Uchylił drzwi pokoju, który zamieszkiwał tak naprawdę od lat, wychodząc na długi i ciemny korytarz. Przeczesał dłonią wilgotne nadal włosy i poprawił narzuconą na podkoszulek bluzę. Zbiegł ze schodów, widząc jak zawsze duże, otwarte pomieszczenie pełne monitorów i innych urządzeń, które służyły mu oraz reszcie zamieszkujących instytut w codziennym dniu w pracy. Podszedł do monitora, jak co dzień sprawdzając stan miasta. Wyjątkowo spokojnie pomyślał wyłączając kartę z planem miasta. Następnie przejrzał plany na dzisiejszy dzień, które nie były wcale bardzo rozbudowane, więc bez zawahania postanowił pójść do kuchni w celu zrobienia małego posiłku tuż przed treningiem. Pomieszczenie znajdowało się tuż obok. Powierzchnia regału odbijała od siebie światło, które wpadało do środka przez ogromne okno, nadając niesamowicie pozytywny charakter miejscu. Alec jednak nie przejął się tym ani trochę. Od razu otworzył lodówkę, nie rozglądając się nawet i wyciągnął z niej puszkę energetyka, którego ostatnio zaczął zresztą w pewien sposób nadużywać. Po chwili przeglądania zawartości lodówki zamknął ją, tym samym rezygnując z zjedzenia w instytucie. Podążył w stronę drzwi, dalej sącząc napój i po chwili już znajdował się na zewnątrz. Po otworzeniu drzwi jego ciało otoczył lekki letni wietrzyk i promienie słońca, które doprowadziły do przymrużenia oczu chłopaka. Wyciągnął telefon i podłączając do niego słuchawki, włączył muzykę. Wychodząc na główną ulicę, upewnił sie tylko, że ma aktywowaną runę niewidzialności dla przyziemnych i bez większego zastanowienia ruszył w stronę ulubionej knajpy.
»»»
— Dzięki — rzucił w stronę wilczej, wysokiej kelnerki, z którą zresztą widywał się tutaj dosyć często na tyle, aby wiedzieć dobrze kiedy dziewczyna ma swoje zmiany, gdy ta przyniosła mu zamówione danie. Nie zdążył wziąć się za jedzenie, bo w tylnej kieszeni spodni rozbrzmiał dzwonek telefonu. Sięgnął po urządzenie, odbierając je bez większego namysłu.
— Alec? — usłyszał głos Jace'a po drugiej stronie. Przytrzymał telefon między barkiem a uchem, przyjmując przy tym bardzo niewygodną pozycję, a w dłonie chwytając widelec i nóż. Mruknął w odpowiedzi jedynie krótkie "mhm", pozwalając bratu kontynuować. — Gdzie jesteś?
— W Peace and Quite, czemu pytasz?
— Musimy pogadać, zaraz tam będę. — powiedział szybko, po czym ciemnowłosy usłyszał jedynie dźwięk przerywanej wiadomości, co najszczęśliwszą wiadomością tego dnia, ponieważ nareszcie mógł wyjść z tej bolesnej dla jego szyi pozycji. Ukroił pierwszy kawałek naleśnika z owocami, na którego ochotę miał już od kilku dni i kierując go do ust. Popił to zwykłą wodą, następnie kontynuując jedzenie.
Drzwi otworzyły się, sprawiając, iż chłopak podniósł wzrok na nowoprzybyłego. Była to ciemnowłosa o wyglądzie bardzo podobnym do innych dziewczyn w jej kategorii wiekowej. Nie za wysoka, ale też zdecydowanie wyższa od siostry Aleca, szczupła i raczej bardziej w typie Jace'a. Pokierowała się w stronę lady, pochylając nad nią i lustrując możliwości wyboru na karcie. Powoli usiadła na stołku barowym i zaczęła nużącą rozmowę z kelnerką. Alec oderwał się od niej, dopiero gdy ktoś pomachał mu dłonią przed twarzą.
— Na co się tak gapisz? — zapytał blondyn, odwracając się w stronę obiektu zainteresowania brata. — Kto to?
— Sam nie wiem. — powiedział obojętnie w stronę brata, wzruszając ramionami. Już miał odwracać wzrok i zapytać o tę "niesamowicie ważną sprawę", która była powodem przerywania mu posiłku, gdy zauważył "samo przedłużające" się paznokcie dziewczyny. Te z krótkich zmieniły się na takie, wyglądające na świeżo zrobione tipsy. — Patrz na to!
— O cholera. Czy to jest...
— Czarownica? Nie możliwe, ma runy.
Oboje przyglądali się jej z otwartymi ustami, średnio wiedząc, co mają zrobić. Ciemnowłosa akurat otrzymała zamówienie, uśmiechając się szeroko do pracującej i zaczęła jeść posiłek, nie przejmując się nikim dookoła.
— Jeżeli jest czarownicą i ma runy, jest niczym Wyklęta? — zapytał Jace, który po raz pierwszy od dawna nie mógł znaleźć wytłumaczenia. Chłopak zawsze wiedział każdy szczegół, działanie każdej, nawet najmniej znanej runy, czy każdą nawet najmniej ważną informację na temat każdej z istot, lecz to był pierwszy raz, kiedy było inaczej.
— Pewnie. Trzeba zabrać ją do instytutu, a potem do Clave. Może być niebezpieczna.
Dojadł szybko śniadanie i zapił je napojem, mimo to siedząc nadal w miejscu, aby wyjść akurat za dziewczyną. Chłopcy nie prowadzili już dalszej dyskusji, aby przypadkiem nie przegapić momentu wychodzenia przez nią z knajpy, więc jedynie przyglądali się obrazom, upewniając się, że w każdym momencie chociaż jeden spogląda na dziewczynę. Minęło jakieś dziesięć minut, kiedy Alec nareszcie zauważył, że dziewczyna zapłaciła. Zrobił to samo, rzucając szybko gotówkę na stół i wstał, starając się nie wyglądać tak, jakby ją śledził. Jace ruszył za chłopakiem, podając mu nóż, z którego zresztą nie mieli w planach korzystać, po czym oboje wyszli z knajpy.
Od razu po przejściu przez próg posiadówy zbliżyli się do dziewczyny jak cienie i bez większych prób pozostawania niezauważonymi złapali dziewczynę za ramiona. Zanim dziewczyna zdołała, chociażby zorientować się, co dzieje się wokół niej, pociągnęli ją do najbliższego ciemnego zaułka, gdzie przygnieździli ją do ściany.
— W imieniu Clave jesteś aresztowana, w celu ustalenia twojej tożsamości. — wyrecytował Alec, trzymając dziewczynę za nadgarstki i ściskając je.
— Znowu. — mruknęła, natychmiastowo kopiąc chłopaka w udo. Odwróciła się szybko, gdy poczuła poluźnienie uścisku i kopnęła go w brzuch, co prawda nie zrobiło na umięśnionym chłopaku większego wrażenia. Popchnęła go lekko na sąsiednią ze ścian i zamachnęła się do uderzenia, jednak w pewnym momencie poczuła na szyi chłód bijący od noża.
— Będziesz grzeczna albo umrzesz. Wybór należy do ciebie. — uśmiechnął się Jace, przykładając ostrze bliżej delikatnej szyi, której tętnica pulsowała jak szalona, przybliżając się tym samym do broni.
»»»
— Chyba musimy porozmawiać, nie sądzisz? — powiedział Jace, który siedział właśnie z Aleciem w jego pokoju, przesłuchując dziewczynę. Posadzili ją na drewnianym krześle wbijającym się w kości jej kręgosłupa, gdy tylko się opierała.
— Pytaj. — zapytała od niechcenia, przewracając przy tym oczami, co dodatkowo zirytowało Aleca, który i tak po otrzymaniu dwóch kopniaków od dziewczyny nie polubił jej. Droga do instytutu również była ciężka, ponieważ ciemnowłosa zdecydowanie nie chciała dać za wygraną.
— Czym jesteś? — zapytał blondyn.
— Istotą. — odpowiedziała, uśmiechając się przy tym ironicznie, sprawiając wrażenie, jakby kompletnie nie bała się tego co dzieje się wokół niej, prawda była oczywiście inna.
— Jaką konkretnie? — kontynuował.
— Chuj cię to obchodzi.
Alec wystarczająco zirytowany całą sytuacją podszedł do biurka od strony, przy której siedziała dziewczyna i usiadł na nim, przejmując rozmowę.
— Kim są twoi rodzice? Nocni Łowcy? A może ich nie masz? — zapytał, starając się podejść ją najlepszym możliwym sposobem i wymieniając przy tym cechy adekwatne do obu ras.
— Posłuchaj mnie uważnie. Nie wiesz, ile razy byłam już przesłuchiwana przez tę niekompetencję pracowników Clave — zaczęła, stając i podchodząc do o głowę wyższego chłopaka — mogę cię zapewnić, że zabrało mi to wiele dni, więc skoro macie te wasze bazy danych, czemu z nich nie skorzystacie.
Alec nie ruszył się ani centymetra. Analizował każde pojedyncze słowo w wypowiedzi. Po chwili złapał dziewczynę za lewe ramię i pociągnął do wyjścia z pokoju. Jace od razu wstał i ruszył za nimi. Wysoki Nocny Łowca pędził jak głupi, sprawiając, że ciemnowłosa prawie spadła ze schodów. W głównym "centrum dowodzenia" stała Isabelle — młodsza siostra Jace'a i Aleca, której mina od razu zrzędła, gdy zobaczyła, kogo prowadzi jej brat.
— Co się dzieje? Kto to jes... — zaczęła, widząc zdenerwowanie brata.
— Nie wtrącaj się Izzy. — powiedział, podchodząc do monitora i wchodząc w bazę i natychmiastowo rozkazując. — Pokaż mi znak czarownika.
— Czy przypadkiem już go nie widziałeś? — zaśmiała się, lecz wcale nie z rozbawienia. Chłopak wpisał cechę w wyszukiwarce.
— Hazel Feghstood. Córka Nocnej Łowczyni i Czarownika. Pięćdziesiąt procent krwi człowieka, po dwadzieścia pięć demona i anioła. Łżesz.
— Masz wszystko na papierze. — powiedziała, a gdy poluźnił uścisk na jej ramieniu, rzuciła się do ucieczki. Rozproszony chłopak zorientował się, dopiero gdy otwierała portal. Alec rzucił się do biegu, od portalu dzieliło go kilka metrów, gdy dziewczyna przekroczyła go. Miał kilka sekund. Biegnij szybciej, myślał. Dał radę, w ostatnim momencie przekraczając portal i pogrążając się w otchłani.