część pierwsza // première partie

153 8 1
                                    



Izabela odwróciła powoli głowę, wyraźnie niezadowolona. Jej towarzysze rozmowy zajęli się wzajemną dyskusją, która niespecjalnie ją interesowała.
Obaj mężczyźni, którzy jeszcze moment wcześniej skupiali swoją uwagę wyłącznie na niej, teraz zdawali się zupełnie zapomnieć o jej egzystencji. Bezgłośnie westchnęła. Przepraszając cicho odeszła i usiadła. Tamci nawet nie zauważyli.
Nawet cieszyło ją to, że uwolniła się od ich obecności. Żaden z nich ani trochę nie interesował jej. Jedynym powodem do szukania towarzystwa ich i im podobnych była kolejna edycja wielkiego poszukiwania męża Izabeli, prowadzonego jak zwykle przez Tomasza Łęckiego.
Niezbyt przypadały jej do gustu te podboje, ale nie przeszkadzały jej na tyle żeby odmawiać uczestnictwa w bankietach.

Na drugim brzegu sofy usiadła Rae, wyglądająca na pewną siebie i zagubioną jednocześnie. Izabela nie przysunęła się ani nie podejmowała rozmowy. Zamyśliła się tylko popijając wino z kieliszka, aż Rae z powrotem została porwana przez jakiegoś kawalera zagadującego najpierw bezskutecznie po polsku, lecz później miękko przechodzącego w rodzimą dziewczynie angielszczyznę.

Kiedy Rae po raz pierwszy zawitała do Warszawy, wzrok miejscowych nie odrywał się od niej nawet na chwilę. Była inna, była śliczna. Nie mówiła w ich języku. Miała niecodzienny dla warszawiaków ubiór i sposób bycia.
Rae nic sobie z tego nie robiła. Kochała podróże, więc była zaznajomiona z byciem tak obcą, jak tylko się da.
Miała przebywać z Łęckimi przez kilka tygodni. Nigdy wcześniej nie była w Polsce. Poznała Tomasza dzięki swojej rodzinie, podczas jego pobytu w Anglii. Ten zobaczył (pod wpływem jej dobrej reputacji) w dziewczynie wartościową sojuszniczkę, i potencjalną przyjaciółkę dla własnej córki.

Tomasz naturalnie miał na czas wizyty Rae zaplanowane dużo różnych wątpliwych atrakcji - ale tą najbardziej interesującą dla Izabeli był wspólny wyjazd do Paryża. Jechać miał z nimi również Wokulski, jeden z konkurentów o rękę, resztę ciała i duszę panny Łęckiej. Był to mężczyzna fascynujący, ale nieporadny uczuciowo. Mądry, rozważny, lecz zupełnie nieatrakcyjny i stary. W Paryżu miał nie tylko sprawy biznesowe, ale również naukowe.

W Paryżu rezydował Julian Ochocki - uroczy kuzyn Izabeli, do którego ta czuła tylko i wyłącznie (odwzajemnioną zresztą) solidarność. Zawsze świetnie się dogadywali, więc Iza cieszyła się na myśl ponownego spotkania. Julian był zapalonym naukowcem, który w Polsce może i uchodził za dziwaka, ale we Francji znalazł coś na kształt domu.

----------

Wkrótce nadszedł czas wyjazdu.
Izabela obserwowała z bliska fizjognomię swojej kompanki podróży. Kobieta ta tworzyła piękną całość z niestabilną podłogą pociągu, z odbiciem w zwierciadle okna przedziału. Jej głos brzmiał lżej niż powietrze, lecz głębiej niż wszystkie oceany.

Rozmawiały, naturalnie, po angielsku, o rzeczach nieznaczących. Rumiane i nachylone ku sobie nie wydawały się zwracać uwagi ani Łęckiego, ani Wokulskiego. Oboje z nich siedzieli naprzeciw.
Panowie byli najwidoczniej pochłonięci swoimi sprawami. Bardzo było to na rękę obu panienkom.

Wokulski słuchał w jednej chwili wywodów pana Łęckiego na temat ich wspólnych interesów, jednocześnie wyławiając pojedyncze frazy z rozmowy Izabeli z Rae. Jego wzrok galopował po wnętrzu pociągu z wyraźnym niepokojem. Gdy Tomasz skończył mówić i zdecydował zdrzemnąć się w podróży, Wokulski postanowił zostawić panny same z ich sprawami i przejść się wzdłuż pociągu. Zawiadomił je o tym po polsku, nie chcąc zdradzić swojej znajomości języka angielskiego. Ukłonił się i opuścił przedział, lekko chwiejąc się przy pierwszych krokach.

Panna Rae zdawała się oczekiwać na ten moment. Tuż po wyjściu mężczyzny poczęła odwijać swój szal. Zdjęła z szyi pokaźny medalion i z powrotem zasłoniła się wieloma warstwami zwiewnego materiału. Oczy panny Łęckiej jaśniały silniej, niż kiedykolwiek wcześniej - na żadnym balu, w żadnym teatrze nigdy nie czuła się tak zahipnotyzowana jak wtedy.
Rae powoli, żeby nie zniszczyć fryzury Izabeli, zawiesiła medalion na jej szyi, ukrywając go pod kołnierzem jej sukni.
Izabelę zaczęło zastanawiać, dlaczego to zrobiła tak tajemniczo. Może był to bardzo kosztowny prezent i nie chciała, aby ktokolwiek to zauważył? Wstydziła się jednak pytać wprost. Po chwili wyrwała się jednak z zamyślenia i wylewnie, lecz szeptem, by nie zbudzić Tomasza, podziękowała Rae za piękny podarunek.

romance du rosaireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz