Dodatek ~ 04 (noc pod namiotem)

458 14 0
                                    

Gdy tylko do moich uszu dotarł huk, a sypialnie wypełniło światło pioruna, momentalnie zerwałem się na nogi. Podszedłem do okna, a gdy przed moimi oczami pojawił się granatowy namiot, modliłem się tylko o to, by Phoebe nic się nie stało.

Natychmiast zbiegnąłem ze schodów i pośpiesznie biorąc swój płaszcz pobiegłem do przyjaciółki. Odpiąłem zamek namiotu i zamarłem, widząc nie ruszającą się mulatke.

- Phoebe - wyszeptałem, podchodząc bliżej i gładząc jej policzek.- Wracamy do domu.- stwierdziłem, gdy kącik jej ust drgnął i już miałem ją podnosić, gdy dziewczyna, jak podejżewałem resztką sił, złapała mój nadgarstek.

- Nie dam jej tej sadysfakcji.- stwierdziła, a ja zdałem sobie sprawę, że nic nie wskóram. Wiedziałem, że, nie zwarzając na to, jak tragiczne w skutkach było jej zachowanie, nie podda się.

Westchnąłem i położyłem się obok Phobe, przytulając ją tak mocno, jak tylko potrafiłem, by oddać jej swoje ciepło. Na dworze lało jak z cebra, temperatura była jak na biegunie, a mimo to brunetka leżała tak kilka dobrych godzin.

- Bradley... - zaczęła po kilkunastu minutach.- Chyba nie czuję nóg.- dodała płaczliwie, a ja zdałem sobie sprawę jakim idiotą byłem, pozwalając jej spać w namiocie.

Nie zwracając uwagi na zdanie dziewczyny owinąłem ją szczelnie kołdrą i płaszczem, po czym zaniosłem ją do domku, sądzając na kanapie w salonie.

- Zaraz wrócę.- powiedziałem, dodatkowo okrywając dziewczyne kocem i cały roztrzęsiony poszedłem do kuchni, by przygotować kakao.

Wolałem sobie nie wyobrażać, co by się stało gdybym wtedy nie przyszedł, albo piorun uderzył kilka metrów dalej. Nie chciałem myśleć o tym jak wyglądało bym moje życie bez tej małej, uśmiechniętej osóbki. I nie ważne jak długo bym zaprzeczał, była najważniejsza w moim życiu.

Gdy mleko się zagotowało, wsypałem do niego kakao i jak poparzony poczłapałem w strone Perkins.

Wszedłem do salonu i odłożyłem kubek z napojem na stolik. Moje serce dosłownie się łamało, widząc kołysającą się w przód i w tył, szlochającą dziewczynę. Od razu podszedłem do niej i przytuliłem tak, jakbym bał się, że za chwile rozplynie się w powietrzu.

- Przepraszam.- wyszeptałem i również z moich oczu zaczęły lać się łzy.- Jeśli tylko zaufasz mi ten ostatni raz, obiecuję, że już nigdy nie pozwolę, byś kiedykolwiek cierpiała.

- Bradley?- spytała, a jej głos się łamał. Spojrzałem na jej twarz i miałem ochotę krzyczeć z bólu, gdy zobaczyłem jej czerwone, spuchnięte od płaczu oczy i dygotajacące z zimna usta.- Zabierz mnie do domu.

Kilka minut później siedzieliśmy już w samochodzie Alice, z ogrzewaniem podkręconym na maksa. Z radia cicho leciały piosenki, co sprawiało, że mimo uderzających w szyby kropel deszczu, jazda wydawała się być przyjemna.

Co chwilę spoglądałem na siedzącą obok mnie brunetkę, która po pewnym czasie po prostu zasnęła. Gdy dotarliśmy na miejsce, najdelikatniej jak tylko potrafiłem podniosłem dziewczynę i zaniosłem do jej pokoju. Położyłem ją na łóżku i, wcześniej pozbywając się jej ubrań, ubrałem ją w najgrubszą piżamę, jaką tylko znalazłem w jej szafie, po czym sam usiadłem na skraju łóżka.

W mojej głowie momentalnie pojawiły się słowa jej ojca, z dnia, w którym się wyprowadzaliśmy.

Dbaj o nią, bo to najdelikatniejszy skarb, jaki możesz mieć.

Miał rację. Mimo tego, jak bardzo silną udawała, była tak delikatna i jednocześnie cudowna, jak najdroższy skarb świata.

Była moją gwiazdką.

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz