~ Kochanie, twoje łzy są słone tak jak Morze Martwe.
Wiem, że to chore, ale chce już zdjąć tej bestii maskę.
Dla ciebie wygram wojnę... ~- Co dziwnego jest w tym, że ludzie się kochają? - znów nie miałam pojęcia, o co chodzi Martinusowi.
- Miłość to kwestia czasu, pojawia się i znika. - spojrzał na mnie spod byka. - To uczucie, które daje o sobie znać tylko raz. - westchnął.
- Dlaczego tak twierdzisz? - moje zdanie było całkowicie sprzeczne z jego poglądami. - Ludzie mogą zakochać się po raz drugi. - wzruszyłam ramionami.
- Wtedy to już nie jest miłość. - odparł obserwując deszcz lejący się z chmur. - Wtedy jest to kwestia pożądania i potrzeby atencji. - twardo stał przy swoim.
- Co przez to rozumiesz? - chciałam dostać jakieś stwierdzenie, które potwierdzi jego zdanie.
- Gdy para się rozstanie, obie strony czują potrzebę współczucia, oraz tak zwanej atencji. Myślą, że inny będą im to współczucie dawać. Szukają nowego partnera, jednak myśli nadal wracają do tego pierwszego. - usiadł na łóżku.
- Mniejsza z tym. - uległam, bo wiedziałam, że jego zdanie jest jak najbardziej prawdziwe. - Mogę zadać pytanie? - podeszłam do niego.
Ciemne chmury na chwilę przysłoniły całe okno.
- Jasne. - jego obojętny ton głosu, czasami mnie irytował.
- Kto cię tego nauczył? - obracałam w dłoniach jeden z klocków pozostawionych przez Leonarde.
- Ale czego? - odpowiedział pytaniem na pytanie, wyraźnie zdezorientowany.
- Tego wszystkiego. - wyszeptałam. Podziwiałam jego intelekt.
- Mówisz o tym, co powiedziałem, tak? - zamyślił się na chwilę. - Po prostu, życie mnie tego nauczyło. - czekoladowe oczy powędrowały na szarą ścianę.
Cisza przeszyła całe pomieszczenie.
- Słyszysz głos lasu? - chłopak podniósł się ze swojego dotychczasowego miejsca. - Ptaki mówią, że będzie burza. - przymknął powieki.
Spojrzałam na niego, kompletnie nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Głos lasu? - dziwna, niemalże ledwie wyczuwalna odraza kryła się w tonie mojego głosu.
- Kruki latają nad wodospadem. - gwałtownie je otworzył, patrząc przed siebie.
- Jakie kruki? - uniosłam jedną z brwi do góry.
- Kruki zwiastujące koniec. - spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nienawiści i determinacji, lecz mogłoby się wydawać, iż jest w nim iskierka smutku.
- O co ci chodzi? - patrzyłam na niego z lekko uchylonymi ustami. - Jakie kruki, jaki las? - spytałam ponownie.
- Wiem, że niektóre rzeczy są dla ciebie dziwne. - przyznał mi racje. - Słońce jeszcze nie zaszło, słabe promienie nadal odbijają się od naszych osobowości. - znów ten tajemniczy ton.
- Nic już z tego nie rozumiem. - usiadłam bezsilnie na ziemi. - To wszystko jest już ponad moje możliwości. - odrzuciłam w kąt wcześniej wspominanego klocka.
- Twoje możliwości są olbrzymie - usiadł obok mnie. - Wystarczy tylko uwierzyć. - szepnął mi do ucha.
- W co mam uwierzyć? - pogładziłam kciukiem jego blady policzek.
- W swoje możliwości. - kąciki ust białowłosego uniosły się w górę. Żeś mi wytłumaczył.
- Nie mam żadnych nadzwyczajnych możliwości i umiejętności. - zaczęłam bawić się palcami, które wydawały się teraz tak bardzo interesujące. - Wyjaśnij mi o co chodzi z tymi krukami. - poprosiłam cicho. Czułam się wykluczona z jego problemów.
- Kurki to ptaki, które są zapowiedzią początku końca. - wyszeptał przyciszonym głosem.
- Ale tu nawet nie ma lasu. - błądziłam wzrokiem po jego delikatnych rysach twarzy.
- Jest pare kimometrów z tąd. - jego oczy zrobiły młynek.
- Skąd wiesz, że kruki latały nad wodospadem? - wzięłam jedną z wielu puchatych poduszek, znajdujących się na łóżku brązowookiego.
- Widziałem to. - położył się na niej, a następnie dodał z uśmiechem. - Nie pytaj w jaki sposób.
- Ejj! - zaśmiałam się cicho. - To moja podusia. - przybrałam wojowniczą minę.
- Teraz jest moja. - mruknął cicho. Jego białe włosy idealnie pasowały do czerwonego materiału.
- Jesteś taki kochany. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Jego usta opuściło ciche mruknięcie.
Po chwili, na jego włosach odznaczyło się jedno małe blond pasemko.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, lecz nie wiedziałam dlaczego.
To było silniejsze ode mnie. Nie mogłam tego kontrolować.
Co się ze mną dzieje?
- Twoje włosy. - zaczęłam.
- Dzięki tobie wracają do swojego pierwotnego koloru. - dokończył za mnie.
Posłałam mu pytające spojrzenie.
Przecież ja nie zrobiłam nic szczególnego, a już napewno nie sprawiłam, iż jego włosy pociemniały.
- Narazie jeszcze nie wiesz jak to działa. - wymruczał pod nosem. - Jak będziesz gotowa, odpowiedzi przyjdą same. - dodał.
Westchnęłam cicho.
- Mam taką nadzieje. - pogładziłam jego oba policzki. Jego skóra była tak aksamitna i delikatna, że gdy jej dotykałam miałam wrażnie, iż nadal dotykam płatków jakiejś róży.
- Nadzieja zawsze umiera ostatnia. - zerwał świeży płatek z róży stojącej niedaleko komody. - Weź ten płatek. - podał mi go. - Niech ci przypomina. - zimny dreszcz przebiegł ekspresem w dół mojego kręgosłupa.
- Co ma mi przypominać? - włożyłam go do kieszeni.
- To wszysto, co tu przeżyłaś. - delikatnie mnie pocałował.
__________________________________________
Troszkę mnie nie było :3
Wnioskuję, iż mnie nie zabijecie ( chyba )
CZYTASZ
𝔐𝔬𝔯𝔡𝔢𝔯𝔠𝔞 - 𝔪.𝔤
FanfictionCzasami mamy wrażenie, że nie spotka nas nic lepszego jak i nic gorszego od tego, co wydarzyło się w przeszłości. Nie jesteśmy sami na tym zniszczonym świecie i ja się o tym przekonałam, lecz wiele za późno. Kopiowanie książki zabronione.