three | camping site

97 11 22
                                    

CAMPING SITE
chapter three

━━━━━━━━━━━━━━━━ 

Michael jęknął i schował głowę pod poduszkę, gdy usłyszał jak budzik zaczyna wyrywać go ze snu. Zeszłego wieczora zaszaleli z Harrym i chociaż tego nie planowali, to musiało się to skończyć kacem. Niczym innym. Poza tym detektyw w dalszym ciągu był w mackach jet lagu i chociaż było już lepiej, to nadal czuł się fatalnie. Blondyn przekręcił się na plecy i sięgnął do telefonu, który leżał na szafce nocnej podpięty do ładowarki. Wyłączył budzik i przetarł zmęczoną twarz dłońmi. Tego dnia planowali wybrać się na camping, aby obejrzeć miejsce zbrodni. Michael chciał poczuć klimat i nieco się rozejrzeć. Poza tym tez nigdy nie było wiadomo, że zespół, który był oddelegowany do zebrania materiału dowodowego, a następnie do posprzątania po trupach czegoś nie pominął. W Los Angeles zdarzało się to często i gęsto, bo technicy byli po prostu leniwymi szczylami, którym nic się nie chciało. Michael liczył na to, że w Australii tak nie było, bo naprawdę nie chciał użerać się z brakiem profesjonalizmu.

Detektyw niechętnie podniósł się z łóżka. Powędrował do łazienki, aby wziąć prysznic. Zimna woda nieco postawiła go na nogi, ale i tak nie czuł się cudownie. Ubrał się, zostawiając krawat w walizce, bo nie miał siły użerać się z uciskiem pod szyją i napisał do Peningtona, aby ten po niego przyjechał. Nadal nie wynajął sobie samochodu, więc był zdany na partnera z australijskiej policji. 

Harry zjawił się jakieś dwadzieścia minut później. Michael uznał to za nieco podejrzane, ale z drugiej strony zdążył już przywyknąć do tego, że kolega po fachu traktuje go jak jakieś bożyszcze i w zasadzie nawet mu to nie przeszkadzało. Ba, czuł się z tym całkiem dobrze i poniekąd schlebiało mu to, że uchodził za taką gwiazdę. Cały czas jednak miał na uwadze to, że nie przyjechał po to, aby się puszyć i nic tak naprawdę nie zrobić. Miał sprawę, którą trzeba było rozwiązać i złapać tego popaprańca, który grasował po mieście i siał przerażenie w mieszkańcach. 

;;;

– Kiedyś to miejsce tętniło życiem, ale od pierwszego morderstwa nie ma tu już prawie nikogo. Właściciele oddali okoliczne pola w dzierżawę, a jezioro jest tak zaniedbane, że nie znajdziesz tam żadnej ryby. Poza tym zaczęli się tu kręcić wszyscy, którzy chcieli się w spokoju naćpać, nachlać i popieprzyć jak króliki – przyznał Harry, gdy szli wysypaną kamieniami ścieżką przed siebie. – Ostatnie morderstwo jest sprzed dwóch tygodni. Jakieś małolaty. Subkultura. Nasz patolog, który się interesuje tym syfem powiedział, że to było coś w rodzaju Emo, czy innych mrocznych dzieciaków, które się tną i słuchają Lany del Rey. 

– Lana jest spoko, nie wiem, o co ci chodzi – zaśmiał się Michael, po czym spojrzał na bruneta. – Żartuje. Nawet nie wiem kto to. Nie słucham współczesnej muzyki. 

– Może to lepiej dla ciebie – przyznał Harry, po czym poprawił okulary na swoim nosie. – Przez całe te dwa lata nie wpadliśmy na żaden poważniejszy ślad. Nie było żadnego materiału dowodowego poza ciałami, krwią i rzeczami prywatnymi ofiar. Zazwyczaj to były pary. Nachodził je w nocy, zarzynał jak świnie i wieszał na drzewach z rozprutymi brzuchami, żeby okoliczne dziki i inne zwierzaki zrobiły sobie ucztę.

– Widzę, że ktoś tu zna akta na pamięć.

– Dużo czytam, przez co udaje mi się zapamiętać o wiele więcej rzeczy niż przeciętnemu detektywowi. 

– Co takiego pan czyta, panie Penington?

– Komiksy – Wyszczerzył się i wyprostował

– Brzmi geekowo. 

– Niech brzmi, ale zapewniam cię, że jestem w stu procentach normalny i nie musisz się mnie bać – zaczął, po czym roześmiał się pod nosem. – Swoją drogą, jeśli jesteśmy przy temacie trupów, ofiar i tak dalej, to był kiedyś przypadek, że ciało się rozłożyło do tego stopnia, że ręce poodpadały i jakiś szop pracz, czy co to było ją ukradł. Jeden z techników gonił go po całym lesie. Wiesz jaki mieliśmy z tego ubaw?

– Nie chrzań, Harry. Nie wierzę ci.

– Kiedy to prawda! – Brunet zaczął się bronić, jednocześnie łapiąc równowagę, bo potknął się na jakimś większym kamyku i gdyby nie to, że miał dobry refleks, to leżałby jak długi przed Cliffordem. 

– Lepiej patrz pod nogi, a nie się wydurniaj – Michael poczochrał mu włosy i pokręcił głową. – Gdzie znaleźliście te pierwsze ciała dwa lata temu? – dodał, rozglądając się dookoła, gdy znaleźli się na większym placu. Ścieżka zataczała półkole i biegła dalej w las, rozwidlając się na trzy odnogi. Clifford przypuszczał, że wszystkie zostały przeszukane, może nawet przekopane, więc dał sobie spokój z pytaniem odnośnie tego, czy ktoś tego dopilnował i czy nic nie znaleziono. Przeczuwał, że gdyby coś mieli, to Penington od razu by mu o tym powiedział. Był straszną gadułą, ale Michaelowi to nie przeszkadzało. Przynajmniej więcej o wiele więcej niż mógł, bo tego wszystkiego, co wiedział Harry na pewno nie było w aktach, które dostał rano.

– Tam – Brunet wskazał palcem przed siebie, pokazując tabliczkę, która niegdyś wskazywała drogę na pomost i kąpielisko. – Pamiętam gdy tu wtedy przyjechałem. Zrobiło się zbiegowisko i musieliśmy ich wszystkich rozgonić. Co ciekawe i tak najbardziej interesował ich pusty namiot i ubrania, a nie ciała powieszone na sośnie kilkanaście metrów dalej. 

– Są różne priorytety w życiu i nic na to nie poradzisz - przyznał Clifford, po czym wzruszył ramionami. – Niektórzy wolą skoczyć z dachu zamiast rozwiązać swoje problemy, inni zamiast coś ze sobą zrobić będą pić do upadłego, a tacy jak nasz koleżka z nudów zabijają. Nie ma co się dziwić. Ludzie to takie stworzenia, które zaskakują siebie nawzajem. 

– Stary, zabrzmiało poetycko.

– Wiem – Michael skinął głową i założył dłonie na biodra po tym jak poprawił marynarkę. Zatrzymali się przed pomostem, z którego dwa lata temu pierwsze ofiary skakały do wody. - Może minąłem się z powołaniem i powinienem zostać pisarzem, a nie detektywem w LAPD? 

– Słuchaj, chyba nic jeszcze nie stoi na przeszkodzie. Chętnie zgarnę twoje stanowisko w Stanach.

– Po moim trupie, dzieciaku – Blondyn spojrzał na niego groźnie, po czym obydwaj znowu się roześmiali. – Nie powinniśmy się śmiać na miejscu zbrodni. Jeszcze wyjdziemy na bezdusznych dziadów z wydziału zabójstw.

– I co? Źle ci z tym będzie?

– Nie. Zdążyłem przywyknąć. 

━━━━━━━━━━━━━━━━ 

━━━━━━━━━━━━━━━━

miałam wene na ten rozdział, przez to chyba jest taki osobliwy(?)XDDDD

bloody summer • cliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz