17

1.8K 142 36
                                    

Nie chciał, żeby ten dzień się skończył. Niestety trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości.
Planował tego wieczoru zakończyć związek z Loreną, jednak ta złośliwie postanowiła wyjechać.
Odwiózł Freyę pod budynek, w którym znajdowało się jej mieszkanie.

-Wejdziesz?- zapytała trochę nieśmiało, zważywszy na to co wydarzyło się między nimi poprzedniej nocy, jej zachowanie było bardzo urocze.
Nie chciał przyznać przed nią głośno, ale marzył o tym by go zaprosiła.
Nie chciał wracać do pustego domu. Nie chciał się z nią rozstawać, już nigdy.

Nocny lot do Londynu. Niby nic nadzwyczajnego, jednak Lorena była niesamowicie podekscytowana.
Spotkanie kogoś takiego jak Frank Staton,
bardzo dużo dla niej znaczyło.
Uwielbiała poznawać nowych ludzi.
Nowych, bogatych i wpływowych ludzi, a ojciec Freyi niewątpliwie do takich należał.
Wczesnym rankiem dotarła do hotelu, w którym dzień wcześniej dokonała rezerwacji. Tak, Lorena Sporse mimo, że wszędzie się spóźniała, zawsze potrafiła dobrze się zorganizować.
Tym bardziej, gdy w grę wchodziły pieniądze i prestiż, a tego ponad wszystko pragnęła najbardziej.

Detektyw Showt spisał się na medal. Oprócz danych osobowych i adresu firmy należącej do Franka Statona, zdobył również jego prywatny numer telefonu. Nie wiedziała jak tego dokonał, ale ważne że mu się udało, a ona planowała go wykorzystać. Najpierw jednak sen.

Ledwo przekroczył próg swojej luksusowej willi, a rozdzwonił się jego telefon.
Niechętnie i z grymasem niezadowolenia na twarzy postanowił odebrać połączenie od nieznanego numeru.

-Słucham- warknął ozięble. Strasznie nie znosił, gdy ktoś nieupoważniony, jakimś cudem zdobywał jego numer i wydzwaniał do niego.

-Dzień dobry, z tej strony Lorena Sporse, chciałabym z panem porozmawiać o...

-To mój prywatny numer i nie jestem zainteresowany żadnymi interesami- przerwał jej.

-Dzwonię w sprawie pana córki- odpowiedziała szybko, by nie zdążył się rozłączyć.

-Mojej córki? Czy coś się stało z Felicete? -zapytał zaniepokojony.

-Felicete? Nie, chodziło mi o Freye-odpowiedziała lekko zdezorietowana. Nie wiedziała, że Staton ma dwie córki. A może Showt coś wspominał?

Po drugiej stronie telefonu zapadła cisza.

-Jeśli to jakiś głupi żart to ostrzegam panią, że wyciągane z tego tytułu konsekwencje- zagroził.

-To nie żart panie Staton, znam pańską córkę- trochę mijała się z prawdą, jednak ważniejszy był cel- wiem, gdzie mieszka i pracuje.

- Powiedzmy, że pani uwierzę, czego oczekuje pani w zamian za tą informacje?

-Absolutnie niczego. Rodzina powinna być razem- zapewniła, mimo iż oczekiwała zupełnie czegoś innego.

-Racja. Spotkajmy się jutro w południe w restauracji Morso na Kingsway.

-Oczywiście. Do zobaczenia panie Staton.

-Do zobaczenia pani...

-Sporse, Lorena Sporse

-Do zobaczenia pani Sporse.

Gdy tylko Frank Staton zakończył rozmowę, udał się do salonu. Czekała już tam na niego małżonka.

-Witaj Frank-Powiedziała nie odrywając wzroku od magazynu modowego.
Od zniknięcia młodszej  córki, ich relacje znacznie się oziębiły. Zdaniem kobiety to właśnie z winy ojca Freya uciekła.
Pani Staton myślała nawet o rozwodzie i jedynie znaczna utrata majątku, ją przed tym powstrzymała.
San Frank nigdy nawet przez chwilę nie czuł się niczemu winny. Nagłe zniknięcie Freyi traktował jak młodzieńczy bunt lub swojego rodzaju fanaberie. Jednak gdy nie wróciła przez kilka miesięcy zaczął jej szukać. Bezskutecznie. Po dwóch latach zrezygnował z poszukiwań. Poddał się.
Stracił nadzieję. Aż do dzisiejszego dnia.

- Witaj Alexandro, mam dla ciebie wiadomość i myślę, że cię zainteresuje. Tylko nie jest w stu procentach sprawdzona.

-Do rzeczy-ponagliła znudzona, nadal nie zaszczycając go swoim spojrzeniem.

- Jutro prawdopodobnie dowiemy się gdzie jest nasza córka.

-Nasza córka jest we Francji na delegacji. Zapomniałeś? -spojrzała na niego z kpiną.

Jęknął zrezygnowany.

-Freye, miałem na myśli Freye.

Na dźwięk imienia zaginionej córki, czasopismo wypadło jej z ręki, a fala ekscytacji zalała ciało.

-Freya?! Wiesz gdzie jest!-prawie zapiszczała z emocji.

-Spokojnie jak mówiłem jutro się wszystkiego dowiemy- uspokajał ją.

-Jak to jutro?!czemu nie dziś? Tyle czasu czekaliśmy! Frank do cholery! Nie chce czekać do jutra! -wykrzykiwała zdenerwowana, wprost rzucając się na niego.
Mężczyzna również zdenerwowany, chwycił ją za ramiona i potrządnął.

-Dowiemy się jutro czy ci się to podoba czy nie! -wysyczał jej w twarz. Alexandra wyrwała się z jego uścisku i bez słowa udała się swojego pokoju.

Mimo jej niepisanej zasady, tym razem nie spóźniła się na spotkanie.
Staton był dla niej zbyt ważną osobą, by mogła to zrobić.
Rozpoznała go od razu. Swego czasu śledziła karierę jego, jak i kilku innych biznesmenów w internecie.

-Witam panie Staton-powiedziała z uroczym i szerokim uśmiechem. Przybierając jak najkorzystniejszą pozę.

-Witam, jak mniemam pani Sporse- wstał z zajmowanego przez siebie miejsca, ujmując jej dłoń i składając na niej pocałunek.
Gestem dłoni wskazał krzesło, sugerując by na nim usiadła.
Tak też uczyniła.

-Przejdźmy do konkretów droga pani. Czy ma pani jakieś dowody na to gdzie znajduje się moja córka?

Szeroki uśmiech wpłynął na usta Loreny.
-Ależ oczywiście- odpowiedziała wyciągając lekko okrojoną wersję raportu przygotowanego dla niej przez detektywa.
Raport ten zawierał kilka zdjęć i aktualne miejsce pracy Freyi.
Lorena uznała, że taka ilość informacji na tę chwilę wystarczy w zupełności.
Frank od razu przestudiował dokument, dużo dłużej zatrzymując wzrok na zdjęciach.
To bez wątpienia była Freya. Jego Freya. Jego córeczka.
Z wielkim trudem powstrzymał łzy wzruszenia, które cisnęły się do jego oczu.

-To Freya.

-Tak jak panu mówiłam, nie miałam żadnego powodu by kłamać.

-Proszę mi wybaczyć moją nieufność, ale niestety zdarzały się przypadki, kiedy niektórzy ludzie próbowali wykorzystać fakt zniknięcia mojej córki.

-Rozumiem. Moje intencje są jak najbardziej czyste-zapewniła.

-Bardzo się cieszę. Już niedługo będę mógł zobaczyć się z córką.

-Jeśli mogę coś zasugerować. W piątek odbywa się bal charytatywny, na którym będzie pańska córka, może to dobra okazja by się spotkać? -zasugerowała.

Frank zamyślił się chwilę i skinieniem przytaknął.

-Zatem przekaże panu wszystkie szczegóły w wiadomości- odpowiedziała.

-Oczywiście- przytaknął z uśmiechem.

Wymienili uprzejme uśmiechy, po czym złożyli zamówienie u kelnera.
Po zjedzeniu lunchu, oboje rozeszli się w swoje strony.

Frank Staton zanim jednak wrócił do domu, by podzielić się z żoną radosną nowiną, postanowił wykonać jeszcze jeden telefon.

-Halo- głos po drugiej stronie był męski i stanowczy.

-Witaj Carter-powitał go Staton.

-Witam panie Staton, w czym mogę pomóc?

-Mam dla ciebie dobrą wiadomość

-Zamieniam się zatem w słuch -odpowiedział z ciekawością mężczyzna.

-Freya się odnalazła.

-Och no to ...no to wspaniale -odpowiedział bardzo zaskoczony Carter- czy to znaczy, czy to znaczy że pan ...że ja z Freyą

-Tak nadal chce waszego  ślubu.

Nie igraj z ogniem (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz