Zwłoki Sentinela leżały na stole na środku pomieszczenia, w którym nie było nikogo poza Magnusem i Wheeljackiem. Ten pierwszy ukrywał usta pod dłonią, nie mogąc właściwie uwierzyć w to co się stało. Wykluczył już to, że mogły być tylko pijackie omamy. Wheeljack wrzucił go pod prysznic, by zlać lodowatą wodą, co przywróciło mu w pewnym stopniu możliwość logicznego myślenia.
Teraz, gdy widział istotę, która była wybrańcem Boga, martwą, nie wiedział, co robić. Czuł się słaby i zagubiony. Na pamięć znał procedury – przekazanie władzy Radzie, aby ta mogła zacząć szukać kolejnego godnego. Lecz gwardia i policja musiały w miedzyczasie dotrzeć do tego, kto pozbawił władcę życia, a także nie mogły pozwolić na chaos w kraju.
Czy Prime naprawdę nie mógł wybrać sobie gorszego dnia na umieranie, tylko kiedy był napruty jak szpadel?
Wheeljack położył rękę na ramieniu Magnusa, na co ten zerknął na niego.
— Ogarniesz to wszystko. Na pewno, szefie — powiedział krzepiąco, uśmiechając się na siłę — W końcu to ty nim jesteś, co nie?
— Nie masz pojęcia o pocieszaniu — odparł Magnus, lecz skinął głową i przeniósł wzrok na zwłoki — Nie wiemy, ile będziemy musieli czekać na to, aż odnajdzie się nowy Prime. Trochę także minie, nim Rada ogłosi poszukiwania. Do tego czasu musimy wszystko trzymać w jak największej tajemnicy, inaczej będziemy mieć wysyp anarchistow i samozwańczych Prime'ów.
Wheeljack skinął głową. Pamiętał poprzednie wybory – masa zgłoszeń, ktoś próbował przewrotu, a terroryści i anarchiści wychodzili ze swoich nór. Wtedy także dowodził nimi Magnus, który sprawnie znajdował źródło zagrożenia i eliminował – często naprawdę brutalnie. Był to okres, gdy zaprzyjaźnił się z Prowlem. Wheel ze znajomymi czasem wracali w rozmowach do tego czasu i wszyscy zgodnie twierdzili, że na wojnie, która mogłaby kiedyś wybuchnąć, ta dwójka z pewnością byłaby "największymi skurwysynami".
Magnus odwrócił się w stronę drzwi, gdzie już stał znajomy policjant. Skinął głową w geście powitania.
— Procedury już w trakcie — poinformował ich, po czgm spojrzał w oczy Magnusa. Jego mina zrzedła — Doprowadź się do porządku, zanim Alpha cię zobaczy. Czuję alkohol aż tutaj — mruknął. Ten jedynie pokiwał głową.
— Zrobię to — odparł, po czym skierował się ku wyjściu. Tam jednak Prowl go zatrzymał, a na widok zaskoczonego wzroku Magnusa, wzruszył ramionami.
— Pójdę z tobą, na wszelki wypadek — wyjaśnił i pokierował większego mecha za sobą.
Wheeljack odprowadzający ich spojrzeniem tylko ciężko westchnął, po czym przeniósł wzrok na zwłoki.
— Gdyby mieli uczucia, to mogłaby z nich być udana para, co nie, Senti? — mruknął z ponurym rozbawieniem.
____________________
Megatron znał ten dzień ze swoich wspomnień. Pamiętał doskonale każde słowo, które wtedy Pax wypowiedział, wbiegając do jego kwatery pod Areną.
Było zaskakująco ciepło, a Megatronus właśnie zakończył walkę. Usiadł w jednym z foteli, opadając nań bezwładnie i zamknął oczy z zadowoleniem chłonąc ciszę. Nie na długo jednak, wszak już kilka chwil później do środka wpadł zdyszany Orion, zatrzaskując za sobą drzwi. Spojrzał z przerażeniem na niego i wydukał:
— P-Prime nie... Nie żyje, Megs...
Megatron westchnął ciężko, opierając się o barierę balkonu, na którym stał. Kieruje swym losem inaczej, niż poprzednio, a przed nim decydujący moment. Oczywiście, że pragnie zostać Prime'em, to nigdy się nie zmieniło. Ale w jaki sposób to zdobędzie?
Usłyszał za sobą kroki, a już po chwili poczuł, jak Pax wtula się w jego plecy, oplatając dłonie wokół jego brzucha. Megatron zamruczał cicho na ten gest, mrużąc z zadowoleniem oczy.
