—Imię?
—Lance Charles McClain.
—Narodowość?
—Kubańska.
—Kraj?
—Republika Kuby.
Mężczyzna pilnie przypatrywał się młodzieńcowi, siedzącemu spokojnie przy niewielkim stoliku po środku jasnooświetlonego pokoju. Krążył dookoła niego niczym jakiś drapieżny ptak, mrużąc oko.
—Czemu chcesz dostać się akurat tutaj, chłopcze? — zapytał, zatrzymując się wkońcu i pochylając się nad nim.
—Moi rodzice wiążą ze mną duże plany na przyszłość... — zaczął — Ja jednak, niestety, posiadam jeszcze wyższe ambicje niż oni i pragnę zająć się badaniem przestrzenii kosmicznej bardziej, niż jako niewinne hobby.
Mężczyzna pokiwał powoli głową, ważąc słowa chłopaka.
—Rozumiem, że chcesz być pilotem?
Młodzieniec zaśmiał się cicho, poprawiając swoją pozycję na krześle.
—Z całym szacunkiem, panie Iverson, ale bardziej myślałem nad karierą analityka. — odparł szczerze, lekko się uśmiechając — Pilotem może pozostać praktycznie każdy kto posiada choć szczyptę umiejętności. Analitycy muszą mieć jednak to coś — demonstracyjne popukał dwoją skroń palcem — A ja, nie chwaląc się, ja to coś mam.
Mężczyzna zaśmiał się cicho. Wysokie wymagania ma ten chłopak, pomyślał. Zazwyczaj to szkoła wymaga od ucznia, zwłaszcza taka elitarna jak Garrnison, ale w tym przypadku najwyraźniej jest na odwrót.
—Jesteś bardzo pewny swego, chłopcze. — powiedział, siadając wkońcu przed nim, krzyżując ręce.
Chłopan wzruszył tylko ramionami.
—Matka zawsze powtarzała mi, że to jedna z najbardziej wymagających cech, jeśli chce się coś w życiu osiągnąć. — powiedział, wyciągając się na oparciu krzesła. — Zwłaszcza w naszym świecie.
Iverson podniósł lekko, pytająco brew, mrużąc oko.
—W naszym świecie? — zapytał — Co masz przez to na myśli?
Chłopak przechylił głowę na bok, mrużąc oczy.
—W świecie, gdzie każda pojedyńcza jednostka ludzka musi mieć siłę przebicia. — odpowiedział powoli, jakby ważył każde słowo. — Jeśli ktoś jej nie ma - trudno, pozostaje w tyle zapomniany i mdły tak samo jak każdy inny.
—Ty mimo to wieżysz, że jesteś inny, tak? — zapytał mężczyzna, siadając ponownie przy stoliku.
Chłopak ponownie wzruszył z lekkością ramionami i spojrzał swojemu rozmówcy w oczy, bez jakiegokolwiek lęku.
—Nie mnie jest o tym decydować, panie Iverson.
Przez moment trwali w lekko napiętej ciszy. Latynos czekał na jakąkolwiek odpowiedź człowieka siedzącego przed nim, chociażby znak, iż może opuścić to duszne, zgryźliwie pomalowane pomieszczenie. Po chwili je otrzmał.
—Odpowiedź dostaniesz pocztą, młodzieńcze.
♦
CZYTASZ
Blood//Water | Voltron
FanfictionPo prostu przeczytaj bardzo krótki prolog i stwierdź, czy jest to warte jakiejkolwiek uwagii, czy jakich kolwiek twoich słów.