-Czas na badania Williams.- Usłyszałam znudzony głos strażnika nade mną.
Właśnie leżę na moim łóżku. Niestety, które znajduje się na dole, bo mój najlepszy przyjaciel zajął szybciej górną część jakieś dwa lata temu.
Alex jest wysokim i wysportowanym blondynem, któremu grzywka cały czas spada na oczy. Ma oczy koloru orzechowego. Uwielbia jedzenie i śpiewanie, ale to drugie nie wychodzi mu za dobrze, więc przynajmiej jesteśmy w tym we dwoje. Znamy się od czwartego roku życia, ponieważ nasze mamy były dobrymi przyjaciółkami. Po tym wspaniałym opisie Alexa wróćmy do rzeczywistości.
Powolnym ruchem ruszyłam w stronę metalowych drzwi. Strażnik przyłożył do czytnika kartę magnetyczną i po chwili drzwi się otworzyły. Weszliśmy do windy i zjechaliśmy z piątego piętra na drugie. Po kilku skrętach w prawo i lewo doszliśmy na miejsce.
Strażnik otworzył drzwi i już po chwili zobaczyłam całe białe pomieszczenie z dużą ilością łóżek, leków i dziwnych sprzętów nie mam pojęcia do czego. Usiadłam na jednym z nich i poczułam ukłucie w okolicach wewnętrznej części łokcia. Po kilku sekundach miałam już pobraną krew i szłam w stronę pokoju.
-Musimy stąd uciec.- Powiedziałam do siebie gdy zauważyłam, że nie ma przy mnie ochroniarza.
Gdy już miałam wchodzić do pokoju zauważyłam zza rogu jakiegoś chłopaka rzucającego się na wszystkie strony, a przy nim dwóch ochroniarzy. Był brunetem z fryzurą w artystycznym nieładzie, Był wysoki i miał dość szczupłą lecz wysportowaną sylwetkę. A na sobie miał bojówki w kolorze khaki i czarną koszulkę. Było widać, że jest już zmęczony, ale jakimś cudem wyrwał im się. Szybko do mnie pobiegł i obezwładnił w taki sposób, że był teraz za mną, a ja stałam przodem do ochroniarzy.
- Rzućcie broń, albo skręce jej kark.- Na moim czole pojawiły się kropelki potu, a mój oddech przyspieszył. Przecież on może mnie zabić!
Strażnicy powoli odłożyli broń na ziemię dając jakiś znak osobie za mną mrugnięciem. Po chwili poczułam, jak ktoś spadając na zięmię delikatnie ciągnie mnie za sobą. Szybko się obróciłam i zauważyłam jak strażnik, który musiał usłyszeć hałas poraził laską z prądem chłopaka.
Strasznie ich nie lubiłam, a już kilka razy nimi dostałam i do tego mam po tym czymś dwie blizny. Jedną w okolicach pępka, a drugą na lewej łopatce. Widać było, że cierpi. Jeszcze się chwilę rzucał po podłodze pod wpływem prądu, a potem po prostu leżał. Tak po prostu leżał, patrząc się w sufit. Ochroniarze szybko wepchnęli mnie do pokoju poprzednio przykładając kartę magnetyczną. Wpadłam do pokoju od razu się wywracając pod wpływem siły z jaką zostałam tu wepchnięta. Wszyscy szybko się zebrali nade mną.
- Sky. Wszystko w porządku?!
-Żyjesz?
- Pomóc ci?
Po jeszcze kilku pytaniach, zobaczyłam jak do środka zbiorowiska przepycha się Alex.
- Co tym razem zrobiłaś?-zapytał podając, mi rękę abym wstała. Faktycznie dość często zdarzały mi się takie akcję, bo już dużo razy próbowałam uciec i najczęściej się to tak kończyło i to właśnie dla tego cały czas chodziłam z obstawą ochraniarza.
-Tym razem to nie ja.- Uśmiechnęłam się wystawiając mu język i podałam mu rękę, po chwili już stałam.
-To niby kto?- Śmiał się ze mnie .- Święty Mikołaj?- I nadal się śmiał.
- Nie wiem. Jakiś nowy chłopak. Tyle że był chyba o rok starszy. I nawet się nie śmiej.- Wskazałam na niego palcem, gdy zauważyłam jak zaraz wybuchnie śmiechem.- To Prawda! Serio!
- Och, Sky.- Poklepał mnie po ramieniu i wszedł na swoje łóżko. Prychnęłam na jego reakcję.
Położyłam się na łóżku na plecach i zamknęłan oczy.
- Sky?
-Hmmm?- Uchyliłam oczy. Stała nade mną blondynka z krótkimi włosami i ciemnymi oczami wpatrującymi się we mnie. Miała na sobie szarą bluzę wkładaną przez głowę z kapturem i czarne jeansy. To była Jenny.
- Wszystko ok?- Zapytała dość przejęta. Zawsze było widać po niej czy jest smutna, zła czy podekscytowana.
- Ehh... Nie ma co się martwić. - Machnęłam ręką.
- Napewno?- Upewniła się siadając przy mnie na łóżku.- Dość często zdarza Ci się takie wracanie do pokoju. Za często.- Ostatnie zdanie powiedziała pod nosem. Pewnie miałam tego nie usłyszeć, więc to przemilczałam.
- Tak wszystko okej. Nie musisz się tak martwić.- Przeszłam do pozycji siedzącej.- Jeszcze nigdy mnie za takie rzeczy nie ukarali, a wogóle tym razem to serio nie ja wywołałam to zamieszanie.
-Właśnie.- Spojrzała w moje oczy.- Jeszcze nigdy cię nie ukarali. To trochę dziwne.- Faktycznie jeszcze nigdy mnie nie ukarali. Laski z prądem, nie można zaliczyć do kary. Jej używali żeby mnie uspokoić i obezwładnić.
- To dlatego, że jestem im potrzebna. Wszyscy jesteśmy. Nic nam nie mogą zrobić.- Próbowałam odsunąć od siebie złe myśli.
***
Pierwszy rozdział "Odporni", ja się cieszę, a wy? Zapraszam was do gwiazdkowania⭐ i
komentowania💬
CZYTASZ
Odporni
Teen FictionStrażnik otworzył drzwi i już po chwili zobaczyłam całe białe pomieszczenie z dużą ilością łóżek i dziwnych sprzętów nie mam pojęcia do czego. Usiadłam na jednym z nich i poczułam ukłucie w okolicach wewnętrznej części łokcia. Po kilku sekundach mia...