Dziesiąty

656 27 11
                                    

Dochodzi prawie dwudziesta, a ja nadal nie dostaje wiadomości od Riley. Mam nadzieję, że nie planuje zostać u rodziców.

A co jeśli ją przekonali, że nie powinna ze mną mieszkać, a ona się zgodziła? Może jutro pojawi się podczas mojej nieobecności, spakuje się i mnie zostawi?

Co ja pierdolę. Nawet jeśli, to jej decyzja. Przecież nie zatrzymam jej siłą. Jeśli będzie chciała wrócić do zasranego Monroe to proszę bardzo. Nie będę za nią tęsknić. Nawet będzie mi lżej. Zero śpiewania, zero gównianej muzyki, chichotów i pisków.

Chociaż mogłoby mi brakować jej nucenia. Ale bez przesady. Jej obecność nie jest najważniejsza.

Domyśliłem się jednak, że już nie napisze do mnie, więc napiłem się piwa, kiedy odwiedzili mnie Jensen i Gio.

Oczywiście nie uniknąłem wykładu Jensena na temat mojego piwkowania, ale w końcu dał mi spokój.

Siedzieliśmy po prostu w salonie, przy muzyce i piwie. Jak za starych dobrych czasów.

- Potrzebuje nowego tekstu na podryw – oświadcza Gio, rozłożony w jednym fotelu.

Ja zajmowałem miejsce na kanapie a Jensen na drugim fotelu.

- Potrzebujesz lekarza – rzuca z przekąsem Jensen, na co parskam śmiechem.

Słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Podnoszę wzrok i widzę jak Riley wchodzi do środka, w rękach trzymając plastikowe pudełko.

Grzywkę ma rozwianą na wszystkie strony co sprawia, że wygląda bardziej uroczo niż zwykle.

Ja pierdole, muszę przestać myśleć, bo brzmię jak ckliwy debil.

- Cześć chłopaki! – rzuca rudowłosa z uśmiechem na twarzy i wchodzi do pokoju.

Myślę, że Riley i chłopaki całkiem dobrze się dogadywali. Jeśli mnie odwiedzali to zawsze się z nimi witała i poświęcała nawet chwilę, żeby z nimi porozmawiać i dowiedzieć się co nowego.

Lubiłem w niej tą otwartość. Nie była taka dzika jak Angie.

Oni też ją lubili. Nawet Jensen co było całkowitym zaskoczeniem. Jensen ogólnie średnio lubił ludzi.

- Cześć, kaskaderko! – wita ją, kiedy ta podchodzi do niego i przytula go. – Jak się czujesz?

- Lepiej, o wiele lepiej – odpowiada.

Czuję się zignorowany. Czemu się do mnie nie odezwie?

- Co tam masz? – pyta Gio, wskazując na plastikowy pojemnik.

- Och, to moja mama dała nam kawałek ciasta. To beza...

- Beza? – niemal piszczy.

- Proszę, możesz zjeść cały, jeśli Hayden się z tobą podzieli – mówi i puszcza mu oczko, a Gio wręcz wyrywa od niej pudełko.

Niewdzięczny debil.

- Miałaś dać znać, kiedy po ciebie przyjechać – zauważam trochę szorstko i upijam łyk piwa.

- No tak, ale nie chciałam robić ci kłopotu, a Joseph akurat jechał tutaj, więc mnie podrzucił – wyjaśnia spokojnie.

Jest taka delikatna w tym wszystkim, że aż głupio mi się na nią wkurzać, ale tak. Byłem wkurzony, że to Joseph ją odwiózł a nie ja. Kurwa, Hayden to jej brat.

To chyba ja potrzebuje lekarza.

- Moja mama przekazuje ci to ciasto i przeprasza za wczoraj – mówi po chwili i siada obok mnie.

- Nie ma sprawy – mruczę pod nosem trochę zakłopotany.

Nie wiem jak się powinienem zachować. Mam wrażenie, że jestem skrępowany jej obecnością. Do tego znaczący wzrok Jensena wcale mi nie pomaga.

- Jest dla mnie piwo? – rudowłosa przerywa niezręczne milczenie.

- Przyniosę ci – odpowiadam i niemal zrywam się z miejsca do kuchni.

Kiedy wyjmuję butelkę z lodówki słyszę jej rozmowę z Jensenem. Postanawiam poczekać chwilę zanim wrócę, żeby posłuchać o czym rozmawiają.

- Groźnie wczoraj było – zauważa Jensen.

- Pierwszy raz miałam z czymś takim styczność, wiesz... Z takim zachowaniem. Najgorsze jest to, że ten typ w ogóle nie chciał mnie puścić. Dobrze, że Hayden tam był – wzdycha.

- Mówił, że byliście w szpitalu.

- Tak, ale na szczęście nic poważnego się nie stało. I nasz sprzęt nie ucierpiał to najważniejsze.

- Super gracie – komplementuje Jensen, a mi się robi niedobrze.

- Dzięki, mam nadzieję, że częściej będziecie wpadać.

- Oj, myślę, że tak – śmieje się.

To idealny moment, żeby wrócić i nie dopuścić do eskalacji tej rozmowy. Bóg wie, co Jensen mógłby palnąć.

Wracam na swoje miejsce i podaję już otworzoną butelkę Riley.

Dopiero teraz zauważam, że to pierwszy raz kiedy widzę dziewczynę w całkiem normalnych ciuchach. Zwykłych legginsach i bluzie wygląda całkiem jak nie ona. W dodatku nie ma na sobie ani grama makijażu i dochodzę do wniosku, że taką lubię ją najbardziej.

Siedzimy wszyscy we czwórkę rozmawiając jeszcze przez jakiś czas, ale wkrótce Jensen i Gio wychodzą, ponieważ jeden z nich chce wstąpić do klubu z striptizem. Nie trudno się domyśleć, kto.

- Następnym razem weźcie mnie ze mną – prosi Riley, kiedy odprowadzamy ich do wyjścia.

- Masz to jak w banku, księżniczko – obiecuje Gio.

Chwilę potem wychodzą, a ja czuję jakbyśmy co najmniej byli małżeństwem, które żegna się z parą znajomych.

I to wcale nie wydaje mi się być dziwne. A powinno.

- Jestem zmęczona tym dniem. Położę się szybciej, chyba, że chcesz to pomogę ci posprzątać – proponuje pomoc.

- Nie, poradzę sobie – mówię jej.

Podchodzi do mnie i całuje w policzek, po czym znika za drzwiami swojego pokoju.

Przysięgam kurwa, że się zarumieniłem.

__________________________________

chcecie jeszcze jeden?


WspółlokatorzyWhere stories live. Discover now