— Chelsea Wolfe - The Waves Have Come —To dość komiczne, że życie potrafi się zmienić w ciągu ułamku sekundy. Od jednego spojrzenia. Uśmiechu. Słowa.
To tak samo zabawne, że nie zdajemy sobie sprawy, iż mamy zaledwie pięćdziesiąt procent szans, na to, że ta zmiana będzie dobra.
Ale w końcu od czego jest pozytywne myślenie ?
R
Wanda Maximoff doskonale pamietała tamten wtorek. Była szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa, bo w zasadzie dlaczego miałoby być inaczej ?
Co trzeci wtorek miesiąca, Anthony Stark dawał jej wolną rękę; mogła robić co chciała, a on nie miał prawa jej robić z tego powodu wyrzutów sumienia. Granice i zmartwienia znikały. Zapomniała, że do końca życia będzie już samotna. Z jej pamięci uciekał też fakt, że darzy uczuciem robota, który nigdy nie poczuje tego samego co ona. Zamiast zamkniętych drzwi, wrota do Avengers Mansion się otwierały. Właśnie wtedy mogła być prawdziwą Wandą, a przynajmniej taką, jaką chciała być w swoich wyobrażeniach. To był j e j dzień.
Styczeń, kawiarnia na Brooklynie. Była szczęśliwa. Była wolna. Miała dwadzieścia cztery godziny tylko dla siebie. Była sobą.
Zamówiła jabłecznik, a on się do niej dosiadł. Znał jej imię, a ona udawała, że zna jego.
On powiedział coś o przeznaczeniu, a ona się zaśmiała. To było dość urocze.O
Godziny zaczęły się zlewać w jedność. To popołudnie spędzili razem, ot tak. Żartowali, wymieniali uśmiechy. Jakby znali się od dawna. Choć może on znał ją.
Rozstawiając się sprawdziła zegarek. Za sześć dziesiąta. Wciąż miała czas. Nadal mogła robić to co chciała.
Owy mężczyzna powiedział, że będzie tutaj w trzeci wtorek przyszłego miesiąca. Wanda uśmiechnęła się i powiedziała, że w takim razie chętnie się do niego dosiądzie. Potem ruszyła do parku i myślała o nim. Myślała też nad jego osobliwym imieniem. Loki.
S
Faktycznie, czekał na nią. To komiczne. Ucieszyła się. Znowu wymienili się uśmiechami. Zamówili dwa kawałki tarty owocowej.
Wylała na siebie herbatę różaną. Wtedy on zapytał się jej, czy lubi róże. Ona roześmiała się nerwowo, ale przytaknęła. Kochała róże i herbatę różaną. To takie banalne, ale kto powiedział, że życie musi składać się z samych skomplikowanych rzeczy ?
Myślała o nim przez kolejny miesiąc. Napisała do niego dwa nie wysłane listy. Zabawne.
Dlaczego człowiek przywiązuje się tak szybko ?E
Gdy spotykała go po raz trzeci przyniósł jej róże. Łodygi były nierówno ścięte, jakby w pośpiechu. Urocze. Znów usiedli i przegadali razem kolejne pare godzin. Zamówili ciasto marchewkowe.
Podczas ich pożegnania zatrzymał ją. Powiedział, że życie jest dziwne. Zaśmiała się. Potem zapytał, czy nie chciałaby uciec. Odparła, że tak. Zaproponował jej, aby obydwoje zniknęli. W końcu rozumieli się, prawa ?
Ale ona miała życie. Nie mogła znikać. Nawet jest bardzo tego chciała. To było awykonalne.
Odmówiła. Zrozumiał. Odszedł. Ona też.
S
Mimo, że czekała, nie przyszedł. To dość kuriozalne. Zniknął z jej życia. Po prostu. Nie uprzedził jej. Ale mimo wszystko spodziewała się tego.
CZYTASZ
ROSES ET LE TEMPS | MAXIMOFF x LAUFEYSON
Fanfiction❝ ― THIS WILL BE OURS, CAUSE WE'RE CONCEPT AND WE ARE AWED AND WE ARE ANWSER. ❝ ponieważ wanda chciała widzieć go lepszego, niż był w rzeczywistości, a także udawać, że ich historia będzie miała szczęśliwe zakończenie ― MAXIMOFF x LAUFEYSON ( MCU...