|7| lek na ból

1K 48 46
                                    

W biegu wrzuciłam sobie resztkę kanapki do ust i dopakowałam do torby sportowej bidon z wodą, klucze i słuchawki.

Ostatnie tygodnie były dosyć burzliwe, przez co praktycznie nie znajdowałam czasu na treningi. Postanowiłam wrócić do sportu, dzięki któremu mogłam zaznać, o ironio, trochę odpoczynku od natłoku codziennych spraw.

Zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam klucz w zamku. Nagle usłyszałam powiadomienie, oznajmujące o dostarczeniu wiadomości. Wyjęłam wolną ręką telefon.

Jedna nowa wiadomość od: Nieznany numer

Zmarszczyłam brwi, ale odblokowałam telefon.

Hej,
Pomyślałem, że może chcesz się gdzieś spotkać? Mam wolny wieczór. - Shaker

Serce zabiło mi mocniej. Zganiłam się w duchu. Dziewczyno, ile ty masz lat. Czternaście?

Pomimo tego z niemałą ekscytacją  wystukałam wiadomość.

Hm, brzmi kusząco. O ile pozwolisz mi wybrać miejsce.

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.

Nie widziałem innej możliwości.

Mimowolnie uśmiechnęłam się do telefonu. Wysłałam mu adres miejsca, a sama ruszyłam w stronę auta.

Jako, że nie miałam własnego, Lousie postanowiła bezterminowo użyczyć mi swój służbowy samochód. Pomimo mojej początkowej kategorycznej odmowy, dziewczyna przewróciła tylko oczami i wcisnęła mi kluczyki do ręki, mówiąc, że nie będzie zadawała się z kimś kto tłucze się po mieście autobusami, gdyż uwłacza to jej godności.

Tak więc weszłam w posiadanie auta, które było prawie na pewno warte więcej niż moje mieszkanie.
Nacisnęłam pedał gazu i ruszyłam przed siebie.

Dojechałam na miejsce. Przede mną mieścił się mój klub bokserski, do którego zapisałam się od razu po przyjeździe do tego miasta. Boks trenowałam od dobrych kilku lat. Redukowało to mój stres i zamiast wyładowywać go na innych ludziach, robiłam to na worku treningowym. Ludzie często pytali mnie: jakim cudem jesteś taka spokojna Willow? Odpowiedź była dość prosta - trzy razy w tygodniu napieprzałam w worek bokserski, dopóki nie poczułam, że ręce za moment mi odpadną.

Przed drzwiami dostrzegłam opartego o ścianę Shakera. Spojrzał na mnie i uniósł brwi.

- Serio? Nasza pierwsza randka, a ty ciągniesz mnie na boks?

- A kto powiedział, że jesteśmy na randce?

Wyminęłam go, wchodząc do środka. Za plecami usłyszałam tylko westchnienie i kroki podążające za mną.

Kiwnęłam głową na powitanie do pracownicy stojącej za ladą. Wzięłam dwa kluczyki, z czego jeden podałam mojemu towarzyszowi.

- Tam jest szatnia - pokierowałam go. - Potem idziesz prosto i w prawo i będzie sala treningowa. Tam się spotkamy.

Ruszyłam przed siebie i popchnęłam pierwsze drzwi na lewo. Weszłam do środka i przebrałam się szybko. Z torby wyjęłam taśmy i rękawice, po czym udałam się na salę. Ze znudzeniem zawijałam i odwijałam taśmę na ręce, czekając, aż Shaker raczy się pojawić. Usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam wzrok.

Shaker stał przede mną z butelką wody w ręku i z zakłopotaniem na twarzy. Na sobie miał czerwony podkoszulek z czerwonym piorunem na żółtym tle na piersi i spodenki z tym samym motywem. Zapewne strój klubowy.

- No nareszcie.

Rozejrzałam się po sali. Na szczęście była prawie pusta. Oprócz naszej dwójki trenował jakiś mężczyzna, zbyt skupiony na okładaniu worka treningowych, by chociażby na nas spojrzeć.

płacząca wierzba || supa strikasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz