Powściągnij nienawiść

246 32 4
                                    

BEN

O Casidzie chciałbym powiedzieć,że był moim przyjacielem.
Tak jednak nie było. Zawsze uważał się za bardziej uzdolnionego,
co doprowadzało do wielu sprzeczek. Jedna z nich poskutkowała blizną na ramieniu, którą za pewnie nadal ma. Do bójki doszło w czasie ogniska,dzień przed nocą, w której walczyłem z Lukiem Skywalkerem.
Casida stał w towarzystwie Miradula, wrzucając skrawki swojej starej szaty do ognia. Miradula także dostał świeże ubranie. W zasadzie to każdy otrzymywał je raz na rok, ale oni byli pierwsi. Mimo to nie rozumiałem jak można być tak próżnym, żeby w niszczyć starą szatę. Zerwałem z niego pas ubrania,ciskając go do ognia.

- Teraz nowa szata jest starą! I tą spalisz?! - wydarłem się, a oczy pozostałych błysneły wściekłością.

Oni wszyscy patrzyli z dezaprobatą na całe zajście, a Miradula splunął mi w twarz. To wtedy ruszyłem na niego z taką siłą, jakiej nikt się nie spodziewał. Czerpałem ją z jakieś mrocznej cząstki mnie,której przestałem się bać. Doszło do mnie,że strach jest dla moich przeciwników. Napawałem się widokiem zwycięstwa, ale wtedy ktoś śmiał mi się postawić. Wymierzałem sprawiedliwość, gdy ciemnowłosy wyższy ode mnie chłopak chwycił mój nadgarstek i mocno ścisnął. Przepychaliśmy się. Czułem adrenalinę, a on dziwny spokój. Miał neutralny wyraz twarzy i do końca zachował równowagę duszy. To był Casida. Zupełnie ten sam,który teraz prowadzi mnie do wioski. Jego? A może Arlin?

- Podziwiasz krajobrazy, stary druchu? - śmieje się, nasuwając kaptur.

- Raczej nie zwróciłbym się do wroga z młodości tak lekko. - odpowiadam,unikając kontaktu wzrokowego.

Przez chwilę nie odpowiada. Gdy podnoszę głowę, dociera do mnie, że nad czymś myśli. Oko ma skupione na jakimś punkcie daleko przed nami. Zagryza wargę,nerwowo drżą mu ręce.

- Ja także poepełniłem zbrodnie, jeśli dlatego się wachasz. - przystaje.

Za pomocą Mocy wyczuwam jego wstyd. Nie śmiem mu przerywać. Nie mam do tego prawa.

- Po zniszczeniu świątyni i całej szkoły Mistrza, przestałem wierzyć w siebie. Żyłem w otoczeniu prymitywnych istot, ucząc się z zaledwie własnych wspomnień. Często wydawałem niewjnnych ludzi, przemytników innym razem dzieci członków Ruchu Oporu. Grałem w karty z najniebezpieczniejszymi ludźmi galaktyki o życie tysięcy ras. Dorobiłem się na tym statku, niewolnic oraz kopalni.

- Więc dlaczego żyjesz w wiosce na Jakku?

- Sprzedałem wszystko. Założyłem osadę i ożeniłem się z najpiękniekszą kobietą tych stron. Zmieniłem się, Ben. Chyba to rozumiesz?

K Y L O

- Dobrze się czujesz?

R E N

- Ben?

R E N N N

JEGO OSZUKASZ

NAS NIE

CHCESZ ZNÓW BYĆ POTEŻNY

KYLO

CHCESZ BYĆ

Co robisz jeśli chcesz kolejny rozdział?
● głosujesz z wewnątrz swojej duszy
● podarowujesz gwiazdkę prosto od serca
● poprostu klikasz oddaj głos:)

Sojusznicy (reylo)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz