ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀł ᴅᴡᴜᴅᴢɪᴇsᴛʏ ᴄᴢᴡᴀʀᴛʏ

585 82 40
                                    

~ A jeśli tego teraz słuchasz, to szczerze braciszku wyszedłeś na kurwe.
Ona mówi, że kocha, ja się tylko lekko uśmiecham. Żadnen ze mnie idiota... ~



- Czasami mam wrażenie, że żyjemy w całkiem innej rzeczywistości. - postanowiłam przerwać ciszę panującą przy śniadaniu.

Nienawidziłam tej ponurej ciszy. Powodowała u mnie dziwne uczucie pustki.

Brązowooki posłał mi pytające spojrzenie, jego białe włosy opadły mu na czoło, przysłaniając czekoladowe oczy. Blond pasemko lśniło w blasku porannego słońca. Jedynie chumor chłopaka nie był tak piękny jak to wszystko.

- Jesteś czymś zdenerwowany. Czuję to. - mój wzrok powędrował po całej jego talii, zatrzymując się na twarzy.

- Może jestem, może nie jestem. - odparł z nutką sarkazmu.

- Co się dzieje? - odstawiłam miskę po płatkach do zlewu, po czym podeszłam do białowłosego.

W kuchni było słychać tylko nasze spokojne oddechy, światło padające na ścianę powoli ogrzewało całe pomieszczenie.

- Patrz na mnie. - to zdanie zabrzmiało trochę jak rozkaz, jednak była to prośba.

Jego czekoladowe oczy zrobiły młynka, na co delikatnie się skrzywiłam. Nie lubiłam jak ktoś przewracał oczami.

- Dlaczego nie powiesz co ci leży na sercu? - westchnęłam cicho. - Będzie ci owiele lżej. - zasugerowałam równie przyciszonym tonem głosu.

- To nie tak. - odezwał się. - Po prostu, uh, niektórych rzeczy nie mogę ci powiedzieć. - widocznie posmutniał.

Po moim sercu rozlała się fala smutku. Tak bardzo chciałam mu teraz pomóc.

- Zaufaj mi. - kucnęłam obok niego.

- Ufam ci. - powiedział co zabrzmiało dość wiarygodnie. Lekki uśmiech przebiegł przez chwilę po mojej twarzy.

- Więc daj sobie pomóc. - spojrzałam mu w oczy. Martinus delikatnie ujął moją dłoń.

Jego oczy zaszły mgłą, a ja głupia nie wiedziałam co się dzieje. Starałam przypomnieć sobie, czy istnieje jakaś choroba, związana z tak nietypowymi objawami.

W mojej głowie była czarna dziura, która nie pozwalała mi myśleć.

- Widzisz mnie? - zapytałam zaniepokojona.

- Tak. - jego słaby głos odbił się echem od ściany.

W jednej sekundzie, jego oczy zaczęły napełniać się intensywną barwą złota, która była tak imponująca, tak piękna i jednocześnie tak niebezpieczna.

- To się znów dzieje. - odsunęłam się na bezpieczną odległość. Nie chciałam wywołać u niego uczucia odrzucenia, lecz strach przejął kontrolę.

Z ust chłopaka wyrwało się tylko ciche warknięcie.

- Cii... - wyszeptałam uspokajająco. - Nie denerwuj się. - niepokój wypełnił mnie od stóp do głów.

Czy bałam się jego zmienności?

- Sue. - cichy pisk uciekł z jego warg.

Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Martinus nie był człowiekiem, a zmianę koloru tęczówek powodowało uaktywnianie się jego drugiej natury.

- Sue. - kolejny pisk rozległ się po pomieszczeniu. - Wyjdź, proszę. - jego głos był ledwie słyszalny przez pryzmat popiskiwań.

- Nie zostawie cię w takim stanie. - powiedziałam stanowczo. Stanęłam naprzeciw chłopaka, nadal utrzymując bezpieczny odstęp.

- Musisz wyjść. - piśnięcie zamieniło się w ciche warknięcie. Patrzył na mnie z grymasem bólu w jego złocistych oczach.

- Powiedziałam, że nie wyjdę. - stanowczo zaakcentowałam słowo "nie".

- Proszę. - zawył cicho. Kły chłopaka znacznie się powiększyły i zaostrzyły.

Stałam przed nim jak sparaliżowana. Nie potrafiłam ruszyć się z miejsca.

- Przepraszam. - pisnął po raz ostatni, zanim padło na mnie oślepiające światło. Moje dłonie natychmiastowo znalazły się na oczach.

Pomieszczenie wypełnił dobrze mi znany zapach wanilii. Powoli otworzyłam oczy, a widok jaki tam zastałam zwalił mnie z nóg.

Dokładnie pare centymetrów ode mnie, stał olbrzymi, czarny wilk. Serce samo wyrywało się z piersi, bijąc w rytmie strachu.

Dopiero po chwili zrozumiałam coś bardzo ważnego.

To Martinus był tym wilkiem.

- M-Martinus? - wyszeptałam niepewnie, jakbym bała się każdej jego najmniejszej reakcji.

Odpowiedziało mi głośne piśnięcie.

Paraliż powoli opuszczał moje ciało, jednak nadal nie czułam się do końca bezpieczna.

Złote ślepia wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem.

- Rozumiesz co do ciebie mówię? - głos nadal drżał, a w gardle rosło uczucie bólu.

Wilk przekrzywił swój czarny niczym smoła łeb, rzucając mi dyskretne spojrzenia. Jego puszysty ogon poruszył się lekko.

- Potraktuję to jako tak. - stres powoli opuścił moje ciało. Pozytywne emocje wypełniły mój umysł.

Powoli podniosłam się z ziemi, lecz nie wykonywałam gwałtownych ruchów, ponieważ fala nieufności biła ze złotych tęczówek.

- Martinus. - wypowiedziałam jego imię po raz drugi czekając na reakcję. Ruch jego czarnego ogona rozwiał pyłki latające w powietrzu.

Posłałam mu ciepły uśmiech. Teraz miałam pewność, iż zrozumiał wszystko co do niego powiedziałam.

Oślepiające światło znów rozlało się po kuchni.

Przede mną nie stał już czarny wilk, lecz człowiek.

Białowłosy patrzył na mnie pustym wzrokiem, jego brązowe oczy wróciły do swojej naturalnej barwy, jednak nadal zachodziły mlecznym kolorem mgły.

Po chwili stracił grunt pod nogami i upadł nieprzytomnie na ziemię.

____________________________________

Wredny polsacik. ( kocham je robić hehe )

Jedna sprawa została już wyjaśniona :>

Miałam wstawić na urodziny, ale nie chce mi się czekać do piątku :o







𝔐𝔬𝔯𝔡𝔢𝔯𝔠𝔞 - 𝔪.𝔤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz