|6| czysty błękit

850 36 20
                                    

Obudził mnie dzwoniący telefon. Czułam się jakby ktoś walił mnie młotem po głowie. Poprzedniego dnia wszyscy zdaliśmy kolokwium i postanowiliśmy uczcić to małą domówką.

Jako, że jestem prosperującą alkoholiczką i nigdy nie znam umiaru, urządziłam cztery albo pięć konkursów pod tytułem "kto wypije więcej naraz" i w każdym musiałam wziąć udział. Tak czy siak - miałam takiego kaca, że dźwięk mojego własnego oddechu przyprawiał mnie o porażający ból głowy.

Odebrałam telefon.

- Czego chcesz Lou? - włączyłam głośnomówiący i położyłam telefon na łóżku. Przetarłam oczy. - Umieram.

- Trzeźwa jesteś?

- Względnie.

- Wyłaź z łóżka. Bądź gotowa za 20 minut. Podaj mi swój adres, przyjadę do ciebie - nigdy nie słyszałam jej tak zestresowanej. Strach jej w głosie rozbudził mnie. Usiadłam.

- Czekaj, o co cho- rozłączyła się.

Spojrzałam na telefon. Siódma szesnaście. Westchnęłam. Ta dziewczyna mnie wykończy.

Umyłam się, ubrałam, wypiłam kawę i połknęłam chyba z tonę aspiryny, żeby być w stanie jakkolwiek funkcjonować.

Wyszłam przed dom. Po chwili podjechała biała toyota. Rozpoznałam w niej stare auto Lousie. Pomimo jej wysokich zarobków, nie chciała kupić nowego samochodu. Twierdzila, że przeżyła w tym starym gruchocie tyle, że nie miałaby serca, żeby go od tak sprzedać.

Wsiadłam do środka, na miejsce pasażera. Za kierownicą siedziała Lou. Stukała nerwowo palcami w kierownicę i wpatrywała się w drogę przed sobą. Gdy tylko zamknęłam drzwi, wcisnęła pedał gazu tak gwałtownie, że niemal rzuciło mnie na szybę.

- Hej! - krzyknęłam, zapinając pasy. - Powiesz mi w końcu o co chodzi? Zrywasz mnie z łóżka nad ranem, usiłujesz zabić i nawet nie..

Spojrzałam na nią. W jej oczach szkliły się łzy. Nigdy nie widziałam, żeby Louise płakała. Nigdy. A znałam ją od prawie siedmiu lat.

- Co się dzieje? - zapytałam łagodniejszym już głosem.

Wyjechałyśmy z miasta. Lou milczała przez kilka kolejnych kilometrów. Nie pośpieszałam jej.

- Ja.. - głos jej drżał. Wbiłam wzrok w autostradę przed nami. - Nigdy nie myślałam.. Znaczy, nie wydawało mi się to realne.. Przecież zawsze byłam ostrożna, ja..

Skręciła gwałtownie w lewo, przez co ponownie rzuciło mną, tym razem na drzwi samochodu. Rozmasowałam głowę, którą boleśnie uderzyłam o okno.

- Nie sądziłam, że może mi się to przytrafić.. Znaczy mnie - zaśmiała się nerwowo, ale zauważyłam, że zacisnęła palce na kierownicy, aż zbielały jej palce. - Zawsze miałam ze wszystkim szczęście, wiesz przecież. Każdy to wiedział. A teraz..

Pokręciła głową, odganiając nabiegające do jej oczu łzy.

Nie rozumiałam kompletnie nic.

- Możesz mówić jaśniej?

Znowu cisza. Lou przyciskała pedał gazu. Strzałka prędkościomierza zbliżała się ku stu sześćdziesięciu kilometrom na godzinę. Spojrzałam błagalnie ku górze. Przeczuwałam, że zaraz wydarzy się coś złego. Nie wiedziałam tylko co będzie pierwsze: zgarnie nas policja czy Lou zabije nas obie, rozbijając się o drzewo.

- Od kilku tygodni coś podejrzewałam, ale.. chyba zbyt bałam się przyznać sama przed sobą, że to naprawdę się dzieje - mamrotała. Nadal nie wiedziałam co się dzieje, ale w dziewczynie siedzącej obok mnie nie mogłam rozpoznać mojej przyjaciółki - Lou zachowywała się niczym w kompletnym amoku.

płacząca wierzba || supa strikasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz