Sobota. Pomimo, że miałam wolne postanowiłam wpaść do Interpolu, aby chociaż zobaczyć jak radzą sobie bezemnie. W końcu i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Po wczorajszym popołudniu miałam dość siedzenia na kanapie i ciągłego użalania się nad sobą. Płacz? Nie. Nie miałam już na to siły. Zresztą co on zmieni?
Dzień już na starcie zapowiadał się wspaniale - droga, którą zawsze jeździłam do pracy została zablokowana i w związku z tym musiałam zaparkować dobry kilometr od budynku. Zabrałam torebkę, po czym szybkim krokiem zaczęłam iść przed siebie.
- Przepraszam! - zawołałam, kiedy z powodu swojej nieuwagi wpadłam na idącego przede mną mężczyznę.
Odruchowo podniosłam jego telefon i spoglądając na ekran oddałam go właścicielowi.
- Na szczęście cały... - oznajmiłam, podnosząc wzrok na jego twarz, a nasze spojrzenia w tym momencie się spotkały.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się.
Zapadło milczenie. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem, sama nie będąc do końca pewna dlaczego.
- Czy my się już gdzieś przypadkiem nie spotkaliśmy? - zagadnął.
- Chyba nie - wykrztusiłam.
- Maciek - mówiąc to wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja niepewnie ją uścisnęłam.
- Łucja.
Nagle oboje usłyszeliśmy niezidentyfikowany dźwięk, który okazał się być dźwiękiem jego telefonu.
- Tak, szefie. Zaraz będę - zakończył połączenie, po czym sięgnął do kieszeni.
- Obowiązki wzywają. Mam nadzieję, że do zobaczenia - odparł z uśmiechem, wkładając do mojej dłoni - jak się zaraz okazało - swoją wizytówkę.
Maciej Madej
Adwokat
634 810 008- Proszę, proszę panie Madej - uśmiechnęłam się pod nosem.
Po szybkim piętnastominutowym marszu w końcu doszłam do siedziby Interpolu. Od razu skierowałam się do swojego gabinetu, gdzie zastałam młodego mężczyznę ślęczącego nad papierologią.
- W końcu wziąłeś się do roboty? - przywitałam się, zajmując miejsce za swoim biurkiem.
- Łucja? - zdziwił się - A co ty tutaj robisz?
- Przyszłam sprawdzić czy aby przypadkiem się nie obijasz...
- I jak?
- Wzór na postać kanoniczną funkcji kwadratowej.
- Co?
- Sprawdzam czy poprawiłeś swoje umiejętności matematyczne.
- Ale po co mi wzór na postać kanoniczną funkcji kwadratowej w policji?
- No wiesz - wzruszyłam ramionami, jednocześnie stukając długopisem o biurko - Nigdy nie mów nigdy. A wzór to f(x) = a(x-p)2 + q. Pała.
- Wybacz, ale nigdy nie byłem dobry z matmy - roześmiał się - Ale za to mogę bez zająknięcia wyrecytować ci "Inwokację"...
- Litwo, Ojczyzno moja... - zaczęłam.
- Da się ciebie czymkolwiek zagiąć? - zapytał rozbawiony.
- Nie - rzuciłam triumfalnie - Chodziłam do szkoły trzynaśnie lat wcześniej, a pamiętam więcej od ciebie, widzisz?
- Dwanaście - poprawił mnie.
- Tak? - uniosłam brwi - Jak to sprawdziłeś?
- Od mojego rocznika 90 potrafię jeszcze odjąć twój 78...
- Brrr - wzdrygnęłam się - Nie przypominaj czterdziestolatce takich rzeczy, Kornuś.
- Oj tam, nie przesadzaj. Mówią, że życie zaczyna się po czterdziestce.
- Dobra, dobra młody. Wracaj do pracy. Widzimy się w poniedziałek - wstałam z fotela.
- W poniedziałek? - zmarszczył czoło - Chyba zapomniałaś, że jutro idziemy na kolację...
- Nic nie zapomniałam - uderzyłam go w ramię.
- Muszę o ciebie zadbać. Jesteś ewidentnie za chuda - stwierdził.
- Nie umawiam się z kolegami z pracy - przypomniałam.
- A kto powiedział, że to będzie randka?
- Twój wyraz twarzy - rzuciłam, po czym bez słowa opuściłam pomieszczenie.
(...)
Dochodziła osiemnasta.
Znudzona krzątałam się po mieszkaniu. Usiadłam na sofie i z kieszeni spodni wyciągnęłam wizytówkę otrzymaną dzisiaj rano. Zaczęłam obracać ją w dłoniach. Po długich przemyśleniach w końcu doszłam do wniosku - dlaczego nie?- Madej, słucham?
- Cześć... - wykrztusiłam.
- Przepraszam, ale kto mówi?
- Łucja, poznaliśmy się dzisiaj rano...
- A! - wtrącił - Cześć, Łucja!
- Dzwonię tylko zapytać... wszystko w porządku z twoim telefonem?
- Tak - oznajmił - Nie przez takie kolizje przechodził.
- To dobrze...
- Właśnie o tobie myślałem, wiesz? - zmienił temat.
- T-tak?
- Tak. I tak się zastanawiałem czy zadzwonisz czy nie i chyba ściągnąłem cię myślami.
- A widzisz.
- Nie mieliśmy okazji porozmawiać rano... to może dałabyś się zaprosić na kolację?
- Na kolację? - powtórzyłam.
- Chyba, że już jadłaś? - roześmiał się - W takim razie możemy wybrać się na jakiegoś drinka.
- No nie wiem...
- Nie daj się prosić. Podjadę po ciebie o... dwudziestej? Pasuje ci?
- No... właściwie czemu nie...
- No to jesteśmy umówieni. Wyślij mi swój adres SMS-em. Do zobaczenia.
- Mhm...
Połączenie zakończone.
Wypuściłam powietrze z płuc i szybko schowałam twarz w swoich dłoniach. Ty już do reszty oszalałaś - pomyślałam. Prychnęłam śmiechem, po czym szybko zeskoczyłam z sofy i pobiegłam do sypialni.
Miałam dwie godziny, które minęły w błyskawicznym tempie. Ubrałam na siebie czarną, przylegającą sukienkę, czerwone szpilki i wykonałam mocniejszy makijaż, kończąc go pomadką pod kolor butów. Na dobrą sprawę nie pamiętałam, kiedy ostatnio miałam okazję wyjść gdzieś towarzysko.
- Łucja...? - usłyszałam, kiedy wyszłam przed blok. Spojrzałam na nadawcę owej wiadomości, na którego twarzy na mój widok pojawiło się niemałe zdziwienie - Wychodzisz?
- Kornel? A co ty tutaj robisz? - zapytałam.
- Ja...
Naraz oboje usłyszeliśmy dźwięk klaksonu samochodu. Nasz wzrok skierował się na Mercedesa stojącego zaraz przy drodze.
- Przepraszam, ale muszę już iść - ucięłam.
- Jesteś z kimś umówiona...?
- Może jestem - wzruszyłam ramionami - Może nie jestem.
- Jasne... - spuścił głowę - Kilka bloków dalej mieszka moja babcia i... właśnie idę ją odwiedzić.
- No, to na razie - uśmiechnęłam się.
- Miłej zabawy - rzucił, a potem zawrócił do swojego samochodu.
- A nie miałeś iść do babci? - zawołałam za nim.
- Podjadę - westchnął - Podjadę...
CZYTASZ
Łucja Wilk - Sound Of Silence
FanfictionPo przejściu z warszawskiego wydziału kryminalnego do Interpolu, życie Łucji w końcu zaczyna się układać. Kobieta jest zdecydowaną indywidualistką, która w pełni realizuje się zawodowo i niepotrzebuje do tego celu niczego ani nikogo. Nie chce wchodz...