XVIII

5 1 0
                                    

Wszyscy byli już na umówionym miejscu, a cały budynek otoczony przez ukryte oddziały policji. Lee, Ink oraz Willow byli w głównej sali. Nancy również była w drodze na miejsce. Detektywi oraz Ink mieli pod kurtkami kamizelki kuloodporne w razie jakby doszło do wymiany ognia. Lee poprosił, aby Terrence zaprowadził ich do miejsca, gdzie toczył walkę. Po drodze zaglądali do pomieszczeń. Lee przeładował Glocka i ostrożnie wszedł do jednego z pomieszczeń.

Pokój nie był specjalnie duży i posiadał tylko jedną dziurę, która kiedyś prawdopodobnie była oknem. Na ziemi stało kilka cegieł, na ścianach widniały najróżniejsze graffiti. Te bardziej wulgarne i te mniej. Pod nogami walały mu się jakieś stare gazety, nie wiadomo ile rozkładający się papier, oraz szkło, co świadczyło o tym, że szyba musiała zostać wybita już jakiś czas temu. Starał się nie robić hałasu, więc omijał pozostałości po oknie. Obejrzał się za siebie i Ink poszedł dalej z Terry'm. Spojrzał na stolik z cegieł, na których stał stary laptop ze zgliczowanym ekranem.

Lee wyszedł z pomieszczenia i udał się w stronę starych, już zardzewiałych schodów. Na każdym stopniu stawiał ostrożny krok. Zatrzymał się, gdy znalazł się na stalowej platformie i spojrzał na kolejne stopnie, prowadzące jeszcze wyżej. Mężczyzna zmarszczył brwi i obejrzał się za współpracownikami. Zrobił kilka kroków w tył, aby później się odwrócić i wejść po schodach wyżej, ale gdy wykonał obrót, zobaczył przed sobą poszukiwaną osobę z karabinem w dłoniach. Lufa była wycelowana prosto między oczy seniora. Nie ukrywał swojego strachu. Instynktownie sięgnął po swojego Glocka, ale nie zdążył go wyjąć. Ano-chan pociągnęła za spust, a następnie zabrała pistolet i pobiegła na górę.

Ink oraz Willow słysząc strzał pobiegli w jego stronę. Energicznie wbiegli po schodach i zatrzymali się przy ciele towarzysza.

— Boże Święty... — rzucił zszokowany Ink i zakrył usta dłonią, widząc dziurę po strzale w swoim przyjacielu, z którym przepracował wiele lat na jednej komendzie. Terry przełknął głośno ślinę i ogarnęła go żal oraz chęć zemsty. Do środka opuszczonego budynku wbiegły posiłki. Willow oraz Ink czekali, aż do nich dojdą, a następnie już w całej brygadzie ruszyli na piętro, które okazało się wielką halą z filarami. Niektóre okna były wybite, a inne były jeszcze w całości. Rozdzielili się i zaczęli przeszukiwać salę.

W pewnym momencie Terry zaczął się szarpać z morderczynią. Podczas tej szarpaniny zdjął jej kask i oniemiał, gdy zobaczył, kto jest przestępcą. Nancy uderzyła go rękojeścią pistoletu, aby upadł, a następnie wycelowała w niego. Uśmiechnęła się złowrogo, a chwilę później podbiegł do nich Ink ze wsparciem. Policjanci wymierzyli z broni do Nancy.

— Jeden ruch, a go zabiję! — zagroziła i podniosła chłopaka. Jednym ramieniem silnie przycisnęła go plecami do siebie, a lufę przystawiła do jego skroni.

— Nancy! I tak jesteś już w dupie! Grozi ci kara śmierci, więc puść mnie, tak honorowo! — Na jego mediacje kobieta tylko bliżej przystawiła mu lufę. — Jaki był cel tego wszystkiego? Zabiłaś swojego przyjaciela! Bez skrupułów strzeliłaś mu między oczy! — Morderczyni jeszcze długo milczała, aż w końcu uśmiechnęła się obłąkanie. Źrenice miała zwężone i zaśmiała się lekko, mrożąc krew w żyłach swojemu zakładnikowi.

— Tę tajemnicę... Zabiorę ze sobą do grobu — oznajmiła, a następnie włożyła sobie lufę do ust, a później oddała strzał. Ściana za nią natychmiast zaszła czerwienią. W budynku po strzale nastała grobowa cisza. Ciało Nancy opadło bezwładnie na ziemię. Terry spojrzał na denatki. Ściągnął brwi, a następnie zamknął, niczym oczy porcelanowej lalki, puste oczy Nancy, które patrzyły się bez celu w jedno miejsce.

—Poszukiwana morderczyni, Nancy Ackley, dokonała samobójstwa... — mówił do radia jeden z policjantów, schowany gdzieś w gęstym tłumie posiłków. — Sprawa zamknięta.

Ano-chan APPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz