...

724 51 7
                                    

  — Alec! Wychodzimy! Otwórz te drzwi! — usłyszałem irytujący głos siostry, która od pięciu minut dobija mi się do drzwi.

  — Zaraz! — odkrzyknąłem.

  — Spóźnimy się! Mamy dwadzieścia minut, a wiesz, że korki są na mieście! ALEC! — darła się dalej.

  Proszę... Zamknij się choć na chwilę...

  — Oto jestem — łaskawie otworzyłem drzwi od swojego pokoju i wyłoniłem się z niego.

  — No nareszcie! — westchnęła — Ubieraj buty, czekam na ciebie w samochodzie — poinformowała i odwróciła się ode mnie, by następnie wziąć swoją ulubioną czarną torebkę i wyjść z domu.

  — Aha — również westchnąłem i ruszyłem do przedpokoju ubrać buty.

***


  — Muszę tu być? — zacząłem się denerwować.

  Ja naprawdę jestem u psychologa!

  — Musisz. Masz problem, a ten psycholog jest podobno najlepszym w Nowym Jorku. Na pewno ci pomoże — powiedziała i z powrotem zaczęła przeglądać telefon.

  Zajebiście.

  Dalej siedziałem w ciszy w tej zawszonej poczekalni. 

  Czym sobie na to zasłużyłem?

  Przez te sesje, na które będę musiał chodzić, stracę godzinę mojego cennego czasu!

  Postanowiłem obserwować w skupieniu biedny tynk pomalowany na jakiś zgniły zielony kolor.

  Ohyda...

  — Pan Lightwood? — z amoku wyrwał mnie jakiś wysoki, przesłodzony głosik, niskiej blondynki w pomarańczowych okularach.

  — To on — moja siostra wstała z niewygodnego krzesełka, złapała mnie za ramię i popchnęła w stronę gabinetu. Wielki błyszczący napis "BANE" nad drzwiami, przykuł moją uwagę.

  A więc tak ma na nazwisko mój psycholog.

  Ciekawe...

  Tylko dlaczego ten brokat kojarzy mi się z tylko z jedną osobą?

  Wszedłem przez drzwi, nie patrząc na nic innego, prócz moich butów. Niemiłe wspomnienia uderzyły we mnie boleśnie, niczym rozpędzony bumerang.

  — O mój Boże... — usłyszałem przerażony głos mojej siostry i momentalnie podniosłem głowę, by zobaczyć to, co wyprowadziło ją z równowagi.

  To nie może być prawda...

  — M-magnus... T-ty... — siostra się jąkała, jakby nie wiedziała co powiedzieć.

  — Witaj Isabelle, cóż za powitanie! Spodziewałem się raczej ciszy. Zaskoczyłaś mnie! Jednak twój brat w ogóle mnie nie zdziwił. Cichy jak zawsze — powiedział Magnus, niby spokojnie, ale z wyczuwalną irytacją w głosie.

  — To może ja was zostawię... — blada na twarzy, opuściła gabinet, zostawiając mnie sam na sam z Magnusem.

  — Siadaj, Alec. Nie ma powodu, żebyś tam tak stał — jego głos był zimny jak lód, co spowodowało okropne ciarki na moim ciele.

  Magnus...

  Powoli podszedłem do jego biurka, przy którym siedział. Usiadłem na krześle, które przed nim stało. Dalej zawzięcie milczałem, bojąc się przerwać ciszę. Jakby w oddali słyszałem tykanie zegara. Teraz to wszystko było mi odległe. Wyłączyłem się jak lalka, której wyczerpały się baterie.

Twój Alexander / Malec ONE SHOTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz