proloque

490 29 6
                                    


Zimne powietrze rozbijało się o wielką wzniesioną budowle. Kroczyła po korytarzu, słysząc przy tym przerażajace krzyki i śmiechy. Azkaban zdecydowanie nie należał do tych przyjemnych miejsc, które Ava miała okazje odwiedzić. Przystąpiła  do jednej z cel, oparła się na bladą, chudą dłoń o kratę.

— Altair — Szepnęła, mężczyzna słysząc swoje imię i nazwisko, swoją ulubioną, z wielkimi odrostami niebieskie włosy opadły na twarz. Wstał, po czym wyszedł z cienia. Swoimi ciemnymi oczami przeskanował swoją matkę. Nigdy nie będę się zmieniał, była wciąż ta sama młodsza kobieta, wyglądająca jak zmieniająca się dwudziestolatkę.

— Matko, co cię sprowadza w te jakże paskudne progi?— Mruknął, zbliżając się do powoli do drobnej szatynki. Ta niewzruszona tępo patrzyła na syn.

— Poszedł do Hogwartu — Usłyszawszy tę informację, niebieskowłosy wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. Doskonała wiedział o kogo chodzi. Henry do jego jedyny syn. Klasnął dumny w dłonie.

— Slytherin? mam nadzieje, że tak — Oparł rękę o metalowy pręt, tuż obok Avy. Ta natomiast nie wzdrygnęła się ani nic.

— Gryffindor — Poprawiła, odsuwając się od klatki o dwa kroki. Wciąż, że zniszczyłeś tylko pobyt w tej dziale, dałam sobie palca sobie uciąć, mówiąc „To nie był Altair, on nie zabiłby Isabell"

— Przynajmniej niech się dobrze uczy skurczybyk — Usiadł na ziemi po turecku, jego twarz wyrażała wielkie zmęczenie. Duże, sine wory pod oczyma, blada wręcz wyglądająca trupio twarz i zarost. Przez to wszystko, nawet nie miał jak wychować Henry'ego, przeklęty Azkaban.

Ostatni raz posłuchaj tego na stronie mężczyzny, chwile później mógł obserwować jak się oddala. Skupić na niej swoją uwagę, ponieważ nie straciłem ją z horyzontu. Nie musząc używać różdżki, teleportowała się do swojego mieszkania. Zrobiono na zegar, widząc godzinę, że została wysłana walizka i zaczęła się pakować, nowy plan Avy, było było nauczycielem. Chciała mieć sama możliwość obserwowania Pottera. Spakowana, złapała za rączkę torby. Posprawdzał czy wszystko jest zabezpieczone, wystarczyła by kobieta się deportowała. W środku poczuła ukłucie, podziwiając piękny obraz hogwartu. Przypomniał się jej wszystkie moment z przeszłości, nawet na - który który wyglądał jak zwyczajny nastolatek, chłopak który uwiódł ją, sprawił że go pokochała.

Przemierzając korytarze, wiedziała gdzie się się udać. Pamietała te miejsce jak własny dom. Przystęp przed posagiem gargulca wypowiedziała cicho „Cytrynowy sorbet", który był wsparty w spiralnych, ruchomych schodach, który miałby dwa lata. instrument, wytwarzały jeden szumy i emitował kęby dymu.

— Nazywa się Fawkes — Wzdrygnęła się, słysząc głos Profesora Dumbledore. Stał niedaleko od jej boku, nie pojawiłem się.

— Jest śliczny — Rzekła wciąż przypatrując się ognisto-czerwonemu ptaku. Na szczęście, szybko zorientowałem się po co tak na prawdę tutaj. Wzięła głęboki wdech, później wydech, przybrała szeroki uśmiech.

— Zastanawiam się, czego można by nauczyć Panno P..Black — Poprawił się szybko, nie chciałem używać prawdziwego nazwiska. Nie chciała zdradzać nikomu swojego pochodzenia. Nie grało z postawionym przez nią celem.
—Wszystko oprócz eliksirów. Wie Profesor, że zawsze byłam niezbyt uzdolniony do tego— Zaśmiała się, przypominając sobie wspomnienia, jak prawie spaliła sprzedaż podczas lekcji Slughorna.

— Może zastąpiłabyś Profesor Babbling? lubiłaś starożytne runy — Zaproponował Albus, ciekawy zerknął na Ave. Myśląc o tym zmarszczyła się, widoczna zmarszczka. Chwilę później przytaknęła ochoczo.

— Słyszałam wszystko o tej całej sprawie z dementorami. Henry jakoś interweniował w pomoc? — Zmartwiona, zaczęła straszliwie współczuć Harry'emu. Przed oczami miała wyobrażone sceny.

— Oh Henry.. mogę powiedzieć Ci śmiało, że chłopak strasznie związał się z trójką przyjaciół. Pomaga Harry'emu jak tylko może — Mówiąc to wszystko, Albus podszedł do swojego biurka. Wskazał na miskę z Lukrecjowymi grzykami, grzecznie odmówiła.

— Profesorze, czy Henry wścieknie się na mnie za małe opóźnienie w dołączeniu do Hogwartu? —  Wymamrotała, obiecała swojemu wnukowi dołączyć do niego kilka tygodni przed, ale niestety wszystko się pomieszało i zwlekała trochę z tym

— Wątpię, to miły chłopak. Widać kto go wychował — skierował wzrok ku szatynce. Poczuła przyjemne ciepło, słysząc komplement. Długo takowych nie otrzymywała. Zazwyczaj od sąsiadek dostawała kąśliwe uwagi.

— Dziękuje, czy mogłabym dostać rozkład zajęć? — Wysondowała, otrzymała kilka kartek z najważniejszymi zapiskami, godziny zajęć, dni w których się odbywają oraz przerobione tematy jak i te co będzie musiała omówić z uczniami.

— Chodź, pokaże ci twoją komnatę — Dumbledore ruszył w stronę wyjścia. Ava złapała za walizkę. Zaczęli kierować się w stronę pomieszczenia, w którym będzie przebywać. Lokum znajdowało się w lochach, niedaleko pokoju wspólnego Slytherinu. Cudnym miejscem nie było, aczkolwiek przeżyć się dało.

— Dobranoc Profesor Black — Albus ostatni raz posłał uśmiech kobiecie, wkrótce potem odszedł.

   Rzuciła się na łóżko, zakluczając  przed tem kwaterę, by żaden nieproszony gość zakłóci harmonii. Zaczęła układać sobie plan na jutrzejszy dzień, zdecydowanie wolała teraz być poukłada, niż być roztrzepana jak młodych latach. Wzięła arkusze, przeleciała oczami po nich. Pierwsze zajęcia miała z piąta klasą. Zapowiada się cudownie, mimo wszystko myśli nad reakcją Henry'ego.

———
hm chyba ciekawe nie?
trochę spędziłem nad tym czasu, coś wyszło, aczkolwiek następny wydaje mi się ze będzie dłuższy see ya soon

Descendant of the RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz