{23} There's broken silence

2.1K 99 57
                                    

Wstałam pełna pozytywnej energii, co dawno się nie zdarzyło. Ubrałam się i zeszłam do Wielkiej Sali na śniadanie.

- Hej wam. - przywitałam się i zajęłam wolne miejsce obok Draco.
Na ten widok Pansy zakrztusiła  się tostem.

- Malfoy, podasz mi sok? - zapytałam patrząc z rozbawieniem na widok miny Pansy.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego i nalałam sobie soku do kubka. - Parkinson, dobrze się czujesz? Może zaprowadzić cię do skrzydła szpitalnego?

- To ja powinnam się o to zapytać. - przełknęła z trudem. - Od kiedy wy ze sobą rozmawiacie i jesteście dla siebie tacy mili?

- Długa historia. - odpowiedział na odczepnego Malfoy i puścił do mnie oczko.

Na moment, przez przypadek złapałam kontakt wzrokowy z siedzącą na drugim końcu stołu Astorią. Miała czerwoną twarz od widocznie zbierającego się w niej gniewu i wypalała we mnie dziurę spojrzeniem. Nie byłabym sobą, gdybym tego nie wykorzystała.

Nachyliłam się do Dracona i szepnęłam mu na ucho.

- Ktoś się na nas patrzy.

- A niech się gapi. - odpowiedział równie cicho, wiedząc o co mi chodzi i objął mnie ramieniem.

Kątem oka zauważyłam jak Greengrass wstaje i wybiega z sali.
Siedząca naprzeciwko mnie Pansy znów zaczęła się dusić, na co Blaise zaczął ją klepać po plecach.
Zaśmiałam się i wzięłam za jedzenie.

Po zjedzonym śniadaniu, razem z innymi Ślizgonami ruszyłam na eliksiry.

- Witajcie, zajmijcie miejsca. - powiedział od razu Snape. - Otwórzcie podręczniki na stronie 213, tam znajdziecie przepis na eliksir spokoju, który będziecie dziś ważyć.

Do sali wbiegł spóźniony Harry.

- Cieszę się, że objawił się pan, panie Potter. - rzucił jadowicie mistrz eliksirów. - Minus 50 punktów dla Gryffindoru. Może następnym razem to powstrzyma pana przed przychodzeniem spóźnionym na moje lekcje. A teraz, do roboty.

Wyjęłam kociołek i składniki, po czym wzięłam się do przyrządzania eliksiru.
Cały czas Astoria rzucała mi mordercze spojrzenia. Poczułam jak ktoś stuka mnie palcem w plecy, na co podskoczyłam. Odwróciłam się do siedzącego za mną Malfoya.

- Astorii by się przydał taki uspokajający eliksir. - mruknął ze śmiechem. - Jakieś robal w dupie ma, bo cały czas się odwraca.

Spojrzeliśmy na nią w tym samym momencie, w jakim ona patrzyła na nas. Od razu się odwróciła, prawie spadając z krzesła. Wróciłam na swoje miejsce, próbując stłumić śmiech w rękaw szaty.
Dodawałam właśnie sproszkowany róg jednorożca, gdy usłyszałam głośny huk. Podskoczyłam wystraszona i odwróciłam się w stronę tego hałasu.  Okazało się, że to Seamus Finnigan, któremu znowu coś wybuchło w kociołku. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że szata Astorii, która siedziała przed Gryfonem, podpaliła się, a dziewczyna tego nie zauważyła.
Rozejrzałam się po klasie, żeby zobaczyć czy ktoś jeszcze to zauważył. Oczy wszystkich były zwrócone na palący się materiał.
Wstrzymała oddech i zmusiłam się na powagę.

- Panno Greengrass, wiedziałem, że mugole w waszym wieku zaczynają palić, ale nie myślałem, że zniży się pani do tego poziomu. - mruknął Severus ze znużeniem. - Proszę się ugasić.

Astoria jak oparzona, bo właściwie była, wybiegła z sali w stronę łazienek.

- A pan, panie Finnigan zarobił dla Gryffindoru 100 ujemnych punktów. Proszę również stawić się wieczorem u mnie w gabinecie na szlabanie.

Po zajęciach, wyszłam z sali dusząc się ze śmiechu. Nic nie zniszczy mi już tego dnia.

- Scamander, opanuj się. - powiedział rozbawiony Malfoy. - Bo jeszcze pomyślą, że jesteś jakaś niezrównoważona psychicznie jak starzy Longbottoma i wsadzą cię do świętego Munga.

- Cud, że jeszcze tam nie siedzę. - wybuchnęłam kolejnym atakiem śmiechu.

- No i co ja bez ciebie będę robił. - próbował zabrzmieć poważnie, ale czułam cień śmiechu w jego głosie.

- Nie martw się, ciebie zamkną zaraz po mnie. - poklepałam go po ramieniu.

- Jesteś niemożliwa. - pokręcił głową. 

- Uczę się od najlepszych. - posłałam mu buziaka w powietrzu. 

- Ale chcę łóżko przy oknie. - mruknął cicho po chwilowej ciszy.

Zaśmiałam się i przez przypadek wpadłam na ścianę, co tylko wzmocniło moją głupawkę. Osunęłam na podłogę, łapiąc się za brzuch. Z oczu zaczęły mi lecieć łzy i wydawałam z siebie odgłosy jak dusząca się foka.

- Nic mi nie jest... Żyje. - wydusiłam z siebie.

- Nie byłbym tego taki pewien. - mruknął pod nosem.

- Co ty tam gadasz? - zapytałam wstając i otrzepując się.

- A nic takiego, ładny mamy dziś dzień, prawda?

- Wyjątkowo, a jaki udany. - uśmiechnęłam się szeroko. - Chodź, bo spóźnimy się na transmutację i McGonagall nas udusi.

Lekko uspokojona, weszłam do sali od transmutacji. Malfoy nalegał, żebym z nim usiadła, więc w końcu uległam, nie chcąc słuchać jego wywodów i żalenia się.
Zaczęła się lekcja. Dziś mieliśmy przemieniać talerze w miski. W sali panował lekki gwar, gdy część uczniów wzięła się do pracy. Zaklęcie nie było zbytnio skomplikowane, jednak od zawsze miałam kłopoty z transmutacją i nie szło mi najlepiej.

- Źle trzymasz różdżkę. - odezwał się Draco.

Złapał moją dłoń i ustawił odpowiednio moje palce.

- Teraz spróbuj. - posłał mi uśmiech.

Machnęłam różdżką na talerz, który rozbił się na kilka kawałków. Jęknęłam zażenowana swoimi umiejętnościami, a właściwie ich brakiem.

- Mogła być gorzej. - poklepał mnie pocieszająco po plecach. - Patrz.

Kiwnął głowę na siedzącego trzy ławki dalej Harry'ego, którego talerz zamienił się w kubek. Draco szepnął coś pod nosem i machnął różdżką w stronę Gryfona. W ułamku sekundy, uszy chłopaka zaczęły się powiększać, zmieniając kształt na przypominający uszy trolla. Wielkie, prawie większe od jego głowy, pokryte włosami i żółte z zielonkawym pod tonem.
Zacisnęłam usta w wąską linię, próbując nie parsknąć śmiechem.

- Panie Malfoy, co pan wyprawia! - wrzasnęła zdenerwowana McGonagall, słysząc rozpaczliwe krzyki Pottera. Od razu przywróciła mu normalny wygląd. - Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu! - obwieściła oburzona, w chwili, gdy zadzwonił dzwonek ogłaszając koniec lekcji.

Consequences | Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz