Oneshot

39 4 2
                                    


Od zawsze marzyłem, żeby pójść na studia. W głowie zawsze przewijały mi się wielkie imprezy, niechodzenie na wykłady, wielkie aule, gdzie można by było przysnąć w trakcie nudnego wykładu. Ogólnie kojarzyło mi się to z beztroską i szaleństwem, jak to ludzie określali, to miał być najlepszy czas mojego życia. Szkoda tylko, że rzeczywistość okazała się zupełnie inna, chociaż niekoniecznie zła.

Zacznijmy od miejsca zamieszkania, a dokładniej akademika, do którego się przeprowadziłem. Standard był w porządku, mój współlokator wydawał się miły, ale jakoś tak czułem, że nie pasuję do otoczenia, chyba zbytnio byłem przyzwyczajony do życia w domku jednorodzinnym, a szczególnie do posiadania tam sporej przestrzeni osobistej. Jak zaczęły się zajęcia ucieszyłem się, że na mój kierunek dostało się aż tyle osób, było nas pod dwieście. Miałem nadzieję, że znajdę z kimś wspólny język, aby razem przejść przez studia, wspierać się i robić projekty. Niestety ludzie już zaczęli dobierać się w grupki i ciężko mi było do kogoś dołączyć, a moja nieśmiałość nie pomagała. Na szczęście zaraz jedna osoba zgarnęła mnie do swojego grona znajomych, z którymi, jak się okazało, znała się od liceum. Miło było poznać kogoś tak energicznego jak Baekhyun, spokojnego jak Sehun czy rozgadanego jak Chanyeol. No i został jeszcze on, Jongdae- typ dość tajemniczy, ale charyzmatyczny. Od jego spojrzenia przechodziły mnie ciarki po plecach, dlatego speszony unikałem kontaktu wzrokowego z nim. Mimo wszystko byłem zadowolony, że przyjęli mnie do swojej grupki i chcieli się ze mną zadawać.

Zajęcia minęły dość szybko, większość wykładowców jedynie szczątkowo nam opisała o czym będą mówić i jaka będzie forma zaliczenia, po czym dawali nam czas na zapoznanie się z innymi studentami. Z chęcią to wykorzystywałem i przykładowo dowiedziałem się z jednej z rozmów, że cała trójka pochodzi z tego miasta, więc tylko ja byłem przyjezdny, ale to również zapunktowało, bo obiecali pokazać mi najlepsze miejscówki, z czego bardzo się ucieszyłem.

Taki stan rzeczy utrzymywał się przez parę dni, poznawaliśmy wykładowców, z czego jedni byli mocno w porządku, a drugich od razu znienawidziliśmy. Ja starałem się uważać na wszystkich zajęciach, choć było to ciężkie przez przynudzanie profesorków, ale też przez wpatrującego się we mnie Jongdae. Potrafiłem go przyłapać parę razy w ciągu dnia, na co odpowiadał tylko delikatnym uśmieszkiem jednym kącikiem ust i powoli odwracał głowę w stronę prowadzącego. Trochę mnie to zaczynało stresować bo nie wiedziałem czego ode mnie chciał, a jednocześnie chyba powoli zaczynał mi się podobał.

Aż w końcu nadszedł piątek, czyli dzień imprezy integracyjnej. Nie bardzo wiedząc jak się ubrać zdałem się na słowa Baekhyuna i założyłem luźną białą koszulkę z nadrukiem loga Avengers, zwykłe jeansy i trampki, a na wierzch katanę, bo wieczory zaczynały się robić chłodnawe. Spotkałem się z chłopakami pod klubem, do którego miałem naprawdę blisko, bo jakieś osiem minut spacerkiem, za co byłem wdzięczny, przynajmniej powrót będzie łatwy.

Weszliśmy do środka, gdzie przywitał nas hałas i zapach alkoholu pomieszanego z potem. Plus był taki, że nie można było tutaj palić papierosów, czyli powietrze wolne było od dymu. Cudem znaleźliśmy wolny stolik, przy którym usiedliśmy. Trochę musieliśmy krzyczeć, aby siebie usłyszeć, ale już po chwili dyskusji każdy miał przed sobą odpowiedni alkohol. Ja nie chciałem szaleć, więc postawiłem na klasyczne piwo, które powoli sączyłem przyglądając się powyginanym ciałom na parkiecie. Nawet nie wiem kiedy, ale skończyłem jeden kufel i byłem w połowie drugiego śmiejąc się z żartów Chanyeola, który bezskutecznie chciał wyciągnąć Hyuna na parkiet, który zapierał się i łapał Sehuna za ramię prosząc go o ratunek. Byli naprawdę cudowną paczką. Jedynie co nie dawało mi spokoju, to Chen, jak wołali na Jongdae, siedzący naprzeciwko mnie z tym dziwnym uśmieszkiem. Starałem się to przez większą część wieczoru ignorować, ale za bardzo mi to nie szło, bo co chwilę nasze spojrzenia się spotykały. Jakim cudem ktoś może być tak magnetyczny, przyciągający i charyzmatyczny nic nie robiąc? To zdecydowanie za dużo emocji jak na jeden wieczór. Dyskretnie, a przynajmniej tak mi się wydawało, sprawdziłem godzinę na telefonie, a widząc wpół do trzeciej oznajmiłem, że ja już będę się zbierał. Oczywiście spotkało się to z niezadowoleniem reszty, ale powiedziałem, że jutro rodzice przyjeżdżają, więc muszę choć udawać żywego. Zabrałem wszystkie moje rzeczy i ruszyłem do wyjścia. Tak jak się spodziewałem powrót należał do lekkich i z ulgą powitałem moje łóżko.

Następne tygodnie wyglądały podobnie; przez tydzień uczęszczaliśmy na wykłady, choć nie wszystkie, w piątek chodziliśmy w różne miejsca na imprezy, sobota była do wyleczenia kaca, a niedziela na powtórzenie notatek. A w tym wszystkim ja zaczynałem wariować czując na sobie spojrzenia Dae. On rzadko kiedy się do mnie, czy nawet w ogóle, odzywał, więc ciężko mi było go zagadać o cokolwiek, a szczególnie o co mu chodziło z tym wgapianiem się we mnie. Dlatego pozwalałem mu na to przez prawie trzy miesiące. Wyjeżdżając na święta do domu odetchnąłem z ulgą, miałem nadzieję, że po powrocie trochę się to uspokoi.

Niestety miałem wrażenie, że to się jeszcze bardziej nasiliło. Praktycznie mogłem wyczuć kiedy Chen pojawiał się w pomieszczeniu, bo od razu wyszukiwał mnie wzrokiem, czasami miałem wrażenie, że pojawia się za mną na korytarzu czy idzie do toalety. Trochę zaczęły mnie zjadać nerwy, szczególnie, że wielkimi krokami zbliżała się sesja, a ja nie wiedziałem czego się spodziewać. Na dwa tygodnie przed nią odpuściliśmy sobie imprezy chcąc się skupić na nauce, która mi za bardzo nie szła przez Jongdae w mojej głowie.

Kiedy okazało się, że cała nasza piątka zdała wszystko postanowiliśmy to hucznie uczcić imprezą, na której chciałem w końcu porozmawiać z chłopakiem, który zawrócił mi w głowie. Na szczęście poszliśmy na domówkę do domu kolegi z roku, więc ucieszyłem się, że będzie można tam na spokojnie wszystko wyjaśnić. Czując przypływ odwagi po kilku szotach wódki odciągnąłem Chena od towarzystwa.

-O co ci chodzi? Od kiedy się poznaliśmy ciągle się na mnie gapisz. –mimo próby bycia spokojnym czułem jak serce mi wali w klatce piersiowej oraz dość mocno gestykulowałem rękoma. Na moje słowa chłopak tylko się uśmiechnął.

-W końcu Minseok, już myślałem, że nie zdobędziesz się na odwagę. –mówiąc to położył mi dłoń na policzku.

-Słucham? Ale o co ci chodzi? –spytałem zbity z tropu, ale jednocześnie automatycznie wtulając twarz w jego rękę.

-Podobasz mi się, od samego początku i tylko sprawdzałem jakie jest twoje nastawienie względem mnie. Gdybyś nic nie czuł to byś nawet nie zauważył moich spojrzeń. –ponownie na jego usta wpłynął ten pewny siebie uśmieszek, który czasami miałem ochotę mu zetrzeć z twarzy. Ale z drugiej strony, jego usta... Podniosłem wzrok na jego oczy i delikatnie oblizałem dolną wargę, przez co jego spojrzenie zjechało w dół. Kiedy ponownie złapaliśmy kontakt wzrokowy więcej nie potrzebowaliśmy. Nasze usta spotkały się w połowie drogi, ja zarzuciłem mu ramiona na szyję, a on złapał mnie w talii. Powoli się całowaliśmy poznając smak drugiej osoby, a ja w końcu zdałem sobie sprawę, że to co do tej pory uważałem za stres to były te słynne motyle w brzuchu.

Studencka Miłość |Xiuchen oneshotWhere stories live. Discover now