— co masz na myśli? — nie dowierzałam, że zrobienie tego będzie możliwe
— Aver musiałby być cały czas w twoim pokoju, a rudy nie miałby do niego wstępu. Byłoby to trudne, ale sądzę, że dasz radę — propozycja Toma brzmiała zachęcająco
— a co z wyprowadzaniem go?
— wychodziłabyś normalnie, ale tak, aby Matt nie miał z nim kontaktu
— To nierealne
— spróbujemy. Najwyżej odeślemy go do schroniska. Zauważyłeś jak dzisiaj bawił się Suzuke?
— widziałam. To było takie zabawne — rzeczywiście, Aver bardzo lubił koty, zwłaszcza tego, którego rudzielec ostatnio przywiózł ze sobą. Bardzo bawią mnie ich zabawy. Przytuliłam Toma, a potem on zszedł na dół porozmawiać z Eddem. Ja chciałam podsłuchać ich rozmowę, a przy okazji zabrać szczeniaka do swojego pokoju, by oswajał się z przesiadywaniem tam.
— Dobrze wiesz, że to nie możliwe — usłyszałam donośny głos Edda
— nie widzisz jak jej zależy? Proszę Cię, stary — tym razem do moich uszu dobiegły słowa wypowiedziane przez miłość mojego życia
— no dobra, ale od kociej strefy ma trzymać się z daleka, żeby Matt nie dostał reakcji alergicznej. Czasami wydaje mi się, że ona woli tego kundla od Ciebie — zaśmiał się zielonobluzy. Nazwał Avera w ten sposób?! To nie było miłe, ale pognałam z maluchem na górę, aby przyjaciele nie dowiedzieli się, że podsłuchiwałam. Postanowiłam wziąć prysznic. Naszykowałam sobie wszystko co było mi potrzebne, po czym zeszłam na dół do łazienki. — [t.i], jutro naprawię ten zamek, może poczekaj? — zaproponował. Ja jednak polowałam przecząco głową — jak wolisz — poszłam się myć. Po chwili wyszłam w szlafroczku i piżamce. Poszłam na górę, by odłożyć ubrania, po czym chwyciłam telefon do ręki. Nie otrzymałam żadnych nowych wiadomości ani powiadomień, więc od razu odłożyłam urządzenie. Kiedy wyszłam na korytarz poczułam zimno podłogi
— muszę sobie kupić jakieś kapcie — wymamrotałam do siebie, po czym wróciłam do pokoju, po jedne z cieplejszych skarpet. Zbiegłam na dół i w prędkości światła wskoczyłam na kanapę. Zabrałam z niej swoją nerkę, którą zostawiłam wcześniej i położyłam ją w przedpokoju. Byłam bardzo zdenerwowana, gdy ujrzałam Toma leżącego na całym meblu. Zaczęłam go łaskotać, a on bardzo głośno się śmiał. Edd zszedł n dół i dziwnie na nas spojrzał, po czym zamówił pizze
— serio? Znowu to samo? — zapytałam zielonobluzego, udając, że jestem niezadowolona z posiłku, który wybrał, na chwilę zapominając o misji łaskotania niebieskobluzego. Chłopak jednak jedynie podszedł do mnie, tyknął mnie w nos i poszedł do lodówki po colę
— Tom, Smirnoff? — krzyknął otwierając maszynę
— sok — odpowiedziała mu moja miłość
— nareszcie — szepnął pod nosem Edd wyciągając z lodówki napoje. Ananas wstał ustępując mi i zielonobluzemu miejsca na kanapie, sam zajął fotel. Byłam z tego bardzo niezadowolona, więc usiadłam mu na kolanach. Wtedy postanowiłam pójść do Avera i zanieść mu trochę jedzenia. Nałożyłam mu trochę przysmaków na spodek i pogłaskałam czule. Czułam, że nie wytrzymam tego odizolowywania i prędzej czy później wybuchnę. Zapięłam szczeniakowi smycz i zeszłam na dół. Określiłam chłopakom cel podróży i poszłam razem z Averem. Po drodze spotkałam rodzinę z dwójką dzieci. Mama chyba była Norweżką, a ojciec Brytyjczykiem. Ich starsza córka, której wiek wynosił na oko sześć lat podeszła do mnie
— można pogłaskać? — zapytała ośmielona
— oczywiście — uśmiechnęłam się do dziewczynki. Młodsze dziecko pary najprawdopodobniej było tej samej płci. Miała ona pogodny wyraz twarzy i bardzo uroczą sukienkę w kotki.
— zobacz Britta, to taki pies, jak ten którego chcemy przygarnąć — nagle usłyszałam z ust mężczyzny
— jeżeli państwu bardzo zależy na takim psie oddam go za darmo. Proszę tylko to przemyśleć, w razie czego się skontaktować. — Na karteczce zapisałam swój numer telefonu, po czym podałam go Norweżce. Po czym razem z Averem poszliśmy dalej. Po długim spacerze wróciliśmy do domu. — Edd?! — krzyknęłam kilka razy, chłopak jednak nie dał znaku życia. Poszłam do kuchni, na blacie leżała zielona karteczka, po której przeczytaniu wiedziałam, że zielonobluzy musiał iść załatwić problem z odebraniem jego zapasu coli, bo chyba znowu przysłali mu dietetyczną czy coś w tym rodzaju. Tom poszedł z nim dla otuchy. Zostawili otwarty dom? Nagle na dół zbiegł ananas
— o, już jesteś. Nie biorę kluczy, nie wychodź nigdzie — powiedział szybko, po czym wyszedł. Nie zdążyłam mu powiedzieć o parze, Norweżce i prawdopodobieństwu oddania Avera. Rozsiadłam się na kanapie i włączyłam jeden z popularnych seriali, który akurat leciał w telewizji. Przełączyłam kanał na kulinarny. Nagle telewizor zaczął się zacinać, a po chwili obraz znikł. To było dziwne
CZYTASZ
Już dobrze (Tom x Reader) [WERSJA PIERWOTNA]
FanfictionKlasyczny Tom x Reader z nie pewną przyszłością 🍳