Powiedz, że mnie kochasz

922 73 1
                                    

— Alec! Czekaj!

Alec nie zaczekał. Przyspieszył kroku, poprawiając węzeł ciasno zawiązanego na szyi czerwonego szalika w granatowe paski i, nie zdejmując ciężkich butów, pchnął ramieniem drzwi swojego pokoju. Topniejący śnieg odcinał się jasną barwą od czarnej kurtki, a włosy opadały na czoło mokrymi strąkami.

— Alec!

— Co? — chłopak zatrzymał się zirytowany w progu pomieszczenia i spojrzał na siostrę kątem oka. Isabelle – mimo wysokich obcasów niższa od niego o co najmniej dziesięć centymetrów – podeszła do niego i wyciągnęła rękę, kładąc smukłą dłoń o fioletowych paznokciach na jego ramieniu, nie przejmując się mokrym ubraniem.

— Wszystko w porządku? — spytała, stając przodem do Aleca. Chłopak zacisnął usta i pokiwał głową. — Kłamiesz — stwierdziła — Magnus dzwonił. Pytał, czy dotarłeś do domu.

Słysząc to imię, Alec syknął, a potem posłał Isabelle przerażone spojrzenie jasnych oczu, jednocześnie niemo wskazując głową na kuchnię, skąd dochodziły odgłosy krzątania. Mama szykowała kolację, a ze względu na brak drzwi pomiędzy kuchnią a holem, słyszała wszystko. Ostentacyjnie i mało subtelnie wepchnął Izzy do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi i zostawiając na podłodze ogromne, błotne ślady topornych butów.

— Nie przy mamie — syknął, kiedy drzwi bezpiecznie oddzieliły ich od reszty mieszkania. Zdjął kurtkę, ukazując zielony, za duży sweter (przynajmniej tym razem bez dziur) i odrzucił ją na krzesło, przeczesując długimi palcami włosy i zrzucając z nich resztki wody. Isabelle zadarła głowę i spojrzała na niego zmrużonymi oczami. Ciemnofioletowy cień na jej powiekach sprawił, że w głowie Aleca momentalnie pojawił się Magnus i jego elegancki płaszcz w tym samym odcieniu. — Wiesz przecież, że nie chce o tym mówić przy niej.

— Ty w ogóle nie chcesz o tym mówić! — obruszyła się Isabelle, opadając na materac brata. Krótka spódniczka podwinęła się i ukazała nagie udo i wytuatowany na nim pojedynczy symbol – anielską runę, zaczerpniętą z jakiegoś historycznego tomiska. Alec mimowolnie przesunął dłonią po swojej, czarnej, mocno kontrastującej z jego białą jak papier skórą. — Cały czas tylko „to nic ważnego", „nie teraz", „mam cię w dupie, daj mi spokój". A ja chcę wiedzieć i Magnus też. Martwimy się o ciebie, a ty zachowujesz się, jakby świat zrobił ci nie wiadomo co.

Alec nie uznał za potrzebne odpowiedzieć. Usiadł ciężko na fotelu, jedynym kolorowym meblu w pomieszczeniu, i zabrał się za rozplątywanie długich sznurowadeł wysokich butów. Mokre błyszczały w półmroku, rozpraszanym światłem małej, nocnej lampki, stojącej na stoliczku w rogu.

— Alec, dlaczego się wstydzisz? — dziewczyna uniosła się na łokciach, po czym dodała łagodniej — Wiesz, że to nic złego. Niedawno sam to powiedziałeś.

— Nie uważam, że bycie homoseksualnym jest czymś złym, Izzy — Alec wyprostował się i odrzucił zdjęty z prawej nogi but gdzieś w kąt pokoju. Niebieskie oczy podążyły za lecącym przedmiotem, śledząc tor jego lotu, a następnie wróciły zainteresowane do drugiego buciora. Na Izzy nawet nie zerknął.

— A jednak się tego wstydzisz.

— Wcale nie — znowu pochylił się, drżącymi dłońmi starając się rozwiązać drugi but. Palce jednak tak mu się trzęsły, że zaklął pod nosem i odchylił się, prostując plecy na oparciu wygodnego fotela i zostając tak w jednym bucie.

— To czemu nie chcesz chociaż spróbować z Magnusem?

— Spróbowałem — odparł, mrużąc oczy. Miał dość tej rozmowy i jedyne, czego potrzebował to snu i, może ewentualnie, dobrej herbaty. Nie rozmów z Izzy. Nie roztrząsania swojej relacji z pieprzonym Magnusem Bane'm. Tylko snu.

Powiedz, że... || Malec Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz