Napisałabym jakieś długie przeprosiny za to że umarłam na tak długo, ale szkoda na to czasu. Jak znajdziecie jakieś błędy, będę wdzięczna za wytknięcie. Enjoy <3
Przez następne kilka dni cała ich grupa wpadła w swego rodzaju rutynę, mimo że owa rutyna była przeplatana ciszą i niedomówieniami. Po pierwszym takim tygodniu Nico był skonsternowany - to co się działo nie uważał za normalne. Mimo to cała reszta przystosowała się do nowego porządku dnia bez większego sprzeciwu, a jako że miał w tym wszystkim najmniejszą rolę, nie pozostało mu nic innego jak zaakceptować taki stan rzeczy.
Zaczynało się od samego rana. Równo o siódmej budzik w komórce dzwonił, a on otwierał oczy, przeciągał się i głaskał panią O'Leary, która zdążyła mu już wskoczyć na kolana. Następnie wstawał z kanapy, którą okupował, nakładał tęczowy szlafrok, który dostał od Bianci na któreś urodziny, dawał zwierzakowi karmę i otwierał drzwi balkonowe, żeby trochę przewietrzyć. Około siódmej dziesięć wpadał Will i zaczynał robić śniadanie, a Nico szedł do swojego pokoju obudzić Hazel.
Budzenie dziewczynki miało to do siebie, że nigdy nie szło łatwo. Hazel nie chciała wstawać, mamrotała o pięciu minutkach, przewracała się z boku na bok, chowała głowę pod kołdrę. Dopiero gdy słyszała Lily za drzwiami, błyskawicznie zrywała się z łóżka i naciągała na siebie byle jakie ubrania, często nie pod kolor i nie do pary. Kończyło się na tym, że mała Solace jeszcze przed śniadaniem wjeżdżała na swoim wózku do pokoju Nico i wybierała dla Hazel odpowiednie ubrania.
Około siódmej trzydzieści wpadał najdziwniejszy duet świata - Ben i Percy, zawsze w tym samym czasie i zawsze niezadowoleni z tego faktu. Gdy zgraja była w komplecie, wszyscy siadali do śniadania.
Nagle przy wyspie zrobiło się niesamowicie ciasno, więc Nico zmuszony był uszczypnąć trochę z niebotycznej sumy, którą miał na koncie i na dniach kupić stół. Co prawda miał stolik, ale czteroosobowy, a taki nie wystarczył, więc wcisnął go w kąt. Stół postawił między wyspą kuchenną a ścianą, tak, by każdy mógł się swobodnie poruszać.
Na śniadanie schodziło im plus minus dwadzieścia minut, pełnych gadania, śmiechów i kłótni Bena z Percym. Siedząc pośrodku tej ekipy Nico nie słyszał własnych myśli - po jednej stronie śmiech Willa mieszał się z podniesionymi głosami Bena i Percy'ego, po drugiej stronie zazwyczaj trwała zażarta dyskusja na temat najprzystojniejszego księcia Disneya, najlepszej księżniczki albo innych rzeczy dotyczących bajek. Kiedy kończyli śniadanie, Percy chwytał kluczyki w dłoń i wszyscy wychodzili, żegnając się z nim po kolei. Nico nie miał pojęcia jak doszło do sytuacji, w której to Jackson podwoził wszystkich do szkół, wiedział jednak, że pierwszy przystanek miał przy szkole podstawowej, a drugi przy uczelni. Oznaczało to, że dzień w dzień, ponad kilkanaście minut jazdy do liceum, spędzał sam na sam z Benem i jeszcze żył. Było to co najmniej godne podziwu.
Ten dzień z pozorów nie różnił się niczym od pozostałych. Z jednym wyjątkiem. Dla Nico był to dzień przełomowy, ponieważ obudził się ze świadomością, że wszystko, wszyściutko pamięta. I nie miał pojęcia co z tym faktem zrobić.
W pierwszym odruchu chciał im wszystkim powiedzieć - zasługiwali na to. Jednak wspomnienia, które do niego wróciły wcale nie były przyjemne. Wręcz przeciwnie. Czuł ucisk w gardle za każdym razem, gdy próbował je przeanalizować. Kiedy więc standardowo o siódmej dziesięć wparował Will, z szerokim uśmiechem i z siostrą, głos uwiązł mu w gardle. Czuł się okropnie przez to jak go potraktował, miał mu tyle do powiedzenia, z resztą, jak im wszystkim, mimo to... Odsunął się i wpuścił ich do środka, po czym standardowo poszedł obudzić Hazel.
CZYTASZ
✓ Love Me || Percico
FanfictionDRUGA CZĘŚĆ SAVE ME Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, a problemy zamiast znikać, tylko się nawarstwiają. Zdezorientowany Nico próbuje na nowo odbudować sobie życie, za fundament obierając jedyny znany mu wcześniej element własnej przeszłości...