-Mamo, tato - powiedziałam - musicie mi na to pozwolić, bo inaczej się z wami nie bawię. Tata siedział w fotelu, trzymając w ręku rozłożoną gazetę. Spojrzał zza okularów najpierw na mnie, potem na mamę, siedzącą obok i czytającą powieść. Tym oświadczeniem i desperacją zburzyłam rodzicom błogie popołudnie. Przerwali lekturę, ale z nadzieją, że zaraz do niej powrócą, bo ani tata nie zamknął gazety, ani mama nie odłożyła książki.
- To jest poważna sprawa i nie da się jej załatwić w ciągu minuty, więc musicie mnie wysłuchać - powiedziałam patetycznie i być może zabrzmiało to, jakbym przed rodzicami wypowiadała wyuczoną kwestię z przedstawiania, w którym miałam grać podczas akademii z okazji końca roku szkolnego.
Przed osiemnastymi urodzinami nieodwołalnie postanowiłam zostać aktorką dramatyczną, by grać w prawdziwym teatrze. Powiadomiłam o tym rodziców i klasę. Moje oświadczenie nie było próbą generalną, nie dotyczyło planów na przyszły rok, ale tego, co chciałam zrobić teraz.
- "A taki miał być przyjemny nastrój po podwieczorku. W małym, zacisznym, ukrytym w drzewach dworku" - mama zacytowała kwestię z "W małym dworku Witkacego". Od dawna czytałam dramaty i oglądam spektakle teatralne, więc poznałam źródło cytatu, ale nie pochwaliłam się, bo nie chciałam, by rozmowa zeszła na inne tory.
- Przyjeżdża człowiek na trzy dni do domu z nadzieją na spokój, A tu każą podejmować decyzje, wyrażać zgodę i jeszcze szyfrem mówią. O co chodzi, Olka? Tata bardziej udawał zirytowanego niż rzeczywiście był zirytowany, ale gazetę odłożył na stolik. Mama poszła w ślad za nim i wreszcie zamknęła książkę, choć widziałam, że zrobiła to z niechęcią, jakbym przerwała jej w kulminacyjnym momencie.
- Chodzi o to, że decyzję już podjęłam, o czym was powiadamiam, i teraz czekam tylko na wasze błogosławieństwo, kochani rodzice - wyrecytowałam przekonująco.
Miny rodziców nie wróżyły niczego dobrego, ale nie zamierzałam odpuszczać. Przecież dorosłość polega także na podejmowaniu samodzielnych decyzji, za które ponosi się odpowiedzialność, więc zamierzałam brnąć do końca i walczyć jak lwica, choć przecież jestem zodiakalnym Rakiem.
- Wyjeżdżasz na antypody i dlatego za chwilę zażądasz wypłaty posagu ? - tata zapytał groźnie, jakby odgrywał Złą Macochę z baśni o Kopciuszku.
- Wprost przeciwnie, zostaje, wy sobie wyjeżdżacie ja będę strzegła domu, by nie czuł się samotny.
- Jak to ? - zapytali wspólnie.
- A jak to, zwyczajnie, nie wyprowadzam się z mamą, chcę chodzić do szkoły tutaj , tutaj zdać maturę i tutaj pracować jako kelnerka w Café Plotce - powiedziałam na jednym wydechu, a raczej przydechu, by brzmieć bardziej melodramatycznie. Miny i spojrzenia rodziców były bezcenne. Tego się nie zapomina, mogłyby powracać w koszmarach.
- Ho, ho, ho, ambitne plany córki, która buntuje się już drugiego dnia urzędowej dorosłości - tata bardzo starał się zabrzmieć kpiąco. Mama siedziała cichutko, jakby przyklejona do jego ramienia i wyroków. Ona tak zawsze, pomyślałam. Ale tym razem odezwała się pojednawczym tonem, dyplomatycznie.
