1.

1K 22 3
                                    

Dzisiaj minęły idealnie dwa tygodnie. Przez te dwa tygodnie, zdaniem mamy, chodziłam wiecznie odcięta od rzeczywistości. A ja po prostu zastanawiałam się jak to wszystko może wyglądać. Moje marzenie wreszcie się spełniło, z czego się cieszę. Lecz jestem przygotowana, że mogę się nie dostać. Dzisiaj pewnie będzie dużo mężczyzn, silniejszych i mocniejszych ode mnie siłą czy posturą, co pewnie im ułatwi sprawę.

Już wczoraj postanowiłam się spakować, by dziś nie nałapać się dodatkowych nerwów, z tym, czy wszystko spakowałam.

Równo o 11 siedzieliśmy już w terenowym samochodzie Matta, by pojechać na miejsce kampusu. Z każdą minutą stres rósł we mnie, co mi się nie podobało. Co jeśli ci mężczyźni mnie wyśmieją? Nie, nie mogę tak myśleć.

Droga, całe szczęście, nie była długa. Jechaliśmy niecałe trzydzieści minut, co poszło na moją rękę. Wjeżdżając na teren obozu zauważyłam dużą część osób stojących lub siedzących w jednym z miejsc. Przeważała płeć męska, ale zauważyłam kilka dziewczyn, które również chciały się dostać do wojska.

- Chodź. Bagaż zostaw na razie w bagażniku- powiedział mężczyzna parkując przy jednym z budynków

Samochód Matta był terenowy, czyli był wyższy niż te "normalne" samochody. Otworzyłam drzwi zeskakując z siedzenia. Mężczyzna zaczekał na mnie przy drzwiach, trzymając je. Całe szczęście drzwi nie były widoczne dla reszty osób, które stały za zakrętem.

Pewnie jakby ktoś się dowiedział, że tak jakby jesteśmy rodziną, to pewnie nie miałabym życia. Jakbym się dostała oczywiście.

Idąc w jakimś kierunku, znanym jedynie dla Matta, przeszliśmy przez dwa korytarze. Końcowo dotarliśmy na, jeśli mogę to tak nazwać, stołówkę czy też większy pokój z dwoma stołami na których były różne rzeczy do zrobienia sobie herbaty, kawy oraz znajdowały się tam jakieś przekąski.

Wszyscy w tym pomieszczeniu mieli na sobie mundury wojskowe. Oprócz jednego, który akurat przechodził do kolejnej dwójki osób by z nimi porozmawiać.

- Smith do mnie!- powiedział głośniej Matt

Dyskretnie rozejrzałam się po sali, by zobaczyć kto to jest Smith. Wzrok odwrócił mężczyzna o którym mówiłam wcześniej. Był niewiele niższy od Matta, który był cholernie wysoki, miał brązowe włosy, tego samego koloru oczy, kilkudniowy zarost oraz zniewalający uśmiech, który rzucał, chyba, do każdego.

Ruszył w naszą stronę wcześniej przepraszając osoby, z którymi zaczął rozmowę. Szedł pewnym krokiem wpatrując się z uśmiechem na Matthew'a. Stałam koło niego trochę niepewnie. Co prawda nikt ze zgromadzonych tutaj nie zwrócił na mnie uwagi, ale czułam się dziwnie.

- Witam majorze- przywitał się z nim

- Nie musisz tak oficjalnie- zaśmiał się uciskając dłoń mężczyzny przed nami- Chciałbym żebyś poznał Vee, która będzie próbowała się tu dostać.

- Diego miło mi- wystawił rękę w moją stronę

- Vee- ucisnęłam jego dłoń delikatnie odwzajemniając uśmiech

- Za piętnaście minut musimy wyjść. Więc trzeba się przebrać

- Dobrze- zaśmiał się znów- Vee możesz iść po bagaże. Samochód jest otwarty

Kiwnęłam głową i wyszłam na podwórko. Podeszłam do auta i z bagażnika wyjęłam torbę sportową w którą byłam spakowana. Ramiączko o które była przyczepiona torba, zawiesiłam sobie na ramieniu.

- Hej niunia. Poradzisz sobie?- jakiś mężczyzna rzucił w moją stronę

Stał po mojej prawej. Był wysoki, z całkiem dobrze wyrzeźbionym ciałem oraz chytrym uśmiechem na swojej twarzy. Od razu go znielubiłam. Denerwują mnie pewne siebie osoby, które myślą, że są "cool", ale często im się nie udaje. Na przykład mu w tym momencie

Wojsko, czy to tak wiele? {ZAWIESZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz