Powoli wstałem z łóżka. Weekend minął bardzo szybko... Za szybko. Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej pierwsze lepsze ubranie. Szybko je założyłem i zacząłem się pakować do szkoły. Polski... Fizyka... Historia... Czemu w poniedziałki mam prawie wszystkie najgorsze lekcje? Nieważne. Zapiąłem plecak i położyłem go pod ścianą. Poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kanapkę. Szybko ją zjadłem, umyłem zęby i byłem gotowy. Narzuciłem sobie na ramiona kurtkę oraz plecak, zabrałem klucze z półki i wyszedłem z mieszkania. Było jeszcze wcześnie, ale nie chciałem się spieszyć, a do szkoły mam spory kawałek. Słuchałem swojej playlisty idąc pomału przez park, gdy nagle zobaczyłem wiewiórkę. Kucnąłem i wyciągnąłem otwartą rękę przed siebie.
- Hej, nie bój się.- powiedziałem szeptem- Nie zrobię ci krzywdy. -powoli wyjąłem orzeszka z kieszeni. Zawsze je ze sobą biorę, bo często widuję tu te małe zwierzaki. Rudy ssak po chwili podszedł do mnie, obwąchał moją dłoń i nieufnie zabrał orzech, po czym uciekł z nim na drzewo. Uśmiechnąłem się do siebie, a następnie kontynuowałem moją drogę do szkoły. Gdy już stanąłem przed budynkiem wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. I znowu kolejne cztery dni powtarzania 'byle do piątku'. Podszedłem do swojej szafki, zmieniłem buty i zostawiłem kurtkę w środku. Zamknięcie jej zajeło mi chwilę, bo jak zawsze trafiła mi się rozwalona. Kopnąłem ją, a ona zamknęła się bez problemu. I nikt mi nie wmówi że przemoc nic nie zdziała. Wszedłem po schodach pod salę i usiadłem na parapecie.
'Mam jeszcze 20min do dzwonka' pomyślałem 'czyli 20min słuchania muzyki. Sweet'. Zamknąłem oczy i oddałem się całkowicie muzyce. Nie wiem ile czasu minęło, ale po chwili dostałem kuksańca w ramię. Otworzyłem oczy, by zobaczyć rozbawioną minę mojego kolegi.
- Hejka marzycielu!
- Siema David...
- Czego znowu słuchasz?
- Serio cię to interesuje?
- Tak w sumie to niezbyt, ale chciałem podtrzymać konwersację- zaśmiałem się- No to gadaj, co robiłeś przez weekend?
- Generalnie, to nic. Lekcje, rower, odpoczynek, standard. A ty?
- Ja pojechałem nad pobliskie jezioro ze starymi.
- Nieźle.
- Dobra, pytanie. Dasz spisać polski?
- Znowu? Ech... No dobra. Tylko idź gdzieś bo nie chcę przypału. -powiedziałem dając mu ćwiczenia.
- Jasne, dzięki mordo, dupę mi ratujesz! -odpowiedział w biegu z dwiema książkami w dłoniach i długopisem w zębach. Zaśmiałem się pod nosem i wróciłem do mojej muzyki. Chwile później usiadł pod salą kolejny chłopak. Niski szatyn w okrągłych, dużych- trochę ZA dużych jak na moje- okularach, piegowatej twarzy oraz pięknych, piwnych oczach.... CZEKAJ CO? Co ja mówię? Brzmię jak jakiś pedał... Um... Nieważne. Nie spędzam z nim dużo czasu, zresztą jak każdy. Prawie zawsze siedzi sam na uboczu i pisze coś w swoim zeszyciku. Nie przeszkadza mi, nie wchodzi mi w drogę ale też nie za bardzo mnie nie obchodzi. Pomału cała klasa zaczęła się gromadzić. W międzyczasie wrócił David z ćwiczeniami od polaka.
- Co ci to tak długo zajęło?
- Facetka prawie mnie przyłapała, ale zdążyłem się schować w kiblu... ale....
- Ale? - uniosłem pytająco brew
-... ale w babskim... - roześmiałem się i delikatnie walnąłem go w głowę moimi ćwiczeniami
- Debil
- Ehej! Nie moja wina!
- Dobra, oczywiście to była wina ocieplenia klimatu. - David parsknął śmiechem. W tym momencie zadzwonił dzwonek
- Lepiej chodźmy do sali.
- Ok... Panie przodem~ -powiedziałem za co zostałem walnięty w brzuch.
- No to jesteśmy kwita. -po tym weszliśmy do sali.
Lekcje były dość nudne, ale szybko minęły. Nie licząc fizyki... Ta kobieta jest straszna. Ostatni był w-f. Graliśmy w siatkę, spoko. Mój ulubiony sport. Moja drużyna była dość mocna, więc wygraliśmy oba sety i mogliśmy wyjść przebrać się wcześniej, podczas tego przegrani sprzątali siatkę i piłki. Pomogłem im mimo tego, bo oczywiście psor musiał wyznaczyć tego najsłabszego do niesienia słupa. Przez chwilę patrzyłem jak Nathan mocuje się z wyjęciem tego metalu z podłogi. Bez słowa podniosłem go i odłożyłem na półkę.- D-dzięki... -powiedział nieśmiało i poszedł do szatni. Ja zresztą też. Szybko przebrałem się i poczekałem chwilę na Davida. Razem pożegnaliśmy się z chłopakami i zeszliśmy do szafek.
- Do jutra!- powiedział idąc do swojej szafki, która była dalej od mojej.
- Nara- odpowiedziałem użerając się z zamkiem. Po chwili nareszcie puścił, a ja mogłem założyć kurtkę i buty. Znowu padało... Ach... Wiosna. Kocham. Założyłem kaptur i wyszedłem że szkoły mówiąc jeszcze "do widzenia" szatniarkom. Gdy wracałem zaczęło jeszcze bardziej padać, a ja nie wziąłem parasolki. Naciągnąłem tylko mocniej kaptur i przyspieszyłem kroku. Kiedy szedłem koło ulicy, na ostatniej prostej do domu jakieś spore auto wjechało w kałużę, całego mnie przy tym ochlapując. Ten dzień dużo lepszy być nie może... Wszedłem do domu i poszedłem od razu do łazienki przebrać się w coś suchego. Włożyłem brudne ubrania do kosza na pranie. Jak zawsze taty nie było w domu, pracuje do późna. Mieszkam tylko z nim, bo mama pracuje i mieszka za granicą. Poszedłem do pokoju ciągnąc za sobą plecak. Szybko zrobiłem lekcje, nie było tego strasznie dużo. Gdy skończyłem postanowiłem w coś pograć. Ostatnio męczę się z 50/20 w UCN. Tak, wiem FNaF według większości umarł, ale ja tam dalej go lubię. Krzyknąłem kiedy dostałem jumpscare Toy Freddy'ego. 'If I get jumpscared, You get jumpscered! ' Zdążyłem zauważyć... Nienawidzę typa. Po kilkunastu, może kilkudziesięciu próbach poddałam się. Parę razy przegrałem na piątej. Tak blisko... Zobaczyłem na zegar. 17.56. Usiadłem na łóżku i zacząłem przeglądać mój instagram. Potem oglądałem różne bezsensowne filmiki na yt. Włączyłem sobie muzykę i poszedłem zrobić obiad. Zrobiłem dwie porcje, jedną zjadłem prawie od razu, drugą schowałem dla taty jak wróci. Zostawiłem kartkę na stole. 'Obiad w lodówce, odgrzej sobie. Dobranoc C:'. Pozmywałem naczynia i postanowiłem pójść na spacer. Zabrałem swoje nieodłącznie słuchawki i wyszedłem na dwór. Przez pół godziny łaziłem bez celu po mieście. Usiadłem, a raczej kucnął na ławce przy fontannie. Zobaczyłem Nathana, siedział na brzegu fontanny i jak zawsze coś pisał. Dość często go tu widzę. Jakiś chłopiec wypuścił papierowy statek na taflę wody. Jednak nie zabrał jej wystarczająco wcześnie, a ta od płynęła za daleko, by jej dosięgnąć. Wstałem i wziąłem z ziemi długi patyk, i z jego pomocą pomogłem małemu odzyskać jego własność. Po tym wróciłem do siedzenia na ławce. Niedługo zaczęło padać. Tym razem na szczęście wziąłem parasol. Jednak zauważyłem, że Nathan nie. Schował zeszyt pod bluzą, by nie przemókł. Przez chwilę myślałem czy mu pomóc. Jednak podszedłem, i rozkładając nad nim parasolkę zapytałem
- Daleko mieszkasz?
- Jakieś... 25 minut drogi stąd...
- Dobra, nie będziesz moknąć. Odprowadzę cię.
- Naprawdę?
- Tak, bez problemu.
- Dziękuję... - uśmiechnął się uroczo. Ej no co jest... Czemu tak mówię? Nie jestem homo.
- Dobra, prowadź- powiedziałem i ruszyłem za szatynem, osłaniając go od wody. Sam trochę mokłem, ale i tak miałem przeciwdeszczową kurtkę. Szliśmy tak w ciszy, aż odważłem się zapytać o coś, co męczyło mnie od dłuższego czasu.
- Tak właściwie, to co ty cały czas piszesz?
- Huh? -zdawał się być zaskoczony
- To, co ciągle piszesz w zeszycie. Jakieś opowiadanie, pamiętnik? Oczywiście jak nie chcesz mówić to nie musisz.
Po długiej chwili odpowiedział
- ...Opowiadanie...
- Oh. Spoko.
- To tutaj. Już mój dom. Jeszcze raz dzięki za podprowadzenie mnie
- Żaden problem. Do zobaczenia w szkole!
- Pa...!
Wróciłem do domu bez żadnych przeszkód. Umyłem się, założyłem pidżamę, zjadłem kolację i spakowałem książki na następny dzień. Położyłem się do łóżka i przeglądałem sobie jeszcze chwilę internet, a potem spróbowałem zasnąć. Jeszcze słyszałem, jak tata wraca do domu i oddałem się w objęcia Morfeusza.
CZYTASZ
Ten jeden raz...
RandomOkładkę zrobił @EthanoAngelo69 14 letni John jest normalnym chłopakiem chodzącym do szkoły podstawowej. Pewnego dnia jednak zostaje 'zmuszony' do bliższego zapoznania się z kolegą z klasy. Jak to się skończy? ! Uwaga ! • Jest to opowieść typu yaoi...