Mieli szczęście. Doznali gniewu matki ziemi jako jedni z ostatnich na świecie. Johnny mógł złożyć na ustach Taeila ostatnich pięć pocałunków, podczas gdy ludzie po drugiej stronie globu nie zdążyli powiedzieć sobie, że się kochają.
Niemniej jednak różnica czasu była niewielka. Nikt nie spodziewał się tej katastrofy akurat teraz. Media nie miały szansy powiedzieć nawet kilku słów, każdy kolejno musiał ułożyć swoją własną wersję wydarzeń.
Wśród czarnych pyłów wyłapali kilka wykrzykiwanych w amoku haseł, takich jak koniec świata, gniew najwyższego, czy apokalipsa. Nie rozważali nad tym, czy którykolwiek z bogów maczał w tym palce, lecz jedno było pewne - natura była pośredniczką.
Przed toksycznym deszczem skryli się na podziemnym parkingu, którego większa część została doszczętnie zniszczona, jednak nie było już miejsca na świecie, które zdawałoby się być bezpieczniejsze. Z każdej strony atakowały ich nowe żywioły, lecz oni swe ostatnie chwile chcieli spędzić tylko z sobą.
Johnny miał mu tak wiele do powiedzenia. Przez jego głowę przechodziły tysiące myśli, podczas gdy uspokajająco głaskał niższego po plecach zapewniając, iż niebo wcale nie spadnie im na głowę. Taeil wiedział, doskonale wiedział, że nadejdzie taki dzień, w którym ziemia odpłaci się ludziom za stulecia braku szacunku.
Mimo to, był przerażony. Nie chciał umierać, a młodszy wiedział o tym, gdyż podczas ich kilkuletniej znajomości na bierząco informował go o swoich planach na życie. Chciał skończyć studia i otworzyć swój własny zakład weterynaryjny, ale o tym akurat Johnny miał okazję usłyszeć już w liceum. Zawsze słuchał wszystkiego, co było związane z niższym, gdyż był nim cholernie zauroczony. Fascynowała go jego wiedza, jego poglądy, jego myśli, iskierki w oczach, czy sposób mowy.
Taeil zauważył Johnny'ego dopiero na studiach. Nie sprawiło to jednak, iż uczucie z jego strony było mniej silne. Moon pomimo swojej silnej aparycji potrzebował stabilności i ciepła, których Johnny był w stanie zapewnić mu bardzo dużo. Ich związek był definicją spokoju i delikatnej słodyczy, herbaty z miodem, ognia w kominku, miękkiego koca. Ich pocałunki były długie, powolne i smakowały cynamonem, a w swoich ramionach czuli się najbezpieczniej na świecie.
Gdy świat miał się ku końcowi, chłopcy chcieli przekazać sobie jak najwięcej, dlatego mówili dużo, przerywając sobie w połowie zdania krótkimi całusami. Gdy świat miał się ku końcowi, nic nie było już tak ważne jak bliskość, nawet niewypowiedziane prawdy. Gdy świat miał się ku końcowi, potrzebowali siebie nawzajem.
„— Kocham cię.
— Ja ciebie też.
— Johnny?
— Tak?
— Kocham cię.
— Ja ciebie też, Taeil.”
To wszystko miało miejsce właśnie wtedy, gdy świat miał się ku końcowi.
Potem nie było już nic.
CZYTASZ
closure; johnil
FanfictionDrzewa wbijają nas w grunt, oceany pochłaniają nas w swą otchłań, góry walą się nam na głowy, wiatr targa nami między ruinami, a ja patrzę Ci w oczy i nieprzytomnie przepraszam, że kochałem Cię tak krótko. Realizacja miniaturkowego wyzwania #leniwie...