- Wytłumacz się, Olu. Przecież zgodziłaś się na wyjazd, mało tego, nawet się cieszyłaś, że trafisz do miasta ze starówką, poznasz nowych ludzi. A teraz zmieniasz plany? Burzysz to, co tak długo przygotowywaliśmy? Po cichu przyznawałam mamie rację, ale nie chciałam wtajemniczać rodziców w swoje problemy, musiałabym opowiedzieć o agresji, cyberbullyingu, czyli cyberodzemocy. O tym, jak próbowano mnie przestraszyć, zawstydzić, nękać wysyłając SMS-y pełne podłych treści, publikując obelżywe sugestie w specjalnie spreparowanym artykule, a także zamieszczając w sieci odpowiednio zmontowane filmiki. Chciałam bez pomocy rodziców rozwiązać problemy, bo rola księżniczki mającej fanaberie bynajmniej mniej nie interesowała. Moja przemowa była zdecydowana, konkretna i nieznosząca sprzeciwu. Podałam kilka rzeczowych argumentów, które na tyle zaintrygowały rodziców, że miny im nieco złagodniały. Kazali sobie dać czas do namysłu, co dobrze rokowało. Tata wprawdzie mamrotał coś w stylu "jak to?" i "przecież wszystko zapięte", ale co stało na przeszkodzie, by rozpiąć zapięte i zmienić plany? Myślę, że tata po cichu podziwiał mnie za to, że znalazłam pracę. Mama wprawdzie powtarzała "niepotrzebnie, niepotrzebnie", ale tata ścisnął ją za rękę, co zauważyłam. Jakby chciał powiedzieć: "Niech zobaczy, jaka to przyjemność". Tylko moje plany miałyby ulec zmianie, nie burzyłam zawodowych przedsięwzięć rodziców. Tata nadal pracowałby w Brukseli, mama w mieście ze starówką, czyli w Toruniu. Ja zostałabym w Katowicach, gdzie mieszkamy od dwóch lat i gdzie nie częściej niż raz w miesiącu spotykaliśmy się wszyscy, gdy tata przyjeżdżał na weekend. Rodzice niełatwo zapuszczają korzenie. Ciągle wiatr miota nimi w różne strony. Uwielbiają zmieniać miasta i mieszkania. Urządzać się na nowym. Zmieniać kolory ścian, ustawienia mebli. Nie gromadzą rzeczy w nadmiarze, nie zagracają mieszkania bibelotami, szaf ubraniami ani biurka niepiszącymi długopisami, ani szuflad zbędnymi papierami. Dziadek też lubi mieć porządek i to taki, by w razie potrzeby po ciemku trafić na właściwą rzecz. Babcia natomiast uwielbia zakamarki i tajemnoce, dlatego u niej każdy kąt i każda rzecz mogłyby opowiedzieć swoją historię. Lubię odwiedzać dziadków, mieszkają niedaleko, w sąsiedniej dzielnicy. I to był jeszcze jeden argument za tym, bym się nie wyprowadzała z mamą do Torunia. Nie zostanę przecież sama. Będę mogła zadbać o dziadków, a oni o mnie. W jednym rodzice są stali: chodzi mi o ich uczucia do siebie. I dopóki tak jest, wszystko inne można negocjować. Tata często powtarza, że jeśli każdy w rodzinie może robić swoje, to łatwiej pielęgnować rodzinne uczucia. Podjęta przeze mnie decyzja daje mu więc możliwość potwierdzenia wygłaszanych teorii. Wszystkie kłopoty i dziwne wydarzenia rozpoczęły się od przygotowań do osiemnastki. Zamarzyłam sobie, by impreza była inna od wszystkich osiemnastek, w których do tej pory uczestniczyłam. Chciałam zaszpanować I to się obróciło przeciwko mnie. Tak bywa: chcę się dobrze, wychodzi źle, nie szuka się pracy, a ona sama wpada w ręce i podsuwa pomysł na miesiąc wakacji za swoje. Kiedy zdradzałam mamie pomysł na urodzinowe spotkanie, kiwała głową bez zrozumienia. Co za moda, wystawne urodziny to wyrzucanie pieniędzy. Ilu masz przyjaciół, dopytywała, nie oczekując odpowiedzi. Czy nie lepiej byłoby zaprosić ich na weekend w góry, sugerowała. A jednak zgodziła się kupić bilety dla całej klasy na spektakl w teatrze Korez i zafundować poczęstunek w postaci wina musującego i coca-coli. Moje plany, by na osiemnastce pojawić się z chłopakiem, Danielem, nie wypaliły. Kiedy nie poszłam na całość, jak powiedział, i uciekłam mu z łóżka, obraził się. Wtedy mama nieopatrznie podsunęła mi pomysł, bym znalazła chłopaka przez portal towarzyski. Dorośli nie zawsze mają mądre pomysły, ale uczepiłam się go, jakby od tego miało zależeć moje podejście do matury. Mogłam pójść sama, bez chłopaka, jednak szpan byłby mniejszy. Nie chodziło mi o prawdziwego chłopaka, tylko o kogoś, kto na urodzinach "zagrałby" tę rolę. Namieszałam to prawda. Nie obwiniam mamy, próbuje tylko zebrać fakty spojrzeć z boku i zobaczyć, jakie koło zatoczyło moje życie, co wydarzyło się w ciągu tak krótkiego czasu i jakie konsekwencje ponoszę. Poddałam się modzie na osiemnastki, ale jednocześnie chciałam się wyróżnić, czyli być najlepszą w schemacie. Za pychę się płaci. Zbieram plony, które w moim przypadku są ciosami. Po pierwsze: podobnie jak inne dziewczyny, planowałam stracić dziewictwo na osiemnaste urodziny. Po drugie: chciałam mieć chłopaka, by pokazać się z nim na imprezie. Po trzecie: marzyłam o tym, by tę imprezę wspominano długo po moim wyjeździe do Torunia. Czy chciałam zbyt wiele?
CZYTASZ
Plotkarski SMS
RandomŻycie Oli, osiemnastoletniej licealistki, która stała się ofiarą cyberprzemocy, radykalnie zmienia bieg. Krzywdzące plotki, rozprzestrzeniające się jak wirus, powodują, że Ola nie chowa głowy w piasek, nie wyjeżdża, nie ucieka. Wręcz przeciwnie: pra...