20

224 25 13
                                    

- Jesteś po tamtej stronie - poinformował mnie Sehun, kiedy jako ostatni dotarłem do boiska do siatki. Wzruszyłem jedynie ramionami i wymruczałem, że wcale nie mam ochoty grać.

- Nie pierdol, tylko stawaj - wywarczał Ruhan. Przewróciłem oczami. Chciałem mu się jakoś odgryźć, ale okazało się, że oprócz jego, Yixinga, sąsiada Jonggde i koleżki Minsoka, w mojej drużynie znalazł się piękny chłopiec. Rzuciłem więc torbę na piach poza linią boiska i zająłem miejsce pomiędzy wiewiórą a sąsiadem.

Po kilku boleśnie żenujących zagrywkach okazało się, że siatkówka wcale nie jest dla mnie. Jongjin kilka razy krzyknął, żebym zaczął się przykładać do grania, a Sehun jak zwykle nazwał frajerem.

- Kris, graj - przewróciłem tylko oczami na kolejne i ostatnie upomnienie Kija, który zaraz zresztą zauważył, że to Kyongsu jest najgorszym zawodnikiem. Fakt, jemu nie powiedział na ten temat zupełnie nic, rzucał się tylko za każdym razem, kiedy piłka leciała w stronę niższego i odbijał ją za niego.

Mecz trwał, nie wychylałem się za bardzo, woląc obserwować pięknego chłopca, który akurat był na zagrywce. Uśmiechałem się w jego stronę jak głupi i może to dlatego zawsze psuł serwisy.

- Ostatni! - krzyknął Chanyal podrzucając piłkę. Poczułem lekki zastrzyk adrenaliny, bo tak, to ja byłem wtedy na środku. Piłka przeleciała dość nisko nad siatką, ale udało mi się ją odbić.

- Gem. Set. Mecz! - zawołał Bekhoom.

- Tak mówi się w tenisie, pajacu - odwarknął mu Tao, wstając i otrzepując się z piachu po tym, jak próbował przejąć mój beznadziejny odbiór.

- Morda. Wygraliśmy, wy sprzątacie.

- Śnisz - Ruhan kopnął piłkę, a ona uderzyła Bekhooma w brzuch - Oh, dobij tego skrzata.

Moj kuzyn wzruszył ramionami, a ja wróciłem do obserwowania pięknego chłopca, który akurat zajęty był rozmową z Junmjonem. Dyskretnie zlustrowałem całą jego sylwetkę, niestety przyłapał mnie na tym, więc szybko odwróciłem wzrok.

Jak gdyby nigdy nic złapałem pasek swojej torby i zarzuciłem ją na ramię, ruszając za resztą w stronę aut. Nie mogłem powstrzymać się od odwrócenia głowy i sprawdzenia, gdzie jest Tao. Nasze spojrzenia znowu się spotkały i po raz kolejny uciekłem wzrokiem.

- Wiesz jak dojechać do tego baru w centrum? - Yixing wsiadł do vana na miejsce obok mnie - Junmyeon stawia, więc po prostu jedźmy za nimi.

Nie odezwałem się ani słowem, rejestrując, że Tao wsiadł do drugiego samochodu. W naszym znaleźli się jak zwykle Jonggde, Minsok oraz Sehun, Luhan, Jongjin i Bekhoom.

- Czekajcie. Skoro Ruhan jest tutaj, to kto prowadzi drugiego vana? - spytałem, kiedy wyjechaliśmy z parkingu przy plaży.

- Junmyeon - odpowiedział jakiś głos z tyłu.

- Dlaczego...

- Słuchaj, Kris - zaczął Bekhoom - Nie chcemy umierać, więc musieliśmy znaleźć nowego kierowcę. Uwierz, on jeździ masakrycznie.

Najbardziej zdziwiło mnie to, że nawet chłopak tego całego Jumnjoona pokiwał głową.

- Obiecał, że zapłaci za żarcie, więc daliśmy mu vana na dziesięć minut. Jak go rozwali, to stracimy tylko jego, Tao, Chana i Ksoo - Bekhoon zaśmiał się - Nie będę płakał.

- Ja pierdolę - mruknąłem pod nosem, gdy auto przede mną ostro skręciło w lewo - Ciągneliście losy, kto ma z nim zginąć czy jak?

- Tao i Chan są za mili, żeby mu odmówić - wyjaśnił Ruhan - No a Kyungsoo jest popierdolony.

- Nie powiedziałeś tego - warknął Jongjin.

- Powiedziałem. I co, cieniasie?

W lusterku zobaczyłem jedynie, że Sehun próbuje ich rozdzielić, a Baekhoom wiwatuje na ostatnim siedzeniu.

Zabwieniem okazało się to, że van przed nami zjechał na parking i wreszcie mogłem wysiąść z tego wariatkowa.

My diary// taoris ☀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz