*

59 7 16
                                    

inspirowane wierszem Carol Ann Duffy Little Red Cap.

tw// gore, śmierć

------------

Czerwony kapturek miał 16 lat, gdy po raz pierwszy zapuścił się w głąb lasu. Las ten nie pachniał jednak igliwiem i ciężką wonią żywicy, ściółka nie szeleściła tam pod butami i czerwony kapturek nie musiał obawiać się, że wybierając drogę na skróty, wejdzie prosto w misternie utkaną  lepką pajęczynę zawieszoną pomiędzy dwoma drzewami. W lesie, do którego wszedł czerwony kapturek, nie było bowiem drzew. Ich brak od razu wykluczał więc aromatyczny zapach tak z nim nieodłączny - został zastąpiony przez opary dymu papierosowego i  rozlanego gdzieś w kącie baru alkoholu, plama, którą swoją lepkością być może mogłaby przywodzić na myśl tę pajęczyny.

Czerwony kapturek nie był też do końca czerwonym kapturkiem - jedyne z czerwonych akcesoriów, które miał na sobie, były rumieńce. Zarówno z szczypiącego mrozu panującego na dworze, jak i z agitacji i przejęcia, że barman proszący o dowód osobisty zbył oczywistą fałszywość kawałku plastiku jedynie wzruszeniem ramion. Napawało to czerwonego kapturka zarówno niesamowitą dumą, że zaszedł tak daleko, jak i przerażeniem, że teraz będzie mógł wykonać kolejny ruch. Czerwony kapturek nie miał bowiem większego celu, zagłębiając się w las, w którym raz po raz rozbrzmiewały pijackie przyśpiewki czy nawet bójki. Nie było babci, nie było koszyczka. Mama nic nie wiedziała o tej eskapadzie, nie wspominając już nawet o samodzielnym posłaniu tam kapturka. 

Wilk był jednak jak najbardziej prawdziwy.

Opierał się o brudny kleisty bar i czerwony kapturek miał wrażenie, że nie powinien tu być, że cały ten nędzny przybytek nie zasługiwał na to, by on w nim przebywał. Wilk miał w sobie coś magnetycznego, zwierzęce spojrzenie dużych oczu, w których zdawał się jarzyć ogień. Na to właśnie zwrócił uwagę kapturek jako pierwsze; nie na szerokie męskie ramiona, które opinała ciasno biała koszula, czy na duże dłonie, które trzymały szklane naczynie wypełnione czystą whiskey. Gdy te płomienne oczy spojrzały na kapturka, ten zaczerwienił się jeszcze bardziej. Rumieniec nie zszedł z jego policzków przez całą noc. Wręcz przeciwnie z każdą chwilą, z każdym kolejnym poczynaniem wilka pogłębiał się.

Wilk postawił mu drinka. Alkohol palił jego gardło, nie było to tanie piwo, które czasami kupował z przyjaciółmi u zblazowanego sklepikarza - studencika, którego naprawdę mało obchodziły jakieś szczyle chcące udawać dorosłych. O wiele mocniejszy trunek o bursztynowej barwie nie był jednak jedynie pierwszym wartościowym napitkiem w życiu kapturka - był to rytuał godowy, tak pradawny w swojej naturze, a którego on wciąż nie był wówczas świadomy. Nie był również świadomy pazura wilka zataczającego drobne kółeczka na jego udzie; zmieszał się dopiero wówczas, gdy wilk położył na nim całą łapę i ścisnął ciało kapturka skryte pod wytartymi już dżinsami.

Naprawdę, bardzo łatwo było zaciągnąć czerwonego kapturka do wilczego leża.

Czerwony kapturek jest teraz jednak o 10 lat starszy. 10 lat to naprawdę dużo - o tyleż starszy w końcu jest od niego wilk. Wtedy wilk zdobył nad nim przewagę tylko dzięki doświadczeniu, teraz kapturek jest może wciąż mniej doświadczony od wilk, a może jednak nie... w końcu tyle się w ciągu tej dekady zdarzyło. Ciąg przyczynowo-skutkowy; wilk zbrukał czerwonego kapturka, połknął w całości i wypluł. Wilcza ślina wżarła się w skórę niczym kwas, zostawiając na twarzy szramy, wykrzywiając w wiecznym grymasie, pokrywając martwym naskórkiem. Niewinność zniknęła; pożarta i strawiona, wielka krwawa plama barwiąca białe prześcieradło pod nimi.

Taemin w niczym nie przypomina czerwonego kapturka sprzed lat. Rumieniec na jego twarzy już praktycznie nigdy się nie pojawia, nie ma w końcu ku temu powodu -  rzadko teraz zdarza się coś, co może go zawstydzić. 

czerwony kapturek, czyli progresja opadająca [2min]Where stories live. Discover now