Rozdział 7

115 4 0
                                    

Trzy lata później

Od kilku dni mój ukochany dziwnie się zachował względem mnie. Często przebywał sam z myślami, a kiedy pytałam, co się dzieje. On zawsze mnie zbywał, a ja coraz bardziej martwiłam się o niego. Nie wiedziałam już, co miałam myśleć ani jak mu pomóc, po prostu czułam się bezsilna. Może nie czuł już do mnie tego samego co wcześniej? 

Niedługo, a dokładnie jutro rano, rozpoczynamy wyprawę oceany i morza. Statek, którym będziemy podróżować, nazywa się "Wędrowiec do Świtu", Kaspian to wymyślił, a mi od razu się spodobała. Było jeszcze kilka rzeczy, które musiałam przygotować, zanim wypłyniemy. Jeśli mój ukochany nie zmieni nastawienia, to wiedziałam, że ta podróż nie będzie za miła. Spakowałam ostatnie rzeczy i zawołałam jednego ze sług, żeby pomógł mi zanieść kufry do wozu, który przetransportuje nasze rzeczy do portu. Postanowiłam jeszcze zasnąć przed wypłynięciem, by jutro nie być zmęczoną. 

***

Obudziłam się wieczorem, idealnie na kolację. Z westchnięciem podniosłam się z łóżka i wygładziłam sukienkę. Potem udałam się do jadalni, gdzie zastałam Kaspiana i dwójkę z pięciu dowódców naszych wojsk oraz jakiegoś nieznanego mi człowieka. Każdy z nich oddał mi pokłon, kiedy zauważyli, że się zjawiłam w pomieszczeniu. Gdy podeszłam do stołu, mój wybranek powstał i stanął za moim krzesłem, które znajdowało się tuż przy jego boku, odsunął je delikatnie, zaczekał, aż usiadłam i przysunął je na powrót do stołu. Wzięłam sztuczce do rąk i zaczęłam spożywać kolację przygotowaną przez naszą służbę. Podczas posiłku Kaspian przemówił:

- Lilianno, oto nowy kapitan "Wędrowca do Świtu" imieniem Drinian.

- Królowo, to zaszczyt móc cię poznać. - odezwał się ów człowiek.

- Również jestem rada z tego spotkania, kapitanie. - odpowiedziałam uprzejmie.

- Proszę mi mówić Drinian, Wasza Wysokość. - powiedział ponownie.

- Tylko jeśli ty zgodzisz się, także nazywać mnie moim imieniem. - rzekłam, odkładając sztućce na bok.

- Ale Królowo, tak nie przystoi. - odparł niepewnie.

- Jeśli tego właśnie sobie życzysz. - uniosłam lewą brew do góry, patrząc na niego surowo. -Nakazuję ci mówić do mnie Lilianna lub Lily. Nie życzę sobie określeń typu: Królowo, Wasza Wysokość czy Wasza Królewska Mość. Rozumiemy się, Drinianie? - zapytałam poważnie.

- Oczywiście, Wa... Lilianno. - zająknął się, na co ja zaśmiałam się dźwięcznie.

- Nie musisz się mnie bać, przecież nie jestem tak straszna. - spojrzałam na pozostałych towarzyszy. 

Dowódcy mi przytaknęli, natomiast Kaspian powiedział za zgrozą:

- Drinianie, radzę ci na nią uważać. - powiedział, a potem wyszeptał, udając, że ja nie słyszę jego słów. - Potrafi nieźle władać mieczem i strzela z łuku, a to nie wszystko...

- Nie kończ, proszę. - udałam powagę. - Bo nasz, drogi kapitan, nie będzie chciał mnie na statku.

- Ciebie nikt nie chciałby na nim widzieć. - zaśmiał się.

- Słucham? Czy ja dobrze słyszałam, Wasza Królewska Mość? Obraził mnie? - ostatnie pytanie skierowałam do pozostałej trójki, skinęli lekko głowami. - No, dobrze. A więc, kochany Królu, nie rozmawiamy już nigdy więcej. - dodałam nadal ze sztuczną powagą.

- Ależ, Królowo, to tylko takie stwierdzenie faktu. - ponownie parsknął śmiechem.

- ... Panowie przepraszam, ale muszę udać się do kuchni, aby powiadomić służbę, że będą mnie znosić tutaj, podczas gdy wy wypłyniecie na pełne morze. - zwróciłam się bezpośrednio do dowódców i Driniana.

Descendant of the Great LionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz