Ⓢ The Umbrella Academy

459 40 85
                                    

Czyli: jak bardzo dysfunkcyjna jest Twoja rodzina?

Och.

O "The Umbrella Academy" słyszałam ogromnie dużo dobrego, gdy komiks debiutował na rynku. Pewnie dlatego, że wyszedł od spod pióra Gerarda Way, którego muzyczny dorobek kocham nieustająco, mimo że od czasów zajarania My Chemical Romance minęło u mnie jakieś dziesięć lat. Niestety do komiksu niedane mi było zajrzeć, gdyż polskie wydanie zadebiutuje na rynku dopiero w maju tego roku, a próbowałam czytać po angielsku "Doom Patrol", który też napisał Gerard i niestety poległam.

Pan Way ma dar do słów i nie można mu tego odmówić, dlatego komiks Parasolkowej Akademii mam zamiar dorwać na Pyrkonie i dopiero wtedy położyć na nim swoje lepkie nerdowskie rączki. Więc na razie skupię się na produkcji serialowej.

O adaptacji tego cuda mówiono już od kilku lat, gdy franczyza X-Men zaczęła podupadać, a wytwórnie niezwiązane z DCEU, czy MCU chciały mieć swoich peleryniarzy. Najpierw miał pojawić się film, ale ostatecznie prawa do stworzenia historii na motywach komiksu dostał Netflix, a sami twórcy wersji papierowej zostali producentami.

A ja się ucieszyłam, bo co by nie mówić — serial ma dużo więcej czasu na zbudowanie postaci, a właśnie dobrymi postaciami stoi ta produkcja. Przygotujcie się więc na dłuższy wywód, bo mam zamiar omówić całe rodzeństwo Hargreeves.

 Przygotujcie się więc na dłuższy wywód, bo mam zamiar omówić całe rodzeństwo Hargreeves

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zacznijmy jednak od przybliżenia punktu wyjścia całego serialu.

Pewnego dnia, trzydzieści lat temu czterdzieści trzy kobiety, które jeszcze tego samego poranka nie były w ciąży, urodziły dzieci. A siedmioro z nich trafia pod opiekę ekscentrycznego milionera Sir Reginalda Hargreeves. Choć słowo opieka jest tu mocno na wyrost, gdyż zamiast dzieci wychować, planuje on je wytrenować na superbohaterów.

Pachnie X-Men? Trochę tak, z tym że tu nie ma dobrego wujka Xaviera. Hargreeves nie nadaje nawet dzieciakom imion, tylko numeruje je tylko w skali przydatności do użycia w walce, a jako matkę zapewnia im wsparcie robota... milutko, nie?

No właśnie nie.

Dlatego, gdy rodzeństwo po siedemnastu latach spotyka się na pogrzebie ojca, tworzą prawdziwie złoty przekrój zaburzeń psychicznych.

A, do tego za kilka dni ma skończyć się świat.

Więc zero presji.

Więc zero presji

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
totalnie nieobiektywnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz