, trwał z dnia na dzień i choć przyjaciele i rodzina chcieli zabrać go na terapię, wmawiając mu coraz to nowe objawy depresji i wyparcie faktów, których cofnąć się nie dało, on po prostu pogodził się z tym, że już nigdy nie będzie kompletny. Przejdzie przez życie, może nawet zazna w nim trochę przyjemności. A potem umrze, bliskie mu osoby przyjdą na jego pogrzeb-
"Nie wszyscy"
i cóż, i tyle. Po sprawie. Not a big deal, after all.
Kolejny język ognia wystrzelił w niebo i Hoseok drgnął, przesuwając się jeszcze kawałek dalej od ciepłego piekiełka. Trudno, zmarznie, ale przynajmniej nie zaryzykuje wypalenia oczu ani uszu. Spoglądając na trójkę przyjaciół i opierając głowę na ramieniu, pomyślał, jak duża byłaby to strata. Już nigdy nie usłyszeć tych natarczywych, przekrzykujących się głosów, nie zobaczyć raz roześmianych i rozkapryszonych twarzy, nie zobaczyć-
- W ognisku jest ręka - wymamrotał Hoseok.
Słowa wypowiedziane ze średnią głośnością nie miałyby szans na zwrócenie uwagi pozostałej trójki, gdyby nie absurd wiadomości, jaką przekazywały. Jungkook spojrzał się na niego wybałuszając oczy, a Jimin otworzył usta w okrągłe "o". Tae rzucił reszcie porozumiewawcze, zmartwione spojrzenie.
- Hobi-ya, jesteś już pewnie zmęczony. I to miejsce może przywoływać wspomnienia-
- Nie, mówię Ci, widzę rękę, dłoń, palce, rusza nimi.
- Hoseok, okej, w porządku.. Masz, weź jeszcze moją bluzę. Możesz się położyć i przespać, obudzimy Cię jak ognisko będzie wygasać.
Wyłączając się na dalszą część ich słów, pokiwał głową i zawiesił wzrok w płomieniach ogniska. Przysiągłby, że przed chwilą tu była. Szczupła dłoń z długimi palcami. Piękna. Podniósł oczy trochę wyżej.
Jeśli jego serce zabiło kiedykolwiek tak mocno, to było to dawno, dawno temu.
W smugach szarego dymu ręka zaczęła się formować od nadgarstka do łokcia, potem do przedramienia i barku. Chwilę później były już całe ramiona, wiotki tułów, wąskie biodra. Na oczach Hoseoka malowała się sylwetka, której szczegóły wychwytywał od razu i z każdym kolejnym utwierdzał się w przekonaniu, że w końcu, finalnie, zwariował.
Wąskie usta zacinęły się. Powieki zamrugały nerwowo. Rozmyte przez skrzypienie ognia "Hmm"wyrwało się i zawisło w powietrzu.
Znał je. I ono znało jego.
- Min Yoongi.
- Hoseok.
Wydawało mu się, że tym razem słyszy głos, ten ukochany głos, bardziej w swojej głowie i sercu, niż od strony ognia. Jakby rozpraszał się raz z dymem i przenikał go na wskroś. Nawet jeśli śnił teraz na jawie, to wydawało się to tak rzeczywiste. Boleśnie realne wspomnienie, nachodzące go w najmniej spodziewanym momencie.
CZYTASZ
Until the flowers bloom again
FanfictionEn'enra (jap. 煙々羅) − japoński duch (yōkai) mający postać dymu. Zamieszkuje ogniska; gdy je opuszcza, przybiera postać człowieka. Istnieją dwa typy en'enr: pierwszy i najbardziej powszechny typ to en'enra, które rodzą się wyłącznie jako en'enry. Dru...