Gorg brodził po kostki w bagiennej wodzie, przedzierając się przez gęsto wiszące liany, a Pilipix skakał po pływających na jej powierzchni liściach, pomagając sobie skrzydłami, które już nie bolały przy machaniu, choć wciąż nie potrafiły unieść go na długo.
Bagna były ciemne, mokre, pełne małych wysepek z drzewami o prawie czarnej korze, porośnięte lianami, pnączami i bluszczami. Zewsząd słychać było rechotanie żab, gdzieniegdzie sunęły węże. W powietrzu unosiły się zielonkawe, magiczne opary.
W końcu wyszli z wody na trochę większą wyspę, w której głębi, na ciemnej trawie, stał znany im fioletowy namiot w złote gwiazdy. Złota tabliczka z napisem "Althea" połyskiwała w mroku, a z rozpostartego materiału trójkątnego wejścia wydzierało się nikłe, ciepłe światło, co rusz przerywane przez przesuwające się w nim cienie. Ze środka dobiegały odgłosy krzątaniny.
Gorg z Pilipixem spojrzeli po sobie... i ruszyli do wejścia.
Rozsunęli poły namiotu.W środku wyglądał przestronniej niż z zewnątrz, a rzeczy stało w nim więcej, niż zapamiętali. Zamiast jednej półki z książkami, kilka tworzyło małą biblioteczkę, było więcej fiolek z miksturami, a mniej koszyków, do tego stary kufer, kotara, kilka kredensów... Pufa, a na niej jakieś oddychające, skryte pod ręcznikiem wybrzuszenie.
Żyrandol wisiał na swoim miejscu, ale pod nim – zamiast kotła – stał grzybowy stolik, na którym leżał otwarty plecaczek z dopiętymi skrzydłami nietoperza na grzbiecie. Kocioł był nad paleniskiem; w środku bulgotała zielona maź, taka sama jak poprzednio. To ona była źródłem oparów.
Nigdzie nie było widać łóżka, za to przyciągała uwagę wielka, otwarta szafa z ubraniami. Na fotelu leżało tyle – porozrzucanych również wokół – ubrań, że prawie nie było go widać.Między tym wszystkim lawirowała zabiegana Althea, to dodając coś do kotła, to wrzucając lub wyjmując z plecaka, to przebierając ubrania, to znowu mieszając w kotle.
– Emm... Przepraszamy, można? – odezwał się Gorg, a czarownica obróciła się w ich stronę, podnosząc ręce do góry i układając usta w niemym "Och!".
– Tak-tak, wchodźcie! – Zaraz znalazła się przy nich i zaciągnęła wilka w głąb namiotu, powtarzając szybko – chodź-chodź-chodź-chodź – i wręczając zdezorientowanemu szatynowi łychę do kotła.
– Masz, mieszaj posuwistymi ruchami cały czas w lewo, a ty – tu zwróciła się do Pilipixa, podając mu jakiś proszek w woreczku – dodawaj szczyptę co siedem zamieszań.
– Em, no dobrze, a co to jest? – zapytał ten, bezwiednie przyjmując woreczek, podczas gdy oniemiały wilkołak już zaczynał mieszać. Althea popędziła z powrotem w kierunku szafy.
– Nie chcesz wiedzieć. – Mrugnęła do topika, a on popatrzył z dziwną miną na proszek... po czym wzruszył ramionami, przycupnął na krawędzi kotła i wsypał pierwszą szczyptę.– Em, Altheo, nie wiem czy nas pamiętasz, ale...
– Oczywiście, że was pamiętam. Trudno zapomnieć. Zniszczyliście mi pół kramu – przerwała Gorgowi czarownica, przykładając do siebie przed lustrem to jedną, to drugą sukienkę, a ten się skrzywił.
– Taaak, no właśnie... i chcielibyśmy bardzo za to przeprosić.
– Bardzo bardzo – dodał Pixie ze skruszoną miną.Althea zerknęła na nich kątem oka.
– Och, przestałam się o to złościć już jakiś czas temu – stwierdziła, po czym obróciła się do nich nagle. – Jak myślicie, ta czy ta?
– Ee, ta gotycka – powiedział Pilipix, a Gorg pokiwał głową.
Althea obróciła się z powrotem do lustra, przykładając do siebie czarną sukienkę, i pokiwała głową z aprobatą.
YOU ARE READING
Saga Nici 1: Pojednani. |boys love story|
Phiêu lưuOn, duże dziecko Dostał od życia huśtawkę Nastrojów Lubił się bujać W nim Chociaż wolał W obłokach Łatwiej mu było dosięgnąć* /Czyli jak za pomocą trzcinowej rurki pewien chochlik połączył ze sobą losy wielu, a te później tak się splątały, że wyewol...