VI

147 19 3
                                    

Przywódca kliki z dzielnicy nazywanej Chlewem rozmawiał właśnie ze swoim dobrym przyjacielem i zastępcą - Flintlockiem. Mawia się, że wąsaty mężczyzna jeszcze nigdy nie chybił - i szczerze powiedziawszy, nikt nie chce sprawdzać na własnej skórze, czy to prawda.

Ogromny, stary budynek z oknami, które były poobijane deskami, roił się od różnorakich osób. Wysocy, niscy, biali, czarni lub żółci, faceci i kobiety - wszystkich ich łączyła jednakże pewna cecha - należeli do gangu Piratów.

Organizacja początkowo nie miała planów przestępczych, wprost przeciwnie - dwadzieścia lat temu założyciel pragnął przede wszystkim pokoju, nie walk. Do głównych zadań członków należała obrona ludzi słabszych i pomoc biednym, bo z takich grup społecznych najczęściej przystępowano. Wszystko zmieniło się jednak, gdy do ataku wkroczyła policja.

Wojna trwa do dziś.

Dokładna liczba klik jest nieznana - naliczono ich póki co około dziesięciu w samej stolicy, co wydaje się faktem niepokojącym dla tutejszych władz. Co gorsza, rozwój gangu nie zamierza stać w miejscu, a ten fakt powiększa desperację.

- Szefie — odezwał się jeden z psów, czyli ludzi odpowiedzialnych za brudną robotę: kradzieże, napady i morderstwa. Byli oni często cenieni za swoje osiągnięcia dla organizacji.

- Nie przerywaj nam, Bolobo. Rozmawiamy — mruknął zastępca, krzyżując swe wytatuowane ramiona.

- W porządku, Flintlocke — odparł spokojnym tonem jego przełożony. - O co chodzi?

Wąsaty spojrzał zniesmaczony w stronę brodatego mężczyzny, który wyglądem przypominał Jezusa po siłowni.

- Mamy trzech chętnych. Są gotowi — poinformował pies. - Wpuścić?

- Wpuścić — rozkazał szef, nazywany przez członków Fulgurem.

Długobrody przytaknął i odszedł na chwilę, wykrzykując w kierunku pozostałych jakieś polecenia.

- Stawiam, że tylko jeden da radę — stwierdził do przyjaciela Flintlocke.

- Trochę więcej wiary — zaśmiał się krotko szef kliki.

- Dobrze wiemy, jak ostatnio wygląda sytuacja, Jay.

Rudowłosy spojrzał w stronę zastępcy. Nie zdążył jednakże zareagować, gdyż usłyszeli okrzyk jednego z członków tuż obok.

- Nowi już są, szefie!

Fulgur odwrócił wzrok w prawą stronę - stało tam już trzech ochotników, otoczonych przez całą roześmianą bandę. Mężczyzna podszedł po chwili, a przy jego ramieniu towarzyszył mu Flintlocke.

- Ile czasu? — spytał.

- Dwa tygodnie, szefie.

- Krótko — stwierdził pod nosem, przyglądając się nowo przybyłym.

Należeli do płci męskiej, co delikatnie rozczarowało gangsterów. Gdy zgłaszały się kobiety, podczas inicjacji miały do wyboru dwie opcje: zostać zgwałconą przez co najmniej trzech facetów lub pozwolić sobie na pobicie przez piętnaście sekund. Ochotniczki decydowały się zazwyczaj na pierwszą z nich, lecz to wcale nie miało pozytywnych skutków. Do końca uważano je potem bardziej za prostytutki, osoby, którymi można się zabawić, niżeli za prawdziwe członkinie i nie traktowano je z szacunkiem.

Jay zrobił sobie beztroski obchód, przechodząc obok każdego z nich. Pierwszy, platynowy blondyn, drżał ze strachu, co jedynie rozbawiło przywódcę. Kolejny patrzył szefowi odważnie prosto w oczy, uśmiechając od ucha do ucha, jednakże, jego drobne ciałko wyglądało marnie wśród otaczających go gangsterów. Ostatni wzrok miał zwrócony przed siebie, czarne, krótkie włosy sięgały mu do uszu i był bardzo blady. Cienie pod oczami wskazywały na delikatnie przemęczenie.

Krawat |NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz