Wstałam pełna pozytywnej energii, co dawno się nie zdarzyło. Ubrałam się i zeszłam do Wielkiej Sali na śniadanie.
- Hej wam. - przywitałam się i zajęłam wolne miejsce obok Draco.
Na ten widok Pansy zakrztusiła się tostem.- Malfoy, podasz mi sok? - zapytałam patrząc z rozbawieniem na widok miny Pansy.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego i nalałam sobie soku do kubka. - Parkinson, dobrze się czujesz? Może zaprowadzić cię do skrzydła szpitalnego?
- To ja powinnam się o to zapytać. - przełknęła z trudem. - Od kiedy wy ze sobą rozmawiacie i jesteście dla siebie tacy mili?
- Długa historia. - odpowiedział na odczepnego Malfoy i puścił do mnie oczko.
Na moment, przez przypadek złapałam kontakt wzrokowy z siedzącą na drugim końcu stołu Astorią. Miała czerwoną twarz od widocznie zbierającego się w niej gniewu i wypalała we mnie dziurę spojrzeniem. Nie byłabym sobą, gdybym tego nie wykorzystała.
Nachyliłam się do Dracona i szepnęłam mu na ucho.
- Ktoś się na nas patrzy.
- A niech się gapi. - odpowiedział równie cicho, wiedząc o co mi chodzi i objął mnie ramieniem.
Kątem oka zauważyłam jak Greengrass wstaje i wybiega z sali.
Siedząca naprzeciwko mnie Pansy znów zaczęła się dusić, na co Blaise zaczął ją klepać po plecach.
Zaśmiałam się i wzięłam za jedzenie.Po zjedzonym śniadaniu, razem z innymi Ślizgonami ruszyłam na eliksiry.
- Witajcie, zajmijcie miejsca. - powiedział od razu Snape. - Otwórzcie podręczniki na stronie 213, tam znajdziecie przepis na eliksir spokoju, który będziecie dziś ważyć.
Do sali wbiegł spóźniony Harry.
- Cieszę się, że objawił się pan, panie Potter. - rzucił jadowicie mistrz eliksirów. - Minus 50 punktów dla Gryffindoru. Może następnym razem to powstrzyma pana przed przychodzeniem spóźnionym na moje lekcje. A teraz, do roboty.
Wyjęłam kociołek i składniki, po czym wzięłam się do przyrządzania eliksiru.
Cały czas Astoria rzucała mi mordercze spojrzenia. Poczułam jak ktoś stuka mnie palcem w plecy, na co podskoczyłam. Odwróciłam się do siedzącego za mną Malfoya.- Astorii by się przydał taki uspokajający eliksir. - mruknął ze śmiechem. - Jakieś robal w dupie ma, bo cały czas się odwraca.
Spojrzeliśmy na nią w tym samym momencie, w jakim ona patrzyła na nas. Od razu się odwróciła, prawie spadając z krzesła. Wróciłam na swoje miejsce, próbując stłumić śmiech w rękaw szaty.
Dodawałam właśnie sproszkowany róg jednorożca, gdy usłyszałam głośny huk. Podskoczyłam wystraszona i odwróciłam się w stronę tego hałasu. Okazało się, że to Seamus Finnigan, któremu znowu coś wybuchło w kociołku. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że szata Astorii, która siedziała przed Gryfonem, podpaliła się, a dziewczyna tego nie zauważyła.
Rozejrzałam się po klasie, żeby zobaczyć czy ktoś jeszcze to zauważył. Oczy wszystkich były zwrócone na palący się materiał.
Wstrzymała oddech i zmusiłam się na powagę.- Panno Greengrass, wiedziałem, że mugole w waszym wieku zaczynają palić, ale nie myślałem, że zniży się pani do tego poziomu. - mruknął Severus ze znużeniem. - Proszę się ugasić.
Astoria jak oparzona, bo właściwie była, wybiegła z sali w stronę łazienek.
- A pan, panie Finnigan zarobił dla Gryffindoru 100 ujemnych punktów. Proszę również stawić się wieczorem u mnie w gabinecie na szlabanie.
Po zajęciach, wyszłam z sali dusząc się ze śmiechu. Nic nie zniszczy mi już tego dnia.
- Scamander, opanuj się. - powiedział rozbawiony Malfoy. - Bo jeszcze pomyślą, że jesteś jakaś niezrównoważona psychicznie jak starzy Longbottoma i wsadzą cię do świętego Munga.
- Cud, że jeszcze tam nie siedzę. - wybuchnęłam kolejnym atakiem śmiechu.
- No i co ja bez ciebie będę robił. - próbował zabrzmieć poważnie, ale czułam cień śmiechu w jego głosie.
- Nie martw się, ciebie zamkną zaraz po mnie. - poklepałam go po ramieniu.
- Jesteś niemożliwa. - pokręcił głową.
- Uczę się od najlepszych. - posłałam mu buziaka w powietrzu.
- Ale chcę łóżko przy oknie. - mruknął cicho po chwilowej ciszy.
Zaśmiałam się i przez przypadek wpadłam na ścianę, co tylko wzmocniło moją głupawkę. Osunęłam na podłogę, łapiąc się za brzuch. Z oczu zaczęły mi lecieć łzy i wydawałam z siebie odgłosy jak dusząca się foka.
- Nic mi nie jest... Żyje. - wydusiłam z siebie.
- Nie byłbym tego taki pewien. - mruknął pod nosem.
- Co ty tam gadasz? - zapytałam wstając i otrzepując się.
- A nic takiego, ładny mamy dziś dzień, prawda?
- Wyjątkowo, a jaki udany. - uśmiechnęłam się szeroko. - Chodź, bo spóźnimy się na transmutację i McGonagall nas udusi.
Lekko uspokojona, weszłam do sali od transmutacji. Malfoy nalegał, żebym z nim usiadła, więc w końcu uległam, nie chcąc słuchać jego wywodów i żalenia się.
Zaczęła się lekcja. Dziś mieliśmy przemieniać talerze w miski. W sali panował lekki gwar, gdy część uczniów wzięła się do pracy. Zaklęcie nie było zbytnio skomplikowane, jednak od zawsze miałam kłopoty z transmutacją i nie szło mi najlepiej.- Źle trzymasz różdżkę. - odezwał się Draco.
Złapał moją dłoń i ustawił odpowiednio moje palce.
- Teraz spróbuj. - posłał mi uśmiech.
Machnęłam różdżką na talerz, który rozbił się na kilka kawałków. Jęknęłam zażenowana swoimi umiejętnościami, a właściwie ich brakiem.
- Mogła być gorzej. - poklepał mnie pocieszająco po plecach. - Patrz.
Kiwnął głowę na siedzącego trzy ławki dalej Harry'ego, którego talerz zamienił się w kubek. Draco szepnął coś pod nosem i machnął różdżką w stronę Gryfona. W ułamku sekundy, uszy chłopaka zaczęły się powiększać, zmieniając kształt na przypominający uszy trolla. Wielkie, prawie większe od jego głowy, pokryte włosami i żółte z zielonkawym pod tonem.
Zacisnęłam usta w wąską linię, próbując nie parsknąć śmiechem.- Panie Malfoy, co pan wyprawia! - wrzasnęła zdenerwowana McGonagall, słysząc rozpaczliwe krzyki Pottera. Od razu przywróciła mu normalny wygląd. - Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu! - obwieściła oburzona, w chwili, gdy zadzwonił dzwonek ogłaszając koniec lekcji.
CZYTASZ
Consequences | Draco Malfoy
FanfictionKiedy wpadniesz w ramiona miłości, możesz stracić wszystko. Odważysz się? Kochający brat, wpierający rodzice, lojalni przyjaciele. Czy to wszystko może legnąć w gruzach przez zadurzenie się w pewnym chłopaku i ciąg niefortunnych zdarzeń? Opowiadanie...