Kim jestem?
Sam do końca nie wiem, Ale doskonale pamiętam, co się stało tej nocy. Tej jednej nocy, kiedy nie mogłem spać przez dręczące mnie koszmary. Gdy tylko odpływałem w objęcia morfeusza, czułem, jak z każdej strony otacza mnie ciemność i budziłem się oblany potem za każdym razem, gdy jej lodowate łapy zaciskały się na mojej szyi. Wiedziałem, że tej nocy już nie dam rady zasnąć. Wstałem i podszedłem do okna. Liście drzew powiewały delikatnie na wietrze. Nigdzie żywej duszy i wszechobecna cisza.
Idealnie.
Szybko się ubrałem, chwyciłem kurtkę z wieszaka i opuściłem mieszkanie. Było tak cicho, że słyszałem wyraźnie swoje kroki na lekko wilgotnym chodniku. Po ulicy obok co jakiś czas przejeżdżały pojedyncze samochody prawdopodobnie należące do nieszczęśników, którzy dopiero teraz wracali z pracy. Wszedłem w boczną uliczkę. Była to jedna z tych bardziej odludnych. Był tutaj tylko jeden mały sklep spożywczy i kilka budynków mieszkalnych. Przy jednym z nich stało rusztowanie, a wokół walały się kawałki styropianu, jakieś folie i tym podobne. Postanowiłem przejść chodnikiem obok. Gdy zbliżałem się do budynku, ogarnęło mnie uczucie niepokoju... Poczułem, jakby jakaś lodowata ciecz rozlała mi się po plecach, a czyiś równie zimny wzrok świdrował je na wylot. Odwróciłem się powoli, starając się zachować spokój, jednak nikogo nie zobaczyłem. Ucieszyłem się jednak za szybko... Spojrzałem w górę i mój wzrok natrafił na parę jarzących się złowrogim światłem oczu. Stał na rusztowaniu. Twarz ukrywał pod kapturem, jednak doskonale widziałem te świecące oczy i światło ulicznych latarni odbijające się w białych kłach, które jednak nie były już takie białe... Widząc z kim mam do czynienia, zacząłem powoli się cofać, mimo że nadal do końca nie potrafiłem uwierzyć w to, co się działo. Nie zdążyłem jednak uciec daleko. Postać skoczyła w moim kierunku. Po chwili poczułem, jak zimne palce zaciskają się na mojej szyi, odcinając dopływ powietrza, a stopy odzywają od ziemi. Umazane krwią usta napastnika wykrzywiły się w szatańskim uśmiechu. Chwilę potem cisnął mną ścianę z nieludzką siłą. Ból rozszedł się po całym ciele, nie miałem siły nawet krzyczeć, bo resztki powietrza uszły mi z płuc. Obraz mi się zamazał, ale widziałem, że się zbliża. To zdecydowanie nie był miły pan wampir, który chciał tylko napić się trochę krwi i zostawić mnie w spokoju pół żywego w jakimś rowie przy drodze. Ten tutaj zdecydowanie nie zamierzał mnie oszczędzić. Mimo bólu mój mózg pracował na pełnych obrotach, analizując wszystkie filmy i historie o wampirach, jakie znałem.Cholera co robić?
Czosnku nie nosiłem nigdy ze sobą, bo po co, głowy nie mogłem mu odciąć, bo zwyczajnie nie miałem czym, spalić...nie no to raczej był głupi pomysł, to by się mogło skończyć źle dla nas obu. Na promienie słoneczne koło północy też raczej nie miałem co liczyć.
Wampir znów zjawił się tuż obok i poczułem Jak kościste paluchy, wbijają się w mój bok, a pazury przecinają skór, zagłębiając się coraz głębiej i głębiej. Tym razem wrzasnąłem, niemal zdzierając sobie gardło, oczy zaszły mi łzami, a on tylko cicho się śmiał...