Przywódca kliki z dzielnicy nazywanej Chlewem rozmawiał właśnie ze swoim dobrym przyjacielem i zastępcą - Flintlockiem. Mawia się, że wąsaty mężczyzna jeszcze nigdy nie chybił - i szczerze powiedziawszy, nikt nie chce sprawdzać na własnej skórze, czy to prawda.
Ogromny, stary budynek z oknami, które były poobijane deskami, roił się od różnorakich osób. Wysocy, niscy, biali, czarni lub żółci, faceci i kobiety - wszystkich ich łączyła jednakże pewna cecha - należeli do gangu Piratów.
Organizacja początkowo nie miała planów przestępczych, wprost przeciwnie - dwadzieścia lat temu założyciel pragnął przede wszystkim pokoju, nie walk. Do głównych zadań członków należała obrona ludzi słabszych i pomoc biednym, bo z takich grup społecznych najczęściej przystępowano. Wszystko zmieniło się jednak, gdy do ataku wkroczyła policja.
Wojna trwa do dziś.
Dokładna liczba klik jest nieznana - naliczono ich póki co około dziesięciu w samej stolicy, co wydaje się faktem niepokojącym dla tutejszych władz. Co gorsza, rozwój gangu nie zamierza stać w miejscu, a ten fakt powiększa desperację.
- Szefie — odezwał się jeden z psów, czyli ludzi odpowiedzialnych za brudną robotę: kradzieże, napady i morderstwa. Byli oni często cenieni za swoje osiągnięcia dla organizacji.
- Nie przerywaj nam, Bolobo. Rozmawiamy — mruknął zastępca, krzyżując swe wytatuowane ramiona.
- W porządku, Flintlocke — odparł spokojnym tonem jego przełożony. - O co chodzi?
Wąsaty spojrzał zniesmaczony w stronę brodatego mężczyzny, który wyglądem przypominał Jezusa po siłowni.
- Mamy trzech chętnych. Są gotowi — poinformował pies. - Wpuścić?
- Wpuścić — rozkazał szef, nazywany przez członków Fulgurem.
Długobrody przytaknął i odszedł na chwilę, wykrzykując w kierunku pozostałych jakieś polecenia.
- Stawiam, że tylko jeden da radę — stwierdził do przyjaciela Flintlocke.
- Trochę więcej wiary — zaśmiał się krotko szef kliki.
- Dobrze wiemy, jak ostatnio wygląda sytuacja, Jay.
Rudowłosy spojrzał w stronę zastępcy. Nie zdążył jednakże zareagować, gdyż usłyszeli okrzyk jednego z członków tuż obok.
- Nowi już są, szefie!
Fulgur odwrócił wzrok w prawą stronę - stało tam już trzech ochotników, otoczonych przez całą roześmianą bandę. Mężczyzna podszedł po chwili, a przy jego ramieniu towarzyszył mu Flintlocke.
- Ile czasu? — spytał.
- Dwa tygodnie, szefie.
- Krótko — stwierdził pod nosem, przyglądając się nowo przybyłym.
Należeli do płci męskiej, co delikatnie rozczarowało gangsterów. Gdy zgłaszały się kobiety, podczas inicjacji miały do wyboru dwie opcje: zostać zgwałconą przez co najmniej trzech facetów lub pozwolić sobie na pobicie przez piętnaście sekund. Ochotniczki decydowały się zazwyczaj na pierwszą z nich, lecz to wcale nie miało pozytywnych skutków. Do końca uważano je potem bardziej za prostytutki, osoby, którymi można się zabawić, niżeli za prawdziwe członkinie i nie traktowano je z szacunkiem.
Jay zrobił sobie beztroski obchód, przechodząc obok każdego z nich. Pierwszy, platynowy blondyn, drżał ze strachu, co jedynie rozbawiło przywódcę. Kolejny patrzył szefowi odważnie prosto w oczy, uśmiechając od ucha do ucha, jednakże, jego drobne ciałko wyglądało marnie wśród otaczających go gangsterów. Ostatni wzrok miał zwrócony przed siebie, czarne, krótkie włosy sięgały mu do uszu i był bardzo blady. Cienie pod oczami wskazywały na delikatnie przemęczenie.
CZYTASZ
Krawat |Ninjago
ActionAgent CIA od początku zdawał sobie sprawę, w jaki syf stawia swoje nogi. Miał tylko nadzieję, że uda mu się z niego szybko wydostać. Cóż, nadzieja matką głupich, prawda? Gdy gang obarczany był mianem przyczyny, przez którą miasto zostało nazwane "Bu...