– Wstawaj.– Orli Pazur trącił Mżącą Łapę w bok.– Jeśli chcemy, żeby Płomień nam pomógł, nie możemy sprawiać wrażenia słabych. Zanim wyruszymy, musisz jeszcze przećwiczyć parę rzeczy, na wypadek, gdyby znowu zaczął nas atakować.
– Myślisz, że to zrobi?– zapytała trochę zaspana z niepokojem w głosie. Nie lubiła się bić, zresztą nie była w tym zbyt dobra. O wiele bardziej lubiła skradanie się lub wspinaczkę, choć wiedziała, że umiejętności walki były niezbędne, jeśli chciała zostać wojowniczką.
Kocur skinął głową i ponaglił kotkę do wyjścia na zewnątrz. Do środka światło słoneczne praktycznie się nie dostawało, również powietrze było zatęchłe a w pomieszczeniu panowała niesamowita duchota, niesprzyjająca treningom. Poza tym na ziemi leżała masa częściowo spalonych belek i desek oraz innych przedmiotów używanych wcześniej przez Dwunożnych, które przeszkadzałyby w poruszaniu się i ćwiczeniu tych wszystkich ruchów niezbędnych na każdej bitwie.
Mżąca Łapa wygramoliła się przez dziurę w ścianie, zaraz za nią wyskoczył Orli Pazur. Jego rana na nosie nie była poważna, nawet bez interwencji medyka zaczynała się goić i za mniej więcej księżyc nie powinno być po niej śladu.
– Dlaczego miałby chcieć nas atakować?– dopytywała kotka, nie do końca rozumiejąc. Jej by do głowy nie przyszło ranić kotów, potrzebujących pomocy.– Przecież nie próbujemy przejąć jego terenów ani nic podobnego.
– Ostatnio się na mnie rzucił– przypomniał jej kocur.– Teraz gdy zobaczy, że nie spełniliśmy jego prośby... a raczej rozkazu, może być tylko gorzej. Na wszelki wypadek musisz umieć się obronić.
– Racja– zgodziła się niechętnie uczennica. Orli Pazur prawdopodobnie miał rację, właśnie takiego zachowania mogli spodziewać się po rudym włóczędze.
– Przyjmij pozycję– polecił jej zastępca, a Mżąca Łapa bez słowa ustawiła się tak, jak wiele razy uczył ją Mrówczy Grzbiet. Uwagę skupiła na przeciwniku, próbując dostrzec i przewidzieć każdy jego ruch. Nie atakowała go, na razie nie na tym polegał jej trening. Orli Pazur stwierdził, że młoda uczennica nie ma z potężnym kocurem najmniejszych szans, dlatego powinna opanować na początku uniki.
Tuż przy uchu Mżącej Łapy zaczęła krążyć mucha. Kotka potrząsnęła głową, chcąc odpędzić natrętnego owada, którego bzyczenie skutecznie jej przeszkadzało.
– Nie rozpraszaj się– upomniał ją zastępca i ze schowanymi pazurami skoczył na uczennicę, która o ułamek sekundy za późno zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje.
Przewróciła się pod ciężarem ponad dwa razy większego wojownika, tracąc orientację i resztki skupienia. Nim się obejrzała, stał nad nią Orli Pazur z łapą położoną na jej szyi. Kocur po chwili puścił ją, odchodząc parę kroków i spoglądając na nią z nieskrywanym niezadowoleniem. Przerabiali to już od kilku dni.
– Gdybym chciał cię pokonać, dawno byłabyś już nie żywa– oświadczył, a Mżąca Łapa spuściła wzrok. Było jej wstyd, zdawała sobie sprawę, że nigdy nie będzie dobra w walce tak, jak tego od niej oczekiwano. Przynajmniej Orli Pazur nie krzyczał i nie denerwował się jak Mrówczy Grzbiet.
– Następnym razem postaraj się bardziej– miauknął zastępca, dostrzegając minę kotki.– W końcu musi się udać, mamy czas.
Tak naprawdę nie mieli czasu. Dwunożni mogli ich złapać w każdej chwili, zaledwie wczoraj natknął się na jakiegoś pieszczocha, który powiedział mu, że jego Domownicy szukają go wszędzie, i że lepiej by było, gdyby wrócił. Oczywiście wojownik nie miał takiego zamiaru, jednak musieli się spieszyć i albo pozbyć się tego czegoś, co informuje o jego położeniu, albo zmienić kryjówkę. W dodatku musieli znaleźć Pierzastą Łapę, a im więcej czasu mijało od jej zabrania, tym mniejsza była szansa na uratowanie jej. Najpierw trzeba było jednak rozwiązać jeden problem, bo poszukiwanie zaginionej uczennicy byłoby o wiele trudniejsze z Dwunożnymi na karku.
CZYTASZ
Wojownicy: Spadające Gwiazdy
FanficTom I Zakończony Przepowiednie to coś, czego można się bać. Zazwyczaj zwiastują wielkie niebezpieczeństwo, coś, co zagraża jednemu z klanów, lub co gorsza, wszystkim klanom. Na szczęście Klan Gwiazdy, który te wizje zsyła, czuwa nad dzikimi kotami...