2. Jak to się poddał?

1.3K 153 19
                                    

Dwójka mężczyzn siedziała w ciszy w ogromnym salonie niebieskowłosego. Taehyung zajął miejsce na wygodnej kanapie, podczas gdy jego ochroniarz usiadł w fotelu naprzeciwko.

Na szklanym stole przed nimi leżał telefon z głośnikiem ustawionym najgłośniej jak się tylko da. Według wstępnych orzeczeń ratowników, Jungkook został postrzelony strasznie blisko prawej komory serca, albo kula nawet o nią zahaczyła.

W chwili, w której oni siedzieli w ciepłej willi idola, Jeon walczył o życie na sali operacyjnej.

— Dlaczego nie możemy tam po prostu pojechać? Jungkookowi na pewno przydałoby się wsparcie na miejscu — wypalił w końcu, niecierpliwiąc się.

Taehyung nigdy nie należał do osób, które grzecznie czekają na udzielenie im odpowiedzi. On po prostu musiał ją znać od razu, bez chwili zastanowienia.

Nie rozumiał zresztą, dlaczego Seokjin zabronił mu jechać do szpitala, zamiast tego przyjeżdżając z nim do domu.

— Przecież lekarz obiecał, że zadzwoni, gdy tylko operacja się skończy. Skoro telefon jest cicho, Jeon dalej jest pod skalpelem — wytłumaczył, zakładając nogę na nogę.

Nie chciał tego po sobie pokazać, ale on również strasznie bał się o młodszego kolegę. Kiedy Taehyung zemdlał, wręcz błagał Jungkooka, żeby ten nie zamykał oczu.

Jednak przy piosenkarzu musiał udawać, że wszystko jest w porządku.

— Powiedz chociaż, że złapali tego idiotę, który chciał mnie zabić — odparł, kładąc się na kanapie.

Nie raz słyszał o zamachach podczas koncertów, ale nigdy nie sądził, że kiedyś on będzie takim celem. Tym bardziej nie spodziewał się, że ktokolwiek będzie chciał oddać za niego swoje życie.

— Zaufani ludzie sprawdzają nagrania z kamer i starają się dopasować cokolwiek z tym momentem, w którym zauważył go Guk. Na razie oni też się nie odzywają, więc podejrzewam, że nie mają nic — odpowiedział.

Taehyung wypuścił głośno powietrze z płuc i zamknął oczy. Tak bardzo chciał, by to wszystko okazało się snem.

Bał się, że jego odważny ochroniarz nie będzie na tyle silny, aby wygrać walkę ze śmiercią.

Chciał, żeby dźwięk komórki w końcu rozniósł się po pokoju, a lekarz powiedział im, że Jungkookowi nic nie jest.

— Dlaczego Jeon nie miał żadnej kamizelki czy czegoś takiego? Przecież wy zazwyczaj je nosicie — zapytał, otwierając oczy.

Skierował swój wzrok na Seokjina, który dalej siedział wygodnie w fotelu i wpatrywał się w cichy telefon.

— Bo nie było takiej potrzeby, Taehyung. Każdy gość miał zostać dokładnie sprawdzony. Ty nie dostałeś nigdy żadnych gróźb, nie miałeś nawet szalonych psychofanów. Po prostu myśleliśmy, że jest bezpiecznie, jak zawsze — odpowiedział, przelotnie patrząc na niebieskowłosego.

Taehyung energicznie podniósł się znowu do siadu, aby potem w końcu ustać na nogi. Włożył dłonie w kieszenie spodni i po prostu zaczął chodzić w kółko.

Obkrążał na zmianę stolik, kanapę, albo po prostu przemierzał salon bez celu.

— Dalej mi nie powiedziałeś, czemu nie możemy jechać do szpitala — przypomniał sobie, stając przed swoim ochroniarzem.

Seokjin jedynie przekręcil teatralnie oczami i wypuścił głośno powietrze z płuc, kierując wzrok na piosenkarza.

— Jesteś osobą publiczną, zapomniałeś o tym? Gdyby jakiś paparazzi znalazł się w budynku i zrobił ci zdjęcie jak czekasz rozemocjonowany przed salą operacyjną, myślisz, że jakie byłyby nagłówki? Przecież wiesz, że reporterzy są mistrzami w interpretowaniu — odparł.

— Jeon jest moim ochroniarzem, to byłoby normalne! A ty jak zwykle przesadzasz, bawiąc się w moją matkę — rzucił, kolejny raz siadając na kanapie.

Seokjin już miał coś odpowiedzieć, kiedy wreszcie rozbrzmiał tak długo wyczekiwany dźwięk przychodzącego połączenia.

Ochroniarz natychmiast chwycił za urządzenie, po czym odebrał i przyłożył telefon do ucha.

— Słucham? — odezwał się, a Taehyung uważnie obserwował mimikę jego twarzy.

Starał się rozszyfrować z niej cokolwiek, ale Seokjin najwidoczniej opanował całkiem nieźle panowanie nad emocjami.

Dopiero, gdy ten podziękował i się rozłączył, spojrzał na idola ze smutkiem wymalowanym na twarzy.

— Lekarze się pomylili. Kula jednak dosyć mocno przedarła jego serce. Starali się jak mogli, ale Jungkook się poddał - powiedział, a w oczach Taehyunga momentalnie pojawiły się łzy.

— Jak to się poddał? Przecież Jeon się nigdy nie poddaje — wyszeptał, kręcąc głową na boki.

Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy jego policzki zaczęły stawać się mokre od słonej cieczy.

— Słuchaj, Taehyung. Myślę, że trzeba ci załatwić jak najszybciej nowego ochroniarza. Wiesz, że nie mogę być tutaj z tobą całymi dobami, a Jungkook został zastrzelony. Dzisiaj jakoś uproszę Hyunjin i zostanę. Ale jutro szukamy ci kogoś nowego, jasne? — spytał.

Taehyung zaśmiał się lekceważąco i wstał z kanapy, kierując się do swojej sypialni.

— W dupie mam twoich ochroniarzy! Chcę pieprzonego Jungkooka! - krzyknął, wbiegając po schodach.

Zamknął się w swoim pokoju i rzucił na łóżko, lądując twarzą w policzkach. Teraz nie obchodziło go, czy ktoś zobaczy jego łzy.

Oczywiście, że bał się o swoje bezpieczeństwo i pewnie zgodziłby się na każdego, kto tylko by mu je zapewnił, ale nie potrafił tego powiedzieć.

Nie mógł uwierzyć, że nie zobaczy w swojej willi pewnego siebie, napakowanego Jeona. Przecież to on powinien być na jego miejscu, kula powinna przebić jego serce.

Nie zasługiwał, żeby ktokolwiek oddawał za niego życie, a jednak Jungkook to zrobić, a do tego się nie zawahał. Dobrowolnie przyjął strzał za kogoś takiego jak on.

Dlatego Taehyung postanowił po prostu płakać w samotności, jako podziękowanie dla Jeona.

Wierzył, że te wylane łzy chociaż trochę ucieszą martwego Jungkooka. Mimo iż on ciągle nie dopuszczał do siebie jego śmierci.

Dopiero gdy rano się obudził, a w kuchni zamiast bruneta, siedział Seokjin, popijając kawę. Wtedy zrozumiał, że już więcej nie zobaczy swojego ulubionego ochroniarza.

Blood Sweat & Tears | TaegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz