Było piękne, słoneczne popołudnie. Promienie delikatnie muskały zieloną trawę, a także twarze dwóch dziewczynek, biegnących z kijkami w ręku. Nagle blondynka zatrzymała się i odwróciła w stronę towarzyszki. W końcu nie mogła uciekać w nieskończoność. Czas na walkę!
- Broń się! – krzyknęła, biorąc zamach i celując w czarnooką dziewczynkę. Ta jednak zdążyła się cofnąć, unikając ciosu, a potem szybko sama zabrała się do ataku. Ich kijki zwarły się w boju. Ruchy obu z nich były dość nieporadne, ale to nie o to przecież chodziło. Grunt, że była zabawa.
- Poddaj się! – rzuciła tym razem z determinacją brązowowłosa, uśmiechając się szeroko. Była pewna, że przeciwniczka nie ma z nią szans.
- Nie ma mowy! – odrzekła ze śmiechem niebieskooka.
Niestety ich wspólną sielankę przerwał karcący, kobiecy głos z oddali.
- Wera! Tamashi! Macie natychmiast wracać do domu!
- Chwilka! – krzyknęła przeciągle czarnooka. To na jej barkach zawsze spoczywało dyskutowanie z dorosłymi. Tamashi była od niej o wiele spokojniejsza i bardziej nieśmiała, dlatego często przy starszych od siebie siedziała cicho, jak mysz pod miotłą i grzecznie czekała na naganę lub karę. Natomiast Wera nie dawała sobie wejść na głowę. Zawsze się sprzeczała i upominała o sprawiedliwość, bo według niej ciotka Buruki była w stosunku do nich chamska i niemiła, a ona nie mogła przytakiwać takiemu zachowaniu. Niestety przez to najczęściej dostawała więcej kar i batów niż blondynka, jednak ona nie miała zamiaru odpuszczać. Chciała przynajmniej usłyszeć, czemu kobieta tak bardzo ich nienawidziła. Jednak na wszelkie pytania o to, Buruki milczała, a w jej oczach pojawiała się jeszcze większa żądza mordu. Dlatego też Tamashi starała się przekonać towarzyszkę niedoli o tym, że dociekanie czegokolwiek na ten temat, tym bardziej od samej ciotki, nie ma najmniejszego sensu.
- Nie chwila, tylko już! – Kobieta nagle pojawiła się tuż przy dziewczynkach. Jak na swoją tuszę poruszała się nadzwyczaj szybko. Złapała ich kijki, siłą wyrwała je z małych rączek i złamała na pół. – Marsz mi na kolację, ale już! – krzyknęła rzucając kawałki drewna na ziemię i wskazując stanowczo kierunek, w którym znajdowała się jej chata.
Dziewczynki już bez żadnych protestów, ze spuszczonymi głowami ruszyły w tamtą stronę. Wera chciała jeszcze o coś zapytać, ale kiedy tylko podniosła głowę i uchyliła usta, ciężka ręka ciotki uderzyła ją z rozmachem w tył głowy.
- I nie gadać! – krzyknęła znowu, a jej głos wcale nie wskazywał na to, że zamierza się uspokoić.
- Ała, ała – szeptała pod nosem czarnooka, masując bolące miejsce. Jak dobrze pójdzie, to znowu dorobi się nieprzyjemnego siniaka. Przed oczami już miała nieprzespane noce, kiedy nie będzie mogła z bólu dobrze ułożyć głowy na poduszce.
Tamashi tylko stłumiła śmiech, zakrywając dłonią usta. Patrząc na nią brązowowłosa nagle zapomniała o nieciekawych wizjach, a jej dusza znów napełniła się radością, jaką odczuwała kilka minut temu, podczas zabawy w samurajów.
Uśmiechnęła się do towarzyszki szeroko. Tylko ona potrafiła dać jej nadzieję na to, że kiedyś będzie lepiej. To dzięki niej Wera zapominała o niedogodnościach życia w osadzie, a skupiała się tylko na najlepszym czasie spędzonym z przyjaciółką. Sama nie wiedziała, co by bez niej zrobiła.
CZYTASZ
Naruto - the wenin saga
Fanfic"- Wera - rzekł, dostrzegając wyszyte imię dziecka na dolnej części materiału. Uśmiechnął się złowieszczo pod nosem - Dziwne imię dla dziwnego człowieka-mieszańca. Pasuje jak ulał. Nie martw się dziecino. Nie będziesz musiała się męczyć życiem z nim...