— Orionie? — zapytał cicho. Ten po chwili puścił go, aby oprzeć się obok o barierkę. Wtedy to Megatron objął go i pochylił się, by pocałować. Nie przegrywał, przyciągając go bliżej siebie, zupełnie jakby bał się, że ten zaraz zniknie. Tak bardzo nie chciał utraty tej kruchej normalności, jeszcze trochę, a znowu wszystko zacznie dążyć do wojny... Objął Oriona mocno, tuląc do siebie. Wojna ich zniszczyła. Jak miał jej teraz zapobiec?
— Megatronusie? — zapytał cicho Pax, zaskoczony jego zachowaniem.
— Kocham cię, Orionie — odparł, po czym spojrzał mu w oczy — Cokolwiek się nie stanie, nie odchodź. Błagam, nie odchodź ode mnie — wyszeptał, padając przez nim na kolana — Bez ciebie oszaleję, przysięgam.
Od strony drzwi rozległo się donośne pukanie, na które Orion się wzdrygnął.
— Orionie, otwórz mi, to ważne! — zawołał znajomy głos.
— Nie opuszczę cię, obiecuję — odparł Orion, po czym pocałował go w hełm. Słysząc jednak kolejne pukanie, cofnął się — Zaraz wracam — dodał, po czym odszedł, zostawiając gladiatora samego.
____________________
Tarn przyglądał się działaniom Shockwave’a w milczeniu. Opierał się o ścianę, lecz jego myśli rozpraszała wciąż jedna istota. Starscream.
Wzniósł oczy ku sufitowi, wzdychając w duchu. Dlaczego ten chudzielec tak go absorbował? Podobało mu się przerażenie, z jakim na niego spoglądał. Czasem myślał sobie, że mógłby go zawlec do jednego z pomieszczeń i uczynić swoim, a komandor nawet nie byłby w stanie się obronić, zbyt sparaliżowany strachem.
— Tarn? — zapytał w pewnym momencie Shockwave. Egzekutor spojrzał na niego pytająco — Zdajesz się być oderwany od rzeczywistości. Potrzebujesz diagnostyki?
— Nie — odparł cicho, po czym założył ręce na piersi — To jedynie natłok obowiązków.
— To logiczne, przejąłeś kilka ważnych sektorów, aby utrzymać naszą frakcję w ryzach — przyznał naukowiec, nie przerywając pracy ani na moment — Proponuję więc odpoczynek. Ja i Soundwave podołamy zadaniu bez potrzeby nadzoru.
Egzekutor zawahał się, lecz skinął głową. Shockwave miał rację. Rzeczywiście wziął na siebie o wiele więcej, niż powinien, a chwilą odpoczynku powinna pomoc znaleźć mu ukojenie. Jednak, gdy wyszedł z laboratorium, pech chciał, że wpadł prosto na Starscreama.
Ten chciał zbesztać nieuważnego żołnierza, lecz gdy tylko dostrzegł, kim on jest, zamarl mu głos w gardle. Tarn mruknął cicho, przyglądając się komandorowi. Wróciły do niego te wszystkie dziwne rozmyślania i ledwie powstrzymał się przed tym, by chwycić go za skrzydła i...
— Jak stan naszego władcy? — zapytał.
Starscream pokrecil głową w odpowiedzi.
— Nic nowego — Uniósł głowę, by spojrzeć mu w oczy. Wydawało mu się, że Tarn nie wygląda najlepiej, choć nie mógł być do końca tego pewien przez maskę. Zawahał się przez moment — Ty.. Dobrze się czujesz?
— Jak najbardziej — odparł, po czym wyminął go i chciał podążyć korytarzem, lecz nagle się zatrzymał. Spojrzał na Starscreama — Także nie wyglądasz na kogoś w dobrym stanie — Zmrużył oczy — Powinieneś odpocząć — uznał i pochylił się nad nim nisko. Komandor cofnął się, wpadając po chwili na ścianę. Spoglądał na Tarna z przestrachem, nie rozumiejąc, co ten od niego chciał.
— Tak... Odpocznę u siebie — odparł, siląc się na stanowczy ton. Gdy jednak poczuł dłoń egzekutora na swojej piersi, przeraził się — Co ty...
— Nic, co mogłoby być dla ciebie nieprzyjemne, regencie — syknął, sięgając do jego gardła, aby delikatnie je objąć — Jestem pewien, że spodoba ci się to — szepnął.
Po chwili w korytarzu rozległ się urwany w połowie wrzask.
CZYTASZ
Lord. [TRANSFORMERS]
FanficTransformers. Historia pisana z perspektywy Megatrona. Zdaje się, że wielcy przywódcy mają do ukrycia więcej, niż podejrzewano wcześniej. Bazowane na serii Transformers:Prime.