15

8 1 0
                                    


W momencie kiedy usiadłam, zeszło ze mnie powietrze. Musiałam przez cały ten czas wstrzymywać oddech.
-Wszystko w porządku ?- Will był zaniepokojony, wpatrywał się w moją twarz, tak jakby była ona zrobiona z kruchej porcelany. Pewnie bał się, że jeden cios może roztrzaskać ją na kawałki.
-Tak-przęłknęłam gorzką ślinę-Nie-uniósł brwi- Sama już nie wiem- spojrzałam przed siebie i oparłam głowę o szybę. Było ona zimna, ale dobrze mi to zrobiło. Miałam wrażenie, że moje ciało wypełnia ogień, którego nie da się ugasić- Po prostu jedź.
-Możesz mi się wygadać. Postaram ci się pomóc- miałam mu powiedzieć, że to przez niego, po części się tak czułam? Wyznać mu, że to przez niego tonę ? Przed wyprowadzką czułam się jak statek, którego kotwica była tak silna, że nic nie mogło by go ruszyć. W momencie, kiedy znalazłam się w tym miasteczku, zostałam jej pozbawiona. Teraz, mój jacht walczy z wewnętrznym sztormem, który z dnia na dzień robi się coraz silniejszy. W końcu przyjdzie taki dzień, gdy zatonę i zniknę na wieki.
-Po prostu muszę zapomnieć. Uciec jaknajdalej stąd. Chciała bym znaleść się teraz na końcu świata, chociaż to i tak nie
posprzątało by tego bałaganu. Czasami zmiatanie rzeczy pod dywan, tylko pogarsza sprawę i nagromadza nowe śmieci.

-W takim razie, musimy kupić ci odkurzacz- w innych okolicznościach pewnie bym się zaśmiała, ale na pewno nie teraz.
-Przepraszam, miałem tylko na myśli to, iż na pewno wszystko się ułoży. Wystarczy trochę czasu i poświęcenia. W końcu bez pracy nie ma kołaczy. Czasami jak mówisz, mam wrażenie, że słyszę samego siebie. Tylko, że ty w przeciwieństwie do mnie promieniejesz jak słońce, a ja jestem tylko księżycem spośród wielu innych. Znajduje się w cieniu innych i zawsze będę się w nim znajdował- obydwoje byliśmy do siebie podobni. Twardzi i weseli na zewnątrz, smutni i wrażliwi w środku. Byłam bardzo wyczulona na krzywdę innych. Nie potrafiłam zrozumieć tego, jak ktoś dla zabawy zabijał zwierzęta. Zabawy w szkole typu ,,kto pokona najwiecej mrówek", były dla mnie potwornością. Te małe zwierzątka, też miały prawo do życia. Ktoś pozbawił je go, żeby się pośmiać. Co gdyby nagle pojawił się olbrzym, który zaczął by wybijać nas po kolei ? Byli byśmy jak te robaki, które są zbyt głupie i wolne, żeby mogły się uchronić.
-O czym tak myślisz ? - musiał mnie obserwować. Pokonaliśmy już parę kilometrów, a ja cały czas wpatrywałam się w ten sam punkt.
-Nad tym dokąd jedziemy. Nie porywasz mnie, prawda ?- nawet jeśli, była bym najszczęśliwszym zakładnikiem na świecie.
-Można tak powiedzieć. Będzie to jednak inna jego forma. Pragnę zniewolić cię tylko dlatego, żebyś mogła choć na chwile zapomnieć o tym co złe- poetą też mógłby zostać.
-Wątpię żeby to się udało, ale co mi szkodzi ?-próbowałam chociaż rozpoznać kierunek w którym zmierzaliśmy, ale moja orientacja w terenie była tragiczna. Jedyne co udał mi się wychwycić to, to że zmierzaliśmy ku bardziej zielonej i starej części miasta. Na poboczach leżały stare auta i inne śmieci. Podobało mi się tutaj, czułam się tak jakbym cofnęła się w czasie.

Po dobrej godzinie, zatrzymaliśmy się przy opuszczonym, ogromnym stadionie. Żałowałam, że nie zabrałam ze sobą aparatu. Prezentował on się bajecznie. Stare bramki były w całości porośnięte przez różne kwiaty i bluszcze. Żółte, plastikowe siedzenia kontrastowały z zielonym boiskiem, który nadawał magi temu miejscy
Obiekt  ten był tak ogromny, jak moja radość na widok tego cudeńka. Nie wiedziałam, że to miasto może posiadać taki bajer. Dlaczego nie słyszałam o nim wcześniej ?
-Podoba ci się ?- Will podał mi rękę, żeby pomóc mi przejść przez płot. Chciałam powiedzieć, że sobie poradzę, ale chciałam dotknąć jego dłoni.
- Jest tutaj tak pięknie. Dziwie się, że tutaj nikogo oprocz nas nie ma. Możemy tu przebywać ? -dziwiło mnie to, że teren nie był strzeżony ani w żaden sposób zabezpieczony.
- Nawet jeśli nie, to nic się nam nie stanie. Ludzie tutaj nie chodzą, bo widzą tylko zarośnięte ruiny, które nadają się do wyburzenia. Nie jeden inwestor pewnie postawił by tu centrum handlowe.
- Nie wiedzą co tracą - szłam za nim, w kierunku środkowych trybun.
- Kiedyś to miejsce było bardzo znane, nasze miasteczko posiadało drużynę piłkarską. Wygrywali mnóstwo rozgrywek i byli znani w całym stanie. Nie była to liga podwórkowa, ale taka na wysokim poziomie. Twarze zawodników prawie co dziennie można było znaleść w gazecie, a dziewczyny piszczały na ich widok i cieszyły się z najmniejszego całusa w policzek- patrzył przed siebie, jakby widział w tym wszystkim piękno, którego nikt inny oprócz niego nie mógł dostrzec-Pewnego dnia kapitan drużyny miał wypadek. Stracił nogę i już nigdy się po tym wypadku nie pozbierał. Był najlepszym zawodnikiem, któremu wróżono na prawdę wielka karierę i przyszłość-spuścił głowę i zacisnął pięść- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten człowiek jest moim ojcem- gdy to powiedział poczułam jego ból i tęsknotę za ojcem- Najgorsza w tym wszystkim jest myśl, że to przeze mnie-wbił sobie paznokcie w skórę, a z jego oczu popłynęła łza. Podniosłam dłoń by ja otrzeć, ale on ją tylko odsunął.
- Moja mama leżała, w szpitalu ze mną. Był to dzień moich narodzin. Miał być on najpiękniejszym dniem w ich życiu, a stał się on dla nas wszystkich najgorszym koszmarem. Czuje się jak potwór, gdy o tym myśle. Oni byli tacy młodzi...Mieli zaledwie dziewiętnaście lat, kiedy zdecydowali się na mnie- jego głos się załamywał. Bałam się o to, że zaraz sam zegnie się i już więcej nie podniesie- Ojciec miał wtedy najważniejszy mecz, który decydował o reszcie jego życia. Był on wielką szansą i okazją do tego by mógł zaistnieć. Dla niego jednak, rodzina zawsze była na pierwszym miejscu-chwycił moją dłoń, tak jakby sprawdzał czy nadal żyję a ja jestem prawdziwa. Jego dłoń była zimna, więc splecioną z moją schowałam do kieszeni kurtki- W momencie kiedy dowiedział się, że zaczął się poród, po prostu zszedł z boiska i pojechał wspierać moją mamę. Może wydawać się to romantyczne i nawet by takie było, gdyby nie to, że pędził on tak szybko, że nie wyrobił na zakręcie. W prawdziwe dojechał do szpitala, ale już bez nogi, nieprzytomny w karetce. Stracił tyle krwi, że lekarze bali się w ogóle o to czy przeżyje. Godzin, minuta, sekunda potrafiły zniszczyć mu życie. Zrobiły to tak samo jak ja-spojrzał na mnie. Jego oczy były pełne bólu i poczucia winny. Bałam się, że zaraz pęknie a razem z nim ja.
- Podobno przed wypadkiem był inny, uśmiechał się do wszystkich i czerpał przyjemności z najmniejszych rzeczy. Nie pamiętam tego jaki był, gdy bylem bobasem. Byłem zbyt mały, żeby to zapamiętać. Został mi jednak w pamięci ten stadion, na którym uczył mnie grać. Proteza zastąpiła mu wózek inwalidzki, ale nie przywróciła mu pełnej sprawności. Był on moim trenerem i każdy weekend spędzał on ze mną tutaj. Kochałem to, chciałem spełnić jego marzenia, chociaż nawet nie dorównywałem mu do pięt. Nigdy też nie umkną mi fragmenty ich kłótni. Nie ważne jak bardzo starał bym się zapomnieć, nie potrafię wymazać tych obrazów z mojej pamięci. Mama obwiniała się za to, że nie próbowała go zatrzymać, a ojciec z kolei wściekał się o to, że ona myśli w ten sposób. Czasami odnosiłem wrażenie, że patrząc na mnie widzi tylko wypadek.
- -Tak mi przykro, nie powinieneś mówić że zniszczyłeś wszystko co było dla nich najważniejsze. Urodziłeś się, nic za to nie mogłeś. Byłeś tylko małym chłopcem, który nie wiedział sam czym tak na prawdę jest. Nie mogłeś nic zrobić, czasu też nie cofniesz. Nikt nie ponosi winny, a na pewno nie ty-przytuliłam go, było mi go tak potwornie żal. Wtulił się on w moją szyje i zaczął szlochać. Głaskałam go tak długo po głowie dopóki się nie uspokoił.

Never let me goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz