P. XX / PRÓBA

193 18 8
                                    

Thomas naprawdę szczerze zastanawiał się, co powinien zrobić. Z jednej strony chciał pozwolić absolutnemu szczęściu, które go przejęło, na chwilę drobnego zwycięstwa. Na celebrację. Z drugiej, nie miał najmniejszego pojęcia, jak dokładne są ich przewidywania w kwestii Bena, a nie chciał znowu wrócić do Strefy i usłyszeć od kogoś, że bliska mu osoba znowu pożegnała się z tym cholernym grajdołkiem. Wiedział, co by to oznaczało. Oczywiście na korzyść działałoby to, że ludzie, których zdążyliby zaszczepić, zawsze byliby do przodu chociaż o ten krótki moment, ale Thomas powoli zaczynał wątpić w to, ile razy jeszcze da radę wrócić do życia. Jasne, zakładał, że nie ma ogranicznika i że jest tak naprawdę nieśmiertelny i może było w tym nawet trochę racji, ale nie mógł zaprzeczać faktom, a fakty były takie, że z każdym restartem czuł się coraz słabiej. I ostatnim, czego mógłby chcieć byłoby doprowadzenie się do tak tragicznego stanu, że nie byłby w stanie nawet wyjść o własnych siłach z Pudła. A co dopiero komukolwiek pomóc. 

Gdzieś tam na dnie serca bał się też, że jego krew może się w jakiś sposób zepsuć. Że może się okazać w którymś momencie, że już nie działa tak dobrze, że nie zabija Pożogi i nie chroni ludzi. I szczerze Thomas sam przed sobą nie potrafiłby się przyznać, jaką decyzję by podniósł. Jasne, decyzje i działania DRESZCZu były popikolone od samego początku do samego końca i nie zamierzał temu zaprzeczać. No bo jak mógłby, skoro dosłownie porywali dzieciaki z domów, wrzucali do pułapki, w której żyli otoczeni śmiercią i obserwowali, czy wywołany stres aktywował w nich gen odpowiedzialny za odporność na Pożogę? Patrząc jednak na wielki obrazek, Thomas nie chciał nawet myśleć o tym, że kiedyś musiałby dokonać podobnej decyzji. A powoli sam zaczynał wątpić, czy wygrałoby jego serce, mimo tego, co jeszcze niedawno mówił Newtowi.

Nie chciał też zabierać rannego ukochanego do Labiryntu, bo koniec końców nigdy nie było wiadomo, czy przypadkiem nie zwrócą na siebie niepożądanej uwagi. Jasne, Thomas przeżył to kilka razy, ale każda z wersji była do tej pory inna i nawet przy drobnych, zmieniających się czynnikach, więc nie mógł niczego tak na dobrą sprawę założyć. A co dopiero zagwarantować komuś bezpieczeństwa. Z drugiej strony nie chciał też wcielenie wcześniej zabierać do Labiryntu Minho, bo ten leżał dziabnięty u Plastra, a skończyło się to tak, jak się skończyło. Czyli mocno niefajnie. A Ben najwidoczniej był skłonny do zrobienia dosłownie wszystkiego.

Ostatecznie Thomas uznał, że w pomieszczeniu medycznym zostanie jeden sztamak do ewentualnej ochrony Newta i wymógł na Plastrze, by ten siedział przy blondynie przez cały boży czas. Donny miał zagwarantować pierwiastek siły fizycznej w wypadku ewentualnego starcia, a Plaster miał być niechcianym świadkiem, który może zdołałby powstrzymać Bena od jakiegokolwiek ataku. Najlepszy plan, który Thomas zdołał opracować w tak krótkim czasie. 

Thomas nie potrafił uwierzyć, że Lek wykonany z jego krwi działał aż tak dobrze. Efekt był o niebo lepszy od zamierzonego i zdecydowanie utwierdził go w tym Newt, przyciągając go do krótkiego pocałunku, gdy wszyscy pozostali już wyszli i poszli przodem żeby zebrać się przed Wrotami. Blondyn wymógł też na nim obietnicę, że będzie na siebie uważać i Thomas miał przez chwilę naprawdę ogromny problem z tym żeby się zebrać i dołączyć do reszty Zwiadowców. W końcu alternatywa, która czekała na niego w pokoju medycznym rysowała się więcej, niż obiecująco.

Zarzucił jednak osprzęt Zwiadowcy na siebie i truchtem dołączył do pozostałych. Upewnił się, że wszyscy pamiętają, którą trasą biegną i jak się wyłącza Bóldożerców. Tak na wszelki wypadek. Minho stał tylko obok z dłońmi zaplecionymi na klatce piersiowej i tak wrogą miną, że gdyby Thomas go nie znał to może by się przestraszył. Zbyt dobrze jednak Azjatę znał.

- Nadążysz - rzucił tylko brunet ze wzruszeniem ramion, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że nie ma sensu próbować wszystkiego Minho przedstawiać, bo to nie była ich regularna trasa. A na kłótnie nie miał czasu.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz