¤<5>¤

40 5 9
                                    

Następnego dnia Henry obudził się. Oczy oślepił mu lekki promyk światła zza okna. Wstał, przymrużył oczy.
Zaraz. Gdzie jest Emma?
Czy to wszystko było jakimś głupim snem?

Tak jest zawsze.
Najlciekawsze sny zawsze muszą się kończyć obudzeniem i zniszczeniem na dzieńdobry humoru.
Ale coś mu tu nie pasowało.
Pamiętał dokładnie cały dzień z wczoraj. Nigdy z resztą nie spał w ubraniach z dnia. Więc co się stało?
Nagle zamyślenie przerwała mu rudowłosa czupryna z pod łóżka. Wyskoczyła z krzykiem. - Dzieńdobry Henry! - uśmiechnęła się z rudymi kosmykami spadającymi na jej twarz.
Chłopak prawie dostał zawału.
Zakrył jej usta. - Ciii! Oszalałaś?! Dziadek usłyszy! - Wyszeptał zestresowany. - Chyba cię nie widział,  nie? - zapytał go myśląc coraz bardziej o tym, co może go spotkać gdyby niedajboże dziadek dowiedział się że w ich domku letniskowym spała jakaś obca dziewczyna, sierota i to w dodatku z lasu. I że ogółem, mimo jego zakazom chodził po lesie.
- Jaki dziadek? - spróbowała wyciszyć ton Emma zdziwiona. - No chyba z kimś bym tutaj mieszkał? - Emma odpowiedziała na poprzednie pytanie. - Nikogo nie widziałam ani nie słyszałam. - Zaczęła się dodatkowo rozglądać zielonymi oczyma po domu. - No mam nadzieję że nikt też ciebie nie widział i nie słyszał. - Westchnął brunet.

Po chwili się otrząsnął.
- Em.. Emma, ja bardzo przepraszam, nie wiedziałem co zrobić, nie powinienem zabierać cię tutaj bez twojej wiedzy, twoi rodzice muszą się martwić... - nic się nie stało! - zaśmiała się Emma. -

Założyła buty i zaczęła schodzić po schodach. - Teren czysty. Idziesz? - zapytała. - Gdzie? - pytał zniepokojony Henry ubierając buty z pośpiechem próbując nadążyć za rudowłosą.
- Dzisiaj ja widziałam twój dom, więc teraz ty mój! - uśmiechnęła się.

Henry bardzo zastanawiał się jak wygląda jej dom.
Czy serio tak jak w jego teorii mieszka z rodzicami i po prostu wymyśla jakieś bajeczki o sierocincu za puszczą, i kod "63194" który miała wytatuowany na szyi był po prostu namalowany flamastrem, albo serio uciekła z domu dziecka i mieszka na śmietniku, albo to co mu opowiadała, co było według niego najmniej prawdopodobne. Podczas drzemki w ciepłym miejscu Emma wyzdrowiała i znowu była tą energiczną rudą pieguską. Pogoda też się polepszyła.

Zielonooka prowadziła przez las drogą obok rzeki. Szli jakiś czas. Aż w końcu z lasu zaczęły dobiegać krzyki i śmiechy dzieci. W końcu doszli do pewnego obozu blisko bagien. Na środku ogromny, lekko w niektórych miejsach podarty namiot z pledu, na środku ognisko z wywieszonym garnkiem w którym coś się gotowało, dookoła parę pieńków i powywalanych drzew, co miało wyglądać jak ławki. Przy ognisku stała ciemnowłosa dziewczyna w okularach i chłopak, podobny z wyglądu do Henrego, ale z nieco ciemniejszą karnacją i był zdecydowanie wyższy. Dzieci, może tak w wieku od dziesięciu do trzynastu dwunastu lat biegały sobie dookoła namiotu. Chłopak podobny do Henrego wybiegł na powitanie ucieszony Emmie. - Emma! Gdzieś ty była?! Martwiliśmy się! - Emma uśmiechnęła się, wytłumaczyła wszystko, przywitała Henrego z wszystkimi, i zaprosiła go na obiad. Henremu było żal tych dzieci. Zrozumiał, że to co mówiła Emma było prawdą. Każde z tych dzieci miało jakiś kod na szyi, i to w tym samym miejscu co Emma. Emma gadała głównie z ciemnowłosym chłopakiem który miał mieć niby na imię Ray.

Henry widział w jakich warunkach oni wszyscy żyli. Były one dość słabe. Kiedy Henry zapytał się, czy nie chcieli by chociaż pójść gdzieś się zgłosić, do jakiegoś pobliskiego sierocinca czy coś, gdzie mieliby zapewnione nieco lepsze warunki, mówili że nie chcą nawet o tym myśleć. Czuli by się znowu jak w tej klatce gdzie były zabijane po tajemku. A tam, dzieci serio znajdują rodziców.
Za to ból rozstania po tym co oni wszyscy wspólnie przeżyli byłby straszny.

Zjedli jakieś ziemniaki, niezbyt smakowały Henremu, ale czuł że dla tych wszystkich szczęśliwych twarzy nawet warto. Zwłaszcza dla Emmy. Czuł że dla niej mógłby zjeść nawet błoto.

Popołudniu, blisko wieczoru, poszedł do domu. Dziadek czekał na niego w domu.
- Gdzie byłeś? - zapytał dziadek. - U Tom... - nie dokończył, bo dziadek mu przerwał. - Byłem dzisiaj u jego rodziców, twierdzili że nie widzieli cię na ich podwórku przez może więcej niż dwa tygodnie. - Henrego zamurowało. Pobladł a oczy mu się rozszerzyły. Przez oczy przeleciała mu cała scena, uśmiechnięci szeroko w złośliwością w oczach ci ludzie... "co za feminiści..." Pomyślał Henry marszcząc brwi. Lecz nagle obudził się z myśli o rodzicach Tommyego, kiedy dziadek zadał mu pytanie. - Gdzie byłeś? - spytał. - Ja? Byłem przecież u Tommyego! Co to za pytanie! Jadłem ciastka u nich w domu i graliśmy w piłkę! Jakim prawem nie było mnie tam?! - wykrzyczał. - Mnie też zszokowało, ale codziennie parę razy zaglądałem za ich ogrodzenie, ani razu cię nie widziałem! - Henry przełknął ślinę. "No i wpadłem" pomyślał. Ale nie mógł powiedzieć dziadkowi, że poszedł do lasu. Myślał o jakiejś innej wymówce, ale nie miał pomysłu. Zapadła cisza. - Dobra. Bo wiesz dziadku. Ja... Zatrudniłem się w sklepiku przy kościele. Zbieram na ukulele. Rodzice nie chcą dawać mi kieszonkowych, więc zbieram sam. Zrozum... - Dziadek był zaskoczony. - No... I tak nie zajmie ci to długo, bo pojutrze rano wyjeżdżamy. - C... Co?! - Przeraził się. - Twoi rodzice dzwonili, że masz przyjechać do domu, bo chcieli ci zrobić niespodziankę. Za tydzień jedziecie podobno do Hiszpanii nad morze. Henry poczuł się, jakby spadał w dół. Głęboki dół. A wszędzie echo głosu dziadka 'Pojutrze rano wyjeżdżamy.' Omal nie upadł na podłogę. Co on powie Emmie?
- Dobrze... - Powiedział blady i poszedł na schodach do swojego pokoju.

dziewczyna zza betonowego muruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz