Rozdział 8

271 21 8
                                    

- Cześć - uśmiechnęłam się w kierunku mężczyzny, na co ten odwdzięczył się dokładnie tym samym.

- Cześć. Pięknie wyglądasz.

- Dziękuje. To gdzie jedziemy?

- Gdzie tylko sobie zażczysz.

- To może faktycznie wybierzemy się na tą kolację?

- A jednak? - roześmiał się - No dobrze. Znam tutaj niedaleko fajną włoską knajpkę.

- O, świetnie. Uwielbiam kuchnię włoską.

Samochód ruszył, a ja dyskretnie spojrzałam na Maćka. Ubrany w najlepszy garnitur i wypsikany najlepszymi perfumami wcale nie wyglądał na osobę z problemami finansowymi - a raczej wręcz przeciwnie. Więc jak to możliwe, że był sam?

- Łucja?

- Hm?

- Wiem, że może nie powinienem, ale... kim był ten facet u ciebie przed blokiem?

- A, to był tylko Kornel. Mój stażysta, wiesz?

- Stażysta?

- Mhm. Pracuję w Interpolu i ostatnio mój szef przydzielił mi młodego do pomocy.

- Interpol? - popatrzył na mnie z uznaniem - No, czym ja się zajmuję już chyba wiesz.

- Wiem - zachichotałam - Długo już pracujesz w zawodzie?

- Hm, będzie już piętnaście lat. A ty?

- Podobnie - odparłam - Siedemdziesiąty...?

- Szósty.

- A widzisz, ja ósmy.

- Ufff - prychnął śmiechem - Już myślałem, że będę musiał zapytać, a przecież kobiet o wiek się nie pyta.

W dobrych humorach dojechaliśmy do restauracji. Oboje zdecydowaliśmy się na typowe włoskie danie, czyli makaron. Rozejrzałam się dookoła - knajpka była przepełniona ludźmi. I chociaż znajdowała się zaledwie kilka kilometrów od mojego mieszkania - nigdy wcześniej tutaj nie byłam. Ściągnęłam swoją czarną ramoneskę, zawieszając ją na oparciu krzesła.

- Ładny lokal - stwierdziłam.

- A do tego sprawdzony - mrugnął okiem - Zobaczysz, posmakuje ci.

- Mówisz?

- Ja to wiem.

Podparłam swoją głowę ręką, obserwując ludzi obecnych w restauracji. Ostatnimi czasy za każdym razem, kiedy widziałam dziewczynkę wiekiem zbliżoną do Marysi przypominały mi się jej przykre słowa. Głęboko westchnęłam, mieszając łyżeczką w swojej herbacie.

- O czym tak myślisz? - zapytał po dłuższej chwili milczenia, na co ja potrząsnęłam głową.

- Ja?

- Ty - uśmiechnął się.

- Wiesz co... prowadziłam ostatnio taką sprawę. Ujęliśmy przestępcę poszukiwanego międzynarodowym listem gończym, chodziło o dzieci...

- Rozumiem cię - westchnął - Sam nie raz musiałem bronić niezłych zwyroli, chociażby pedofili, gwałcicieli czy damskich bokserów... Ale co poradzić? Taką mamy pracę.

- Może i masz rację... - wzruszyłam ramionami - Znaleźliśmy taką Marysię... Przekochana dziewczynka. Oprócz tego wszystkiego, co przeszła okazało się, że jest z domu dziecka.

- Przykre - podsumował.

- Nawet nie wiesz jak mi jej żal...

- Łucja, ale takich dzieci jest niestety więcej. Nie wiesz w jaki sposób się tam znalazła. Niejednokrotnie prowadziłem sprawy znęcenia się nad małoletnimi psychicznie czy choćby fizycznie... Może tam jest jej lepiej.

- Dobra - potrząsnęłam głową - Nie będziemy dołować się takimi rzeczami.

Na nasz stolik postanowiono dwa głębokie talerze z pięknie ozdobionym spaghetti w środku.

- I jak?

- Miałeś rację. Faktycznie, smaczne.

- Cieszę się - uśmiechnął się.

Kolacja minęła nam naprawdę szybko i ani się obejrzeliśmy było już po dwudziestej drugiej. Wstałam od stolika i ubierając ramoneskę, sięgnęłam do torebki po portfel.

- Schowaj to - nakazał.

- Nie no, daj spokój nie będziesz za mnie płacił.

- Ale ja chcę za ciebie zapłacić.

- Maciek przestań, bo mi potem będzie głupio...

Pomimo moich nalegań wręczył kelnerce całą należną sumą i chcąc nie chcąc oboje opuściliśmy restaurację.

- Bierz to - roześmiałam się, wciskając mu do dłoni pojedynczy banknot.

- Mam się obrazić? - uniósł brwi.

- W żadnym wypadku!

- Wsiadaj lepiej do samochodu.

- Odwieziesz mnie?

- Odwiozę cię, ale jeszcze nie teraz - mrugnął do mnie okiem.

- Jak to?

- Zabieram cię w pewne magiczne miejsce...

-Hm... Magiczne mówisz?

- Tak - uśmiechnął się, po czym otworzył mi drzwi od swojego samochodu - Zapraszam panią.

- No dobrze, proszę pana...

Po dwudziestu minutach jazdy w końcu dojechaliśmy na miejsce. Bez pytań szłam prowadzona przez mężczyznę, aż weszliśmy do - jak mogłam przypuszczać - jednego z warszawskich parków. Park Skaryszewski. Bez wątpienia niejednokrotnie miałam okazję o nim słyszeć, ale nigdy być.

Spacerowaliśmy między oświetlonymi alejkami i ku mojemu zdziwieniu - pomimo piątku park był kompletnie pusty. Ale nie mogłam powiedzieć, że ta sytuacja mi przeszkadzała. Wręcz przeciwnie - kreowała intymną atmosferę.

- Miałeś rację - westchnęłam - A wiesz, że nigdy tutaj nie byłam?

- Niemożliwe - roześmiał się.

- A jednak. Wiesz jak to jest... praca, dom, praca, dom. I tak w kółko.

- Wiem - oznajmił - Życie w biegu. Dlatego czasami trzeba odpocząć.

Zatrzymałam się na mostku i łapiąc się poręczy wbiłam wzrok w płynącą wodę.

- Mhm... Tylko ja właśnie jestem taka, że nie potrafię - mówiąc to moje ciało mimowolnie przeszły dreszcze, będące wynikiem zimna bijącego od strumyczka.

- Zimno ci? - usłyszałam za sobą, a zaraz potem poczułam, że ten okrywa mnie swoją kurtką.

- Zwariowałeś? - zdziwiłam się.

- Może... - stwierdził, stając tuż obok mnie - Uwielbiam takie klimatyczne miejsca...

- Ja też - odparłam, na co mężczyzna posłał mi szczery uśmiech - Wracamy?

- Czy to jest propozycja? - uniósł brwi.

- Jaka propozycja?

- WracaMY. Zgaduję, że... zapraszasz mnie do siebie na kieliszek dobrego czerwonego wina.

- Nie masz jeszcze dość wrażeń na dzisiaj?

- Ja? Nigdy.

- Wiesz... nie mam w zwyczaju zapraszać nowo poznanych osób do siebie do mieszkania - zachichotałam.

- No to dla mnie możesz zrobić wyjątek - wzruszył ramionami.

- Jest pan niezwykle uparty, panie Madej.

- Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi - oznajmił, na co oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

- No dobra. W takim razie zapraszam cię do siebie na kieliszek dobrego czerwonego wina - rozłożyłam ręce w geście bezradności i wkrótce oboje spacerkiem wróciliśmy na parking do samochodu.

***

Jak rozdział?😄 Co sądzicie o Maćku?🤗

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz