- Cześć - uśmiechnęłam się w kierunku mężczyzny, na co ten odwdzięczył się dokładnie tym samym.
- Cześć. Pięknie wyglądasz.
- Dziękuje. To gdzie jedziemy?
- Gdzie tylko sobie zażczysz.
- To może faktycznie wybierzemy się na tą kolację?
- A jednak? - roześmiał się - No dobrze. Znam tutaj niedaleko fajną włoską knajpkę.
- O, świetnie. Uwielbiam kuchnię włoską.
Samochód ruszył, a ja dyskretnie spojrzałam na Maćka. Ubrany w najlepszy garnitur i wypsikany najlepszymi perfumami wcale nie wyglądał na osobę z problemami finansowymi - a raczej wręcz przeciwnie. Więc jak to możliwe, że był sam?
- Łucja?
- Hm?
- Wiem, że może nie powinienem, ale... kim był ten facet u ciebie przed blokiem?
- A, to był tylko Kornel. Mój stażysta, wiesz?
- Stażysta?
- Mhm. Pracuję w Interpolu i ostatnio mój szef przydzielił mi młodego do pomocy.
- Interpol? - popatrzył na mnie z uznaniem - No, czym ja się zajmuję już chyba wiesz.
- Wiem - zachichotałam - Długo już pracujesz w zawodzie?
- Hm, będzie już piętnaście lat. A ty?
- Podobnie - odparłam - Siedemdziesiąty...?
- Szósty.
- A widzisz, ja ósmy.
- Ufff - prychnął śmiechem - Już myślałem, że będę musiał zapytać, a przecież kobiet o wiek się nie pyta.
W dobrych humorach dojechaliśmy do restauracji. Oboje zdecydowaliśmy się na typowe włoskie danie, czyli makaron. Rozejrzałam się dookoła - knajpka była przepełniona ludźmi. I chociaż znajdowała się zaledwie kilka kilometrów od mojego mieszkania - nigdy wcześniej tutaj nie byłam. Ściągnęłam swoją czarną ramoneskę, zawieszając ją na oparciu krzesła.
- Ładny lokal - stwierdziłam.
- A do tego sprawdzony - mrugnął okiem - Zobaczysz, posmakuje ci.
- Mówisz?
- Ja to wiem.
Podparłam swoją głowę ręką, obserwując ludzi obecnych w restauracji. Ostatnimi czasy za każdym razem, kiedy widziałam dziewczynkę wiekiem zbliżoną do Marysi przypominały mi się jej przykre słowa. Głęboko westchnęłam, mieszając łyżeczką w swojej herbacie.
- O czym tak myślisz? - zapytał po dłuższej chwili milczenia, na co ja potrząsnęłam głową.
- Ja?
- Ty - uśmiechnął się.
- Wiesz co... prowadziłam ostatnio taką sprawę. Ujęliśmy przestępcę poszukiwanego międzynarodowym listem gończym, chodziło o dzieci...
- Rozumiem cię - westchnął - Sam nie raz musiałem bronić niezłych zwyroli, chociażby pedofili, gwałcicieli czy damskich bokserów... Ale co poradzić? Taką mamy pracę.
- Może i masz rację... - wzruszyłam ramionami - Znaleźliśmy taką Marysię... Przekochana dziewczynka. Oprócz tego wszystkiego, co przeszła okazało się, że jest z domu dziecka.
- Przykre - podsumował.
- Nawet nie wiesz jak mi jej żal...
- Łucja, ale takich dzieci jest niestety więcej. Nie wiesz w jaki sposób się tam znalazła. Niejednokrotnie prowadziłem sprawy znęcenia się nad małoletnimi psychicznie czy choćby fizycznie... Może tam jest jej lepiej.
- Dobra - potrząsnęłam głową - Nie będziemy dołować się takimi rzeczami.
Na nasz stolik postanowiono dwa głębokie talerze z pięknie ozdobionym spaghetti w środku.
- I jak?
- Miałeś rację. Faktycznie, smaczne.
- Cieszę się - uśmiechnął się.
Kolacja minęła nam naprawdę szybko i ani się obejrzeliśmy było już po dwudziestej drugiej. Wstałam od stolika i ubierając ramoneskę, sięgnęłam do torebki po portfel.
- Schowaj to - nakazał.
- Nie no, daj spokój nie będziesz za mnie płacił.
- Ale ja chcę za ciebie zapłacić.
- Maciek przestań, bo mi potem będzie głupio...
Pomimo moich nalegań wręczył kelnerce całą należną sumą i chcąc nie chcąc oboje opuściliśmy restaurację.
- Bierz to - roześmiałam się, wciskając mu do dłoni pojedynczy banknot.
- Mam się obrazić? - uniósł brwi.
- W żadnym wypadku!
- Wsiadaj lepiej do samochodu.
- Odwieziesz mnie?
- Odwiozę cię, ale jeszcze nie teraz - mrugnął do mnie okiem.
- Jak to?
- Zabieram cię w pewne magiczne miejsce...
-Hm... Magiczne mówisz?
- Tak - uśmiechnął się, po czym otworzył mi drzwi od swojego samochodu - Zapraszam panią.
- No dobrze, proszę pana...
Po dwudziestu minutach jazdy w końcu dojechaliśmy na miejsce. Bez pytań szłam prowadzona przez mężczyznę, aż weszliśmy do - jak mogłam przypuszczać - jednego z warszawskich parków. Park Skaryszewski. Bez wątpienia niejednokrotnie miałam okazję o nim słyszeć, ale nigdy być.
Spacerowaliśmy między oświetlonymi alejkami i ku mojemu zdziwieniu - pomimo piątku park był kompletnie pusty. Ale nie mogłam powiedzieć, że ta sytuacja mi przeszkadzała. Wręcz przeciwnie - kreowała intymną atmosferę.
- Miałeś rację - westchnęłam - A wiesz, że nigdy tutaj nie byłam?
- Niemożliwe - roześmiał się.
- A jednak. Wiesz jak to jest... praca, dom, praca, dom. I tak w kółko.
- Wiem - oznajmił - Życie w biegu. Dlatego czasami trzeba odpocząć.
Zatrzymałam się na mostku i łapiąc się poręczy wbiłam wzrok w płynącą wodę.
- Mhm... Tylko ja właśnie jestem taka, że nie potrafię - mówiąc to moje ciało mimowolnie przeszły dreszcze, będące wynikiem zimna bijącego od strumyczka.
- Zimno ci? - usłyszałam za sobą, a zaraz potem poczułam, że ten okrywa mnie swoją kurtką.
- Zwariowałeś? - zdziwiłam się.
- Może... - stwierdził, stając tuż obok mnie - Uwielbiam takie klimatyczne miejsca...
- Ja też - odparłam, na co mężczyzna posłał mi szczery uśmiech - Wracamy?
- Czy to jest propozycja? - uniósł brwi.
- Jaka propozycja?
- WracaMY. Zgaduję, że... zapraszasz mnie do siebie na kieliszek dobrego czerwonego wina.
- Nie masz jeszcze dość wrażeń na dzisiaj?
- Ja? Nigdy.
- Wiesz... nie mam w zwyczaju zapraszać nowo poznanych osób do siebie do mieszkania - zachichotałam.
- No to dla mnie możesz zrobić wyjątek - wzruszył ramionami.
- Jest pan niezwykle uparty, panie Madej.
- Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi - oznajmił, na co oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- No dobra. W takim razie zapraszam cię do siebie na kieliszek dobrego czerwonego wina - rozłożyłam ręce w geście bezradności i wkrótce oboje spacerkiem wróciliśmy na parking do samochodu.
***
Jak rozdział?😄 Co sądzicie o Maćku?🤗
CZYTASZ
Łucja Wilk - Sound Of Silence
FanfictionPo przejściu z warszawskiego wydziału kryminalnego do Interpolu, życie Łucji w końcu zaczyna się układać. Kobieta jest zdecydowaną indywidualistką, która w pełni realizuje się zawodowo i niepotrzebuje do tego celu niczego ani nikogo. Nie chce wchodz...