Rozdział 4

515 31 5
                                    

Weszłam do łazienki z ubraniami - [w.k.] koszulką i jeansami. Zamknęłam na klucz drzwi od strony mojego pokoju, ale nie zdążyłam zamknąć tych od strony Toma, ponieważ zaspany czarnooki wszedł do łazienki, również zatrzaskując zabezpieczenie. Nie zauważyłam jedynie, że na drzwi chłopaka posypały się jakieś kartony, które zagrodziły nam wyjście. Chciałam go przeprosić i wyjść z łazienki, ale moje drzwi okazały się zatrzasnąć - zostaliśmy uwięzieni.
— masz telefon? — zapytałam Toma. Nie wiem, po co mu komórka, jeżeli przyszedł tylko się ubrać i przemyć twarz, no ale dobrze, warto spróbować.
— powiedz mi, kto oprócz tik-tokerek bierze telefon do toalety? — spojrzał na mnie w trochę dziwny sposób, po czym lekko się zaśmiał. 
— no to nie wyjdziemy... — zmieszałam się. — możemy wołać o pomoc, żeby odgruzowali te kartony z twojego pokoju — rzuciłam nagle, po czym zaczęłam nawoływać. Chłopak robił to samo, ale nikt nie przyszedł. No nie! — w sumie możemy się bliżej poznać. — no to mój drogi, możesz mi powiedzieć trochę o sobie. — zaproponowałam z szyderczą minką.
— no to jestem Tom — uśmiechnął się szeroko, ale fałszywie... troszkę się zmieszał — ugh, nie umiem o sobie opowiadać.
— czemu mieszkasz akurat z chłopakami, a nie w rodzinnym domu, z rodzicami?— zapytałam dosyć pewnie.
— wiesz... po prostu chciałem trochę spokoju od tego wszystkiego... w sumie przez większość dzieciństwa mieszkałem tylko z mamą... — było mu strasznie przykro... nie wiedziałam co zrobić
— a co z tatą? — pomyślałam, że może się rozwiedli, albo ojciec wyjechał za granicę w poszukiwaniu pracy. Nic bardziej mylnego
— został zabity przez niedźwiedzia, ok?! Musisz wypytywać o wszystko co ciebie nie dotyczy? Nie możesz trzymać nosa w swoich problemach? — chłopak rozpłakał się... szczerze mówiąc, nie dziwię mu się. Jeżeli przez większość dzieciństwa wychowywała go matka, ojciec musiał umrzeć nie długo po narodzinach Toma — byłem przy tym... jeszcze Matt... — chłopak był strasznie załamany, a łzy tworzyły wodospady wylewające się z jego oczu.
— Już dobrze — obtarłam jego łzy i mocno go przytuliłam. Nie wiem czy powinnam to robić, ale traktowałam go jak przyjaciela.
— a ty?
— tak naprawdę to odkąd nasz dom spłonął w pożarze mieszkaliśmy w bloku. Po prostu nie czułam, żeby było to moje miejsce. Wiem, to głupi powód — opowiedziałam. Cały czas było mi przykro z powodu taty ananaska -Tak nazywałam chłopaka.

Już dobrze (Tom x Reader) [WERSJA PIERWOTNA